"Skończ"

836 87 20
                                    

-Więc tak. Zacznę od podstaw.- Fury każdemu z nas podał kartki z nowym planem lekcji. Hakowanie, ćwiczenia praktyczne, teoretyczne i indywidualne, kilka innych tego typu zajęć, których nazwy nie jestem w stanie wymówić i kamuflarz. Co ja, kurwa, kameleon jestem? Dobra, nie ważne.

-A teraz reszta- dodał Fury i zajął swoje miejsce na skórzanym fotelu za drewnianym biurkiem.- Jak każda drużyna, musicie mieć dowódcę.

-Oczywiście mnie.- przerwałem mu kolejny wywód o liderze z charakterem, wykształceniem bojowym i tego typu pierdołami. Dowódca musi mieć jedną rzecz, forsę. Położyłem nogi na stole i odchyliłem się do tyłu.

-Nie, Stark. Kogoś poważnego, kto będzie składał mi cotygodniowy raport z waszych postępów grupowych i nie pogrąży drużyny.

-To może Rogers?- spytałem z kpiną.

-Został wybrany na to stanowisko już na samym początku.

-Słucham?!- krzyknęliśmy jednocześnie.

-Nie nadaję się na dowódcę.

-Chociaż raz powiedziałeś coś mądrego- zwróciłem się do niego a potem spoważniałem, patrząc na Furego- Ale przecież wczoraj go pokonałem. Jestem lepszy. Mądrzejszy, silniejszy, przystojniejszy, bogatszy...

-Skończy.- przestałem wymienianie swoich zalet nie dlatego, że mi kazał, tylko po to by widzieć jego irytację.

-Dyrektorze Fury, z całym szacunkiem ale ja nie nadaje się na dowódcę. Nawet pod nadzorem TARCZY.

~~~

-Pamiętacie test, który robiliście pod koniec pierwszego semestru?- gdy wszyscy kiwnęli głowami, kontynuowałem:- Miał on sprawdzić wasze predyspozycje przywódcze. Z tobą, Steven, mógłby konkurować tylko Thor, który zdobył dziesięć punktów mniej.

Przyznam, że gdy sprawdzałem ten test, czytając odpowiedzi Starka, miałem ochotę wydrapać sobie drugie oko i wyjechać do Europy. Na pytanie o jego reakcję podczas ataku terrorystycznego, napisał, cytuję: "Jeśli Tony ich nie spłoszy, Iron-man ich wypatroszy".

-Od jutra zaczynacie lekcje w Triskelionie. Dzisiaj będziecie mieć jeszcze dzień wolny z powodu wyjazdu agenta Coulsona na misję.- wszyscy kiwnęli głowami, a potem za moją zgodą, wyszli z pokoju. Wypuściłem powierze z płuc i skupiając myśli spojrzałem na telefon. Wyciszony, wydawał z siebie tylko lekką wibrację, świadczącą o wiadomości od agenta Coulsona.

-Słucham?

-Dyrektorze, mamy mały problem.

-Jaki?

-Nasi informatycy, próbując namierzyć hakera, znaleźli w serwerach TARCZY wirusa. Wygląda na to, że to on ściągał dane. Próbujemy namierzyć sygnał ale to zajmie sporo czasu. W dodatku prawdopodobnie, odkrywając wirusa, daliśmy znać hakerowi, że go znaleźliśmy.

-Rozumiem.- powiedziałem spokojnie, przeklinając tak naprawdę w duchu.

-A co z projektem "Avengers"?

-Komplikacje między Starkiem a Rogersem, czyli to samo co w szkole.- zawsze sprawiali największy problem, dlatego już przestałem zwracać uwagę na ich wzajemne dogryzki.

-Nie sądzisz, że powinniśmy oddać pracę namierzenia hakera Starkowi?

-Nie, zacznie wtedy działać na własną rękę, co nie będzie wróżyć nic dobrego. Projekt "Avengers" ma ich zjednoczyć.

-Skoro my nie możemy znaleźć hakera, to jak niby oni mają go złapać?

-Na wszystko przyjdzie czas.- rozłączyłem się i ruszyłem w kierubku windy. Zobaczę jak agenci sobie radzą.

~~~
Gdy wróciliśmy do wieży, Steve i Tony od razu się zwinęli w swoje strony. Nie że coś ale trochę wkurza mnie ich dziecięce zachowanie. Rozumiem, że mają jakiś zatarg ale, gdy są w jednym pomieszczeniu, atmosferę można ciąć nożem, i to takim tępym lub jakimś do masła.

-Idziemy na lody, Natasha?- spytał mnie Clint a ja od razu się zgodziłam. Chłopak od zawsze potrafił wyrwać mnie z niemiłych zamyśleń, złych wspomnień lub melancholii. Zachowywał się jak starszy brat. Był mi podporą gdy potrzebowałam pomocy a nie chciała się do tego przyznać. Pomagał mi gdy przeprowadziłam się na stałe do Stanów i gdy tworzyłam nowe relacje z nowymi ludźmi.

Lodziarnia okazała się wspaniałym pomysłem. Chłód omiótł moją skórę, co, biorąc pod uwagę, że na zewnątrz było bardzo gorąco, działało niezwykle kojąco fizycznie i na napięte nerwy. Wszystko było by idealnie, gdyby nie fakt, że Clint siedział jak na szpilkach.

-Wiesz, że jeżeli masz jakiś problem to zawsze możesz na mnie liczyć?

-Wiem.- Clint spuścił głowę, co jeszcze bardziej upewniło mnie, że coś go męczyło.

-Więc o co chodzi?- poprawiłam włosy i założyłam niesforny kosmyk za ucho.

-Chciałem się spytać czy pomogłabyś mi ze Stevem i Tonym.

-W jakim sensie?- uniosłam lewą brew do góry.

-Mam dość ich docinek. Kiedyś byli przyjaciółmi i, chociaż wiem tylko, że wszystko zniszczył jakiś czynnik pośreni, chcę by znów było jak dawniej.

-Chcesz się bawić w psychologów?- wzięłam do ust trochę lodów ze szklanego pucharka, który niedawno przyniósł kelner. Uwielbiałam czekoladowe lodu, zwłaszcza na takie upały.

-Najpierw w detektywów. Na początek musimy ustalić co się między nimi wydarzyło.

-Jestem z tobą.- powtórzyłam słowa, które kiedyś powiedział Clint, gdy pomagał mi ze sprawami osobistymi. Od tamtego czasu te trzy słowa były symbolem tego, że zbliżała się jakaś gruba akcja.

-Ale nie mam żadnego pomysłu jak dowiedzieć się, co zniszczyło ich przyjaźń.

-Może spróbujemy porozmawiać z  Rhodleyem i Bucky'm? W końcu są najlepszymi przyjaciółmi naszych problemów.

-Rhodley może nam coś powie ale wątpie by Bucky coś zdradził. Steve jest dla niego niemal jak brat, nie piśnie słowem.

-Musimy spróbować wszelkich sposobów.- zapowiada się długie śledztwo.

~$$$~
Rozdział pojawił się szybciej niż powinien ze względu, że miałam beznadziejny dzień, napisałam rozdział, a że jest według mnie nienajgorszy, to wstawiam. 🙂

Nie jesteśmy podobni / StonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz