"Cóż za brak wiary?"

676 70 22
                                    

Około godziny piętnastej zdałem sobie sprawę, że chyba postradałem rozum. Do każdego z członków Avengers napisałem wiadomość by jak najszybciej wrócili do wieży, a Steve'a wysłałem z moją matką na zakupy. KATASTROFA! Jak ja mogłem wpaść na taką dywersję? Przecież Steve z łatwością się skapnie, że coś nie gra. Co prawda wyjaśniłem mamie mój plan. Jej zadaniem było odciągnięcie Steve'a od wieży aż nie urządzę jakiejś imprezy na jego osiemnaste urodziny ale dopiero po ich wyjściu zdałem sobie z tego sprawę. 

Gdy drużyna wróciła do Stark Tower, przypomniałem sobie o kolejnym tycim tycim problemie. Poza Wandą, Clintem i Pietro nikt nie wiedział o moim związku ze Steve'm. Czy ja wszystko muszę odkładać na ostatnią chwilę? 

Chociaż jeszcze do wczoraj rana byłem na Steve'a wściekły bo myślałem, że zostawił mnie dla Barnesa więc nie miałem czasu na przygotowania. W końcu kto organizuje przyjęcie niespodziankę swojemu znienawidzonemu byłemu?

-O co chodzi, Stark?- to były pierwsze słowa, jakie usłyszałem od Natashy, po ich wyjściu z windy.

-A może by tak "hej, Stark" albo "miło cię widzieć, Tony". Z taką kulturą to ty se chłopa nie znajdziesz.- powiedziałem, starając się zachować spokój i opanowanie. Oraz tradycyjnie cięty język.

-Nie było cię dzisiaj ani Steve'a. Znowu się obiliście?- spytał Bruce, nie starając się ukryć tego czego się po mnie spodziewał.

-Cóż za brak wiary?- złapałem się teatralnie za serce i udawałem, że mnie jego słowa śmiertelnie zraniły. Powinienem zostać aktorem.

-Dobra, okey. Omijasz temat, czyli chodzi o coś ważnego.- podsumował Thor, który, jak na kogoś kto paraduje po ulicach z młotem kowalskim i w pelerynce, jest całkiem spostrzegawczy.

-Masz rację.- przyznałem, patrząc mu w oczy ale nie odezwałem się ani słowa więcej. Gardło mi się zacisnęło i nie byłem w stanie wykrztusić ani jednego słowa.

-Więc o co chodzi?- po pięciominutowej chwili ciszy, odezwała się Wandzia.

-Steve ma dzisiaj urodziny.

-I? My mamy dla niego prezenty ale myślałem, że ciebie to nie obchodzi?- podszedł do mnie Pietro i oparł rękę na moich barkach. Pewnie myślał, że z moje przeprosiny nic nie dały i dlatego się ciągle staram.

Jednak Clint do niego podszedł i strzepnął go. Tworzyli by świetną parę, gdyby nie działali sobie nawzajem na nerwy. Ale czy ja i Steve nie jesteśmy w tej sprawie tacy sami? Kurcze, jest plan. Hawksilver? Mega, są plany na przyszłość. Natasha nie poczuje się zraniona bo i tak buja się w Bannerze i myśli, że nikt tego nie widzi.

-I chcę urządzić dla niego jakąś imprezę niespodziankę.- powiedziałem ale już zdawałem sobie sprawę, że w głowach połowy z nich zaświeciła się czerwona dioda i wielki, neonowy napis "ERROR, BŁĄD W SYSTEMIE. PODSTĘP, PODSTĘP. WYCOFAĆ SIĘ".

-Stony?- pierwszy odezwał się Pietro, wychylając zza ramion nagle zainteresowanego rozmową Clinta.

-Od wczoraj.- pokiwałem głową.

-Czyli się udało?- znów spytał Maximoff, zginając kolana i przykładając zaciśnięte pięści do ust.

-Oczywiście. Tylko z romantycznej kolacji wyszły nici bo schrzaniłem.-aczkolwiek chrzanu do tej kolacji nie dodawałem.

-Chwila, o czym wy mówicie?-ruda przeleciała spojrzeniem od Pietra do mnie i z powrotem.

-Natasho, twój bystry umysł powinien już zauważyć, że ja i Steve jesteśmy parą. Te dwa lata nienawiści były tylko wrednym podstępem Barnesa, który ty wykryłaś.- nie no, w tym momencie to kulturka u mnie na poziomie.

-Chwila, C...- Pietro, chwała tobie i twojemu refleksowi. Zanim Natasha i Bruce krzyknęli na całą wieże, białowłosy zatkał im usta.

-Prosimy nie krzyczeć w pomieszczeniach zamkniętych, iż zbyt wysoki poziom natężenia decybeli może grozić utratą słuchu i kalectwem.- powiedział Clint, zaczynając masować ramiona Natashy, która pod wpływem zbyt wielu informacji (tylko jednej) zaczęła patrzeć na mnie jak na wariata.

Wszyscy poza moją trójcą poszli w jej ślady. Steve jest na zakupach od półgodziny a ja jeszcze nic nie mam.

-Rozumiem, że może to być dla was szok ale proszę, skupmy się. Moja mama będzie odciągać Steve'a od wieży tak długo jak to tylko możliwe ale my nie mamy nawet podstaw.

Jak już kiedyś wspominałem, potrafię zaginać czasoprzestrzeń. Dla niepamiętających był to początek rozdziału drugiego. Ale wracając do tematu. Wtedy myślałem, że jestem w stanie zrobić wszystko co tylko dusza zapragnie. Jakim ja byłem głupcem, że nie zdawałem sobie sprawy co potrafi zrobić banda dzieciaków, musząca bronić świata.

Natasha i Wanda w niecałą godzinę upiekły najwspanialszy tort urodzinowy jaki kiedykolwiek widziałem. Clint i Pietro zrobili małe zakupy, kupując za moje pieniądze tonę chipsów, napojów, cukierków i świeczki. Thor i Bruce w dziesięć minut sporządzili listę osób, które miały przyjść na urodziny Steve'a. Były to mniej więcej osoby ze szkoły i kilka osób z domu dziecka. A ja, razem z dwoma zbrojami Iron-mana, zabrałem się za strojenie salonu Stark Tower.

O szesnastej czterdzieści pięć wszystko było gotowe, a Steve wrócił do wieży z mamą. Prezent skołowałem na szybko. Światła były zgaszone, okna zasłonięte. Jedyne co się świeciło to świeczki na torcie. Szczęśliwa osiemnastka. Brakowało tylko Barnesa ale wątpiłem by Steve chciał go zobaczyć.

Drzwi windy się otworzyły a Steve wszedł do salonu.

~$$$~

Zbliżamy się do nieuchronnego końca. Jeszcze jeden rozdział i... koniec.

Nie jesteśmy podobni / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz