"Z jego ust, bolało najbardziej"

783 86 25
                                    

Nie mogłem zasnąć jeszcze przez długi czas. Myślałem o planie Starka, jednak nie można było tego nazwać planem. To był raczej zarys. Łóżko, chociaż miękkie, nie pozwalało mi się skupić na żadnej czynności. Ciągle przewracałem się z boku na bok, a później na plecy lub brzuch. To były wyrzuty sumienia za nieudaną misję, czy wrażenie, że coś jest nie tak? W telefonie miałem kilka wiadomości od Bucky'ego i Melody jednak na żadną z nich nie miałem ochoty odpisywać.

Gdy zegarek wskazał godzinę drugą w nocy, zerwałem się z łóżka zdenerwowany i wyszedłem z pokoju. Wszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie herbaty. Nie lubiłem tego zwyczaju, że gdy nie mogę zasnąć co najmniej do trzeciej, to idę do kuchni, a potem tam zasypiam. Niejednokrotnie wstawałem potem ze strasznymi bólami pleców, bo żaden dzieciak ani opiekun nie mieli "serca" by mnie obudzić.

Kuchnia była pusta, w końcu to piętro należało do mnie. Podjadanie, w przeciwieństwie do picia herbaty, w środku nocy nie było częstą czynnością w moim przypadku. Chyba, że uczyłem się do sprawdzianu, i nie miałem czasu na zjedzenie w dzień.

Dźwięki Nowego Yorku przebijały się przez ścianę a światła latarni i księżyca wpadało przez okno, przez co nie musiałem świecić światła, by cokolwiek zobaczyć. Wystarczyło włączyć niewielką lampkę znajdującą się nad piekarnikiem. Ciepłe, żółte światło dawało poczucie domowego zaciszu, nawet w kuchni w budynku, w którym kiedyś codziennie coś wybuchało. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie.

Nowy York o tej porze wyglądał wspaniale, więc czemu by nie wyjść na zewnątrz? Wróciłem do pokoju by przebrać się w jakieś dresowe spodnie. Powód mojego wstania już zniknął mi z głowy.

~~~

-Co się tak szczerzysz?- spytałem Steve'a, gdy zobaczyłem jak uśmiecha się sam do siebie.

-Co tu robisz?- zignorował moje pytanie, zadając własne. 

-Mieszkam.

-Bardzo śmieszne

-Jakoś nie bardzo.- podszedłem do niego i zabrałem mu z talerza jedną z kanapek z szynką i żółtym serem.- Pycha, zawsze robiłeś najlepsze.- zbladłem trochę, zdając sobie sprawę, że właśnie go skomplementowałem.

-Więc?- nie dawał za wygraną.

-Nudziło mi się a ty jako jedyny nie śpisz.- w odpowiedzi tylko mruknął i przełknął ostatni kawałek chleba. Przez chwilę jeszcze tkwiliśmy w ciszy aż stała się ona niezręczna.- Steve...

-Tak?

-Ja... może i jestem dupkiem ale ty nie jesteś lepszy. Wiele razy się kłóciliśmy i biliśmy, ciągle konkurowaliśmy. Ale przyznasz, że to było bez celowe. Ja i tak jestem lepszy.- jego oczy spojrzały na mnie spod czarnych, długich rzęs.- Nie patrz tak na mnie. Nie umiem przepraszać!

-To były przeprosiny?

-Staram się więc...

-Uznajmy, że już to powiedziałeś. Nie rób sobie kłopotów. Po prostu chcę żyć z tobą w zgodzie.- podniósł się w krzesła i wyciągnął w moim kierunku rękę, którą od razu uścisnąłem. Jednak cisza znów zapanowała między nami. Staliśmy jak dwa bałwany na środku kuchni.

-Jest jeszcze coś- mruknąłem i zmniejszyłem odległość między nami. Byliśmy tego samego wzrostu, dzięki czemu nie miałem w tym momencie kompleksów. 

-Co taki...- nie dokończył. Nie mógł. 

Coś mnie do tego pchnęło. Jego usta były miękkie i smakowały truskawkami. Przez chwilę żałowałem tego czynu. Chciałem się odsunąć ale on zaczął to odwzajemniać. Położyłem ręce na jego biodrach a on wtopił palce w moje włosy. Pocałunek na początku był delikatny i niepewny lecz po chwili przemienił się w coś zupełnie innego. Steve oparł się o blat stołu a ja jeszcze bardziej się do niego przybliżyłem by pomiędzy naszymi ciałami nie było ani milimetra wolnej przestrzeni.

Oboje ciężko oddychaliśmy. Teraz każdy pocałunek był namiętny a w niektórych momentach brutalny. Wsunąłem mu rękę pod koszulkę i przejechałem opuszkami palców po jego skórze. Była taka przyjemna w dotyku. Mruczał cicho w moje usta.

Ściągnąłem z niego tą przeklętą koszulkę i rzuciłem ją gdzieś. Spojrzeliśmy na siebie. Jego błękitne tęczówki patrzyły na mnie z pożądaniem. Jednak po chwili odsunął mnie od siebie, jego oczy błysły krwistą czerwienią a usta wygięły się w grymas.

-Naprawdę myślisz Stark, że jesteś coś wart?

Otworzyłem oczy i podniosłem gwałtownie głowę. Był to błąd, plecy bolały mnie od niewygodnej pozycji spania a w dodatku uderzyłem się o kawałem metalu wiszącego nade mną. 

Gdy ból jako tako minął, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Byłem w swojej pracowni, z której przecież wychodziłem. 

-Cholera, Stark, to był sen.- jeden, koszmarny sen. Tylko czemu śniłem, że pocałowałem Rogersa? Eh, jest ze mną coraz gorzej. Za oknem było jeszcze ciemno.- Jarvis, gdzie jest Steve?

-Mniej więcej półgodziny temu wyszedł z wieży.- nie zrobiło to na mnie większego wrażenia. Podniosłem się i w ciągu kilku minut stanąłem miedzy najważniejszą decyzją w moim życiu. Co teraz? Prysznic, łóżko czy kawa?

Jak się nad tym zastanowić to łóżko brzmiało najciekawiej. Wygodne, robione na zamówienie, więc nie będę miał koszmarów. Bo to co mi się chwilę temu śniło, zdecydowanie można było do tego zaliczyć.

Po położeniu się, zasnąłem od razu. Lecz pomimo niechęci, aż do pobudki, śniłem o pocałunkach ze Steve'm. Chyba gdzieś w podświadomości chciałem by to była prawda. 

-Naprawdę myślisz Stark, że jesteś coś wart?- z jego ust, bolało najbardziej.

~$$$~

😈😈😈😈

Akcja tak szybko się nie rozwinie, chociaż...

Nie jesteśmy podobni / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz