W korytarzu panowały egipskie ciemności. Nie miałem pojęcia gdzie mam iść by w coś nie walnąć. Jedyne co mi pomagało w tej krótkiej wędrówce między windą a salonem było niewielkie, miotające się światełko, odbijające się od ściany.
Gdy stanąłem w progu, jedyne co byłem w stanie zobaczyć to oświetloną blaskiem ognia zapalniczkę i kawałek brody Tony'ego, co wyglądało dość upiornie. Najpierw zakaszlałem sztucznie kilka razy, by zwrócić na siebie ich uwagę, nie rozumiejąc za bardzo zaistniałej sytuacji.
-Wszystkiego najlepszego, Steve.- światło się zapaliło a rolety zsunęły z okien. Zasłoniłem oczy rękoma, ponieważ nagły przypływ światła, zaczął mnie razić. Dopiero gdy oczy przystosowały się do pełnego oświetlenia, zwróciłem uwagę na osoby znajdujące się w pomieszczeniu.
Dziewiętnaście najbliższych mi osób stało kilka metrów przede mną z uśmiechami wielkości bumerangu. Salon był wystrojony kolorowymi girlandami, pod sufitem latały balony, po podłodze walały się kawałki papieru, najprawdopodobniej confetti, które chyba przegapiłem, przez nagłe odsłonięcie rolet.
-Wow, to dla mnie?- spytałem lekko oszołomiony. Znaczy... Tony dzisiaj mi złożył życzenia ale nie spodziewałem się, że odwali takie coś.
-A ktoś inny ma dzisiaj urodziny?- Pietro rozejrzał się po pomieszczeniu, jakby szukał podniesionych w górę rąk, świadczących o pozytywnej odpowiedzi na jego pytanie retoryczne.- Nie.
-Jak wam się udało to wszystko zorganizować w tym czasie?- to było naprawdę coś. Nie potrafiłem uwierzyć w to co widziałem.
-Tajemnica zawodowo- urodzinowa.- zaśmiała się Natasha i podeszła do mnie jako pierwsza. Objęła mnie ramieniem i pocałowała w policzek. Jednak za chwilę jej miła twarz zmieniła się w minę seryjnego mordercy.- Ale i tak oberwiesz za ukrywanie swojego związku ze Starkiem.
-Wierzę.- odpowiedziałem jej uśmiechem a potem zwróciłem się z powrotem do pozostałych osób.- Dziękuję. Wam wszystkim.
~~~
Twarz Steve'a trochę przelała się strachem, gdy Natasha szepnęła mu coś do ucha ale potem znów się rozweselił. Kamień spadł mi z serca, gdy usłyszałem jego śmiech. Najpierw goście złożyli mu życzenia. Dziewczyna imieniem Melody nie mogła oderwać się od mojego chłopaka i bałem się nawet, że będę musiał przynieść łom.
Byliśmy na urodzinach a nie na weselu a mimo to, gdy ja dawałem prezent Steve'owi, po salonie rozniósł się głośny krzyk Clinta "gorzko, gorzko". Jeśli mu tak gorzko, to niech się cukru nażre.
Oczywiście nie mogłem się powstrzymać i łapiąc chłopaka za biodra, przyciągnąłem go do siebie, łącząc nasze usta w pocałunku. A co? Niech mi zazdroszczą przegrywy. Po salonie rozniósł się krzyk i pisk. Aż żałowałem, że nie byliśmy gdzieś na uboczu bo bym nie przerywał.
Potem miało się odbyć tradycyjne zdmuchnięcie świeczek z tortu. Postanowiliśmy z resztą drużyny, że urządzimy to przyjęcie w klasycznym stylu, bo Steve nie lubił nigdy tłoku i zbyt przesadzonych imprez.
Ale kim ja jestem by prosić by coś było klasyczne i normalne. Świat zawsze musiał być przeciwko mnie i moim dobrym chęciom. Ale to już opiszę szczegółowo bo to jest warte opowiedzenia.
Splotłem dłoń z dłonią Steve'a i znów go pocałowałem. Nie potrafiłem przestać, przyciągał mnie jak magnez.
-No przepraszam bardzo.- rozniósł się głos pełen pretensji.
Spojrzałem na Clinta i gadającego z nim Pietro. Stali naprzeciwko nas. Nagle na ich ramionach ktoś położył ręce i odsunął ich od siebie. Między nimi stanęła Melody z ugiętymi na boki nogami, przez co wyglądała na pół metra niższą, rękami rozłożonymi na całą długość i miną niczym prawdziwa emotikonka. Usta wykrzywiła w taki sposób, że było jej widać dolne dziąsło, a oczy jej się nagle zmieniły w dwie siejące nienawiścią kreski. Nie był to ciekawy widok.
-Przegapiłam coś, czy nie było jeszcze tortu?- zaśmiała się Melody i popchnęła Steve'a w kierunku ciasta.- Zdmuchnij świeczki i pomyśl życzenie.- chłopak stanął naprzeciwko tortu i i lekko pochylił się nad nim, by móc dosięgnąć świeczek.
Jednak to co się wydarzyło potem... miałem ochotę zapaść się pod ziemię, Tort nagle zaczął się dziwnie kręcić. I to dosłownie. Nie, że torty kręcą się normalnie. Tańczył jakieś jebane ługi-bugi.
Steve odsunął się od niego w popłochu a zaraz za nim reszta gości. Chyba nikt nie chciał mieć do czynienia ze zmutowanym tortem, które chce stworzyć armię z jajek i mąki pszennej by zapanować nad ziarnami zbóż i zniszczyć wegan i ludzi uczulonych na gluten.
-Wanda? Coś ty dodała do tego ciasta?- spytałem, mając jednak nadzieję, że to jej sprawka i to nie jest bomba.
-To nie ja. Może Bruce?
-Ej!- dobiegł nas oburzony krzyk Bannera, z drugiego końca pomieszczenia.
Jedno było pewne. Trzeba uświadomić kiedyś Thora, że wkładanie setki białych myszek do tortu urodzinowego, nie jest zwyczajem ziemian. Może gdzieś w drugim końcu wszechświata ale nie tutaj.
Cała podłoga była ubrudzona niebieskim lukrem o smaku jagód i czekoladą. Połowa gości wskoczyła na stół by żadna mysz nie przedarła się po nodze do ich bielizny.
-Boże, Steve. Przepraszam. To miały być twoje najlepsze urodziny a wyszła katastrofa.- oparłem zrezygnowany czoło o jego ramię i poczułem jakbym znowu zawiódł.
-Oh, Tony. Nie przepraszaj. Nie wyszła katastrofa. Ty to zaplanowałeś, Natasha i Wanda upiekły ciasto, Clint i Pietro zorganizowali zabawę, Bruce zaprosił gości a Thor dodał do tego białe myszki.- zaśmiał się i schylił by złapać na dłoń jedno z tych małych gryzoni.- Każdy dał coś od siebie. Jest idealnie.
~$$$~
UWAGA!
Ze względu, że mam nadmiar wolnego czasu, a ta książka uległa prawie zakończeniu zastanawiam się nad zaczęciem kolejnej książki. Tylko pytanie, to też ma być Stony czy już inny ship (jeżeli inny, to podajcie propozycję). Bajo.
Za tydzień pojawi się ostatni-ostatni rozdział więc nie rozchodźcie się.
Zapraszam również do czytania innych książek obecnych na moim profilu *bla bla bla*
CZYTASZ
Nie jesteśmy podobni / Stony
FanfictionSteve i Tony znają się od dziecka, przyjaciele od piaskownicy. Jednak nie dobre relacje z ojcem mogą zniszczyć więcej niż można przewidzieć. Zbyt częste porównywanie Tonego przez Howarda do Steve'a zniszczyło to co między nimi było. Jednak pewien po...