Lekko otworzyłam powieki i spojrzałam przez okno. Albo mi się zdaje, albo jest zbyt jasno. Spojrzałam
na zegarek, który wskazywał 7.40. Pani Tamma mnie zabije. Szybko zerwałam się z łóżka jak oparzona i szybko przystąpiłam do porannym czynności. W pewnej chwili przypomniałam sobie jej słowa "Jeszce jedno spóźnienie, a będziesz musiała się pożegnać z tą pracą". Nie no super. Musiałam coś wykombinować i zadzwoniłam do Sam:
- Sam? To ja Jane, jest sprawa.
- Niech zgadnę,spóźnisz się?
- Błagam zrób coś, pani Tamma mnie zabije.
- Okay, jak coś to powiem,że jestem w ksero, bo poprosiłam Cię o skopiowanie kosztorysów. Ale lepiej się pośpiesz kochana.
- Jesteś wielka, dziękuję! Pa.
Szybko wybiegłam z domu i złapałam najbliższy autobus. Na miejscu byłam 10 minut później. Jak najszybciej weszłam do firmy i postanowiłam pójść na górę schodami. Bałam się, że w windzie spotkam panią Tammę. Kiedy byłam na górze, wychyliłam głowę zza ściany i przeglądałam się, czy nigdzie jej nie widać.
- Dzień dobry panno Jane.
Podskoczyłam przestraszona i odwrociłam głowę. Cóż, zapomniałam,że coś gorsze od pani Tammy może być spotkanie szefa.
- Um, witam panie Tomlinson.
- Czemu szła pani schodami? Nie chcę nic mówić, ale mamy coś takiego jak windę.
Uszczypliwy już od rana.
- Ja... bardzo lubię sport.
- Czemu jest pani w kurtce? Słyszałem, że była pani w ksero.
Doinformowany również od rana. Niech to szlak.
- Um, tak,ale tam jest po prostu zbyt zimno.
Zimno? W całym budynku jest jak w piecu, nawet ja bym się nie nabrała.
- Nieważne, zaraz przyjdzie do mnie klient, a Sary oczywiście dalej nie ma, więc przynieś nam kawę. Oczywiście taką jaką lubię.
- A jaką pan lubi?
- Radzę Ci się szybko dowiedzieć. - powiedział i poszedł do biura.
Aha, super. Dziękuję za informację.
Miałam szczęście,bo obok przechodziła pani Tamma.
- Um, pani Tammo. - spojrzała na mnie, jakby chciała mnie zabić. - wie pani może jaką kawę...
- Czarna bez cukru,każda o to pyta. - już miała odchodzić, kiedy znów odwróciła się w moją stronę. - swoją drogą,bardzo dziwna sytuacja. Ledwo zaczęłaś pracę,a już jedziesz z Louisem do fabryki. Zdumiewające. - "przeskanowała" mnie wzrokiem i poszła.
Czy ona mi coś sugeruje? Ja się w ogóle dziwię, że nadal tu jestem. Sądziłam, że z marszu mnie zwolni. Nie zastanawiając się dalej, poszłam zrobić kawę i zaniosłam ją do biura.
- Proszę. - usłyszałam, kiedy zapukałam.
- Pańska kawa. - podeszłam do biurka i postawiłam filiżanki. Spojrzałam na klienta i postanowiłam się przedstawić.
- Jane, bardzo mi miło.- uśmiechnęła się.
- Mark, mi również. Co za urocza z pani osoba.
- Panno Jane, to wszystko. - powiedziała oschłym tonem Louis.
O co mu chodzi? Chciałam być tylko miła. Szybko wyszłam z gabinetu i udałam się do swojego działu. Na moim biurku widniała karteczka od pani Tammy z zadaniami na dzisiaj. Dobrze, że wszystko było idealnie wytłumaczone, ponieważ nie chciałam niczego zepsuć na samym początku. Dzielnie pracowałam przed komputerem przez około godzinę, kiedy przyszła Sam.
- Jane, masz być na dolnym parkingu za 5 minut. O co chodzi?
- Ahh, jadę z szefem do fabryki, Dziękuję, że przypomniałaś.
- Co? Jak Ty to sobie załatwiłaś?
- Normalnie,poprosił mnie.
- Wow. Nie każdy dostaje taki honor.
- Dla mnie to nie jest żaden honor. Zresztą jak pójdziemy kiedyś na lunch,to mogę Ci opowiedzieć,a teraz się zbieram.
Wstałam i wzięłam swoją kurtkę z krzesła.
- Koniecznie! - krzyknęła Jane, kiedy się oddalałam.
Chwilę później byłam już na parkingu. Tylko pytanie, do którego samochodu miałam iść. Szłam i rozglądałam się za szefem w szybach aut, aż usłyszałam głos za sobą.
- Tutaj panno Jane.
Odwrociłam się. Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami. Naprawdę miał hipnotyzujące spojrzenie. Wskazał na samochód po lewej stronie, więc pokazałam za jego krokiem. Otworzył mi drzwi, czego się nie spodziewałam przez jego docinki w moją osobę,a chwilę później odpalił auto. Panowała między nami niezręczna cisza. Dobrze, że chociaż włączył muzykę. Dziesięć minut później byliśmy już na miejscu.
- Część Teddy. - Louis z uśmiechem podał rękę mężczyźnie, który na nas czekał.
Wow, ten sztywniak ma jednak w sobie jakieś emocje.
- Witamy szefie. A Ty jesteś?
- Jane, miło mi. - przedstawiłam się.
- Wiedziałem, że Sara długo u Was nie zagości.
Zapewne mówił o tej asystentce. Coz, z moja cierpliwością też tu długo nie zagoszczę.
- Lepiej już chodźmy. Więc jak tam produkcja?
No i się zaczęło. Przeglądaliśmy meble, ja notowałam wszystko; czego brakuje. Szef musiał oczywiście dzieciez razy sprawdzić czy wszystko jest dopracowane. Spędziliśmy tam gdzieś około dwóch i pół godziny. Słowa Louisa "wracamy już" były jak zbawienie m. Pożegnaliśmy się z Teddym i wsiedliśmy do auta.
- Zamów wszystko, czego brakuje na hali i dopilnuj, aby towar był już następnego dnia.
- Dobrze, tak zrobię.
I znowu cisza. Po drodze dojechaliśmy na stację benzynową, więc postanowiłam poczekać w samochodzie. Po chwili wsiadł do niego szef i skierował w moją stronę wielką kanapkę z kawą.
- Emm, co to jest?
- Twój lunch. Nie było dzisiaj jak zjeść, więc trzymaj.
- Dziękuję, ale...
- Trzymaj. - jego wyraźny ton sprawił, że wzięłam bez wahania.
Cóż, to było miłe z jego strony. Byłam w sumie ciekawa jego osoby, ale bałam się spytać.
- Nie krępuj się. -powiedział.
- hmm?
- Widzę, że chcesz coś powiedzieć.
- Um, ja się tylko tak zastanawiam...ile już pan zarządza tą firmą?
- Dobre 5 lat.
- I um... sam pan to wszystko zaczął?
- Pomógł mi mój przyjaciel. Zawsze miał żyłkę do interesów. Przedstawiłem mu mój pomysł na biznes, a on dał mi kilka wskazówek, dzięki którym jestem w miejscu, w którym jestem.
- To bardzo miłe z jego strony. Na pewno wspaniale jest mieć takiego przyjaciela.
- Na pewno wspanialej by było, gdybym nie musiał odwiedzać go na cmentarzu.
Uhh, nie trafiłam w temat, jak zawsze zresztą.
- Um, ja przepraszam, bardzo mi...
- Nieważne. Jedz, bo Ci wystygnie.
Skierował wzrok na moją kanapkę. Zabrałam się za kosumpcję. Musiałam chwilę usnąć, bo kiedy otworzyłam oczy, nie czułam już poruszania się po alfalcie.
- Jesteśmy panno Jane.
Spojrzałam przez okno... chwila. Znajdowaliśmy się w dobrze znanej mi okolicy. A dokładniej przed moim blokiem. Nie rozumiałam.
- Ale..
- Myślę, że na dzisiaj już się dosyć napracowaliśmy. Jesteś już dzisiaj wolna.
- Skąd ma pan mój adres?
- Cóż, przynosząc nam swoje CV, musiałaś go tam wpisać. - powiedział kpiąco.
Czyli humorek powraca.
- Um, dziękuję bardzo. Do jutra panie Louisie. - powiedziałam i chwyciłam za klamkę.
- Ah, jeszcze jedno. Musisz pamiętać, żeby nie przedstawiać się więcej moim klientom. Twoim obowiązkiem było jedynie przyniesienie kawy i to wszystko.
Odwrociłam się do niego.
- Przepraszam, chciałam być tylko miła.
- Z doświadczenia wiem, że z klientami należy zachowywać tylko stosunki dyplomatyczne.
Czyżby jakieś nieprzyjemne wspomnienia?
- Dobrze, jeżeli to już wszystko...
- Tak. Możesz iść. Tylko pamiętaj, że jutro jest sporo pracy, także nie zasiedź się w ksero jak dzisiaj.
Puścił oczko. Uhh, skubany wie wszystko.
- Do widzenia. - zamruczałam bardziej niż odpowiedziałam i wyszłam z samochodu.
Ostatni raz spojrzałam jak odjeżdża i udałam się do domu.---------------------------------------------------------
Oto kolejną część. Mam nadzieję, że się podobało. Za komentarze i głosy będę ogromnie wdzięczna. Panda Angel xx
-
![](https://img.wattpad.com/cover/180017319-288-k277244.jpg)
CZYTASZ
I Found You | L.T.
Romance~ Tylko ONA może mi pokazać miejsce szczęścia ~ I wreszcie znalazłam: to miejsce to ON