Rozdział 6

45 3 2
                                        

- Co ty gadasz? To jak jakieś przeznaczenie.
- Chyba fatum. - oznajmiłam Sam przy naszym wspólnym lunchu.
- Spotykasz gościa w parku, potem na imprezie, jeszcze potem okazuje się, że jest twoim szefem, a w dodatku bierze cię jako pomocnika przy comiesięcznym raporcie. Laska, tutaj serio jest coś na rzeczy. - ekscytowała się Sam.
Do końca nie wiedziałam, czy mogę jej to powiedzieć. W końcu mogła roznieść to na cały biurowiec, a niechciałabym codziennie spotykać się z niemiłymi spojrzeniami. Aczkolwiek miała coś takiego w sobie, że czułam, że mogę jej zaufać. Zupełnie jakbyśmy się znały od lat.
- Chyba tylko ciebie cieszy taki stan rzeczy. Gdybym naprawdę nie potrzebowała pieniędzy, na pewno bym tutaj nie została. Codziennie muszę się męczyć z jego ukąśliwymi uwagami. W dodatku jest sztywniakiem, serio.
- To prawda, bywa dość oschły, ale chyba wszyscy ludzie na wysokich stanowiskach tacy są. Poza tym w środku może okazać się całkiem czułym mężczyzną.
- Prędzej można osiwieć niż zobaczyć jego czułość.
- I kto tu jest ukąśliwy. - zaśmiała się Sam. - na szczęście masz tutaj mnie. - wyszczerzyła się, co było niezwykle urocze.
- Tak, zdecydowanie spotkało mnie szczęście. - odwzajemniłam uśmiech.
Po miłej pogawędce trzeba było się zbierać do pracy. Sam zapłaciła za mój posiłek, co oczywiście było niezręczne, ale była zbyt uparta. Naprawdę cieszę się, że trafiłam tutaj na kogoś tak miłego. Chwilę później siedziałam już przy swoim biurku i sprawdzałam wszystkie dokumenty. Sam dzielnie mi pomagała, ponieważ to ona miała pieczę nade mną. Po trzech godzinach sprawdzania czy wszystkie cyferki się zgadzają, miałam serdecznie dosyć. Usłyszałam nagle dźwięk dzwonka, więc odebrałam telefon:
- Halo?
- No hej laska. - odpowiedziała Emily, jak zawsze w dobrym humorze. - no i jak tam Ci się żyje w nowej pracy?
- Nie narzekam. Jest dużo pracy z papierami i tyłek niemiłosiernie mnie boli, ale jestem w stanie przeżyć.
- A jak szefowa?
- W sumie to szef.
- Hm?
- I nie uwierzysz kto nim jest.
- Dawaj.
- Ten palant z imprezy.
- Co Ty gadasz? - odpowiedziała zaskoczony tonem. - Ten przystojniak? Laska, to jest jak jakieś przeznaczenie.
- Uh, niech wszyscy przestaną z tym przeznaczeniem. Jest mega sztywniakiem. W dodatku te jego zdarte jak płyta teksty działają mi na nerwy.
- Jestem pewna, że wyolbrzymiasz. Ja bym tam się za niego brała.
- Droga wolna. Mi relacja szef-pracownik zdecydowanie wystarczy. Okay,kochana, muszę kończyć. Odezwę się potem, całusy.
- Okay, papa.
W sumie nie widziałam czy muszę kończyć. Jednak już nie chciałam o tym gadać. Chwyciłam z biurka moją czarną torebkę i telefon i wstałam z zamiarem udania się do łazienki. Odwracając się, podskoczyłam przestraszona, przykładając swoją prawą rękę do piersi.
- Dzień dobry panno Jane.
Przede mną stał Louis Tomlinson we własnej postaci z tym swoim cwaniackim uśmiechem. Jego włosy jak zawsze były idealnie ułożone, kołnierzyk lekko odgięty, ale to tylko dodawało mu charakteru. Co jeżeli słyszał moją rozmowę? Jestem zwolniona? Kurwa.
- Um, dzień dobry panie Tomlinson.
- Podczas pracy zajmujemy się tylko pracą panno Jane. - odrzekł i wyminął mnie, idąc w stronę korytarza.
Super, jak nic mam przechlapane. Czułam, że długo tutaj nie pobędę. Jeszcze dyscyplinarki mi tylko brakuje do tego wszystkiego. Oby nie był takim dupkiem.
- A! - odwrócił nagle głowę w moją stronę. - Jak wszystko skończysz, przyjdź do mojego biura.
I poszedł. Jeszcze musi zabierać mi mój cenny czas po pracy na użeranie się z nim. Jestem po prostu oczarowana. Poszłam do łazienki się odświeżyć. Szybko poprawiłam swój makijaż, który dzisiaj wyglądał okropnie. Szczególnie kreski na powiekach, które nigdy mi nie wychodziły. Nie rozwodziłam się więcej nad swoją urodą i wróciłam do obowiązków. Kiedy przyszła Sam, wszystko dokładnie mi wytłumaczyła. Bogu dzięki, że jest taka cierpliwa.
Zbliżał się już powoli koniec mojej zmiany.
- Proponuję iść do pobliskiej kawiarenki. Mają tam przepyszne ciasto. No chyba, Że masz już jakieś plany na wieczór. - zaproponowała Sam.
- Hmm, szef mnie jeszcze wezwał do gabinetu. Nie wiem ile mi to zajmie, także przełóżmy to może na jutro.
- Jasne kochana, do jutra. - puściła mi oczko i poszła.
Nie wiem, co sobie wyobraża, aczkolwiek nie jest tak kolorowo. Weszłam na górę. Powoli zbliżałam się to gabinetu Louisa. Chciałam już zapukać, ale usłyszałam, że rozmawia przez telefon.
- To ja niby nie rozumiem? Ja nigdy w życiu nie miałem problemów i nie zamierzam ich mieć!
Miał bardzo ostry ton głosu. Postanowiłam trochę podsłuchać.
- Nie obchodzi mnie to. Masz to załatwić. Już nawet nie mogę liczyć na porządnego menadżera. Albo to rozwiążesz, albo pożegnań się ze stanowiskiem. I nie dzwon do mnie ze złymi wieściami.
Nastała cisza. Chyba już się rozłączył. Chciałam oderwać ucho od drzwi, kiedy niespodziewanie ktoś z całej siły je otworzył. Czułam, że tracę równowagę i chwieję się do przodu. Na szczęście Louis miał refleks i złapał mnie w ostatniej chwili. Jego ręką chwycila mój brzuch, a druga położył na plecach.
- Panno Jane?
Szybko się wyprostowałam i poprawiłam spódniczkę. Spojrzałam mu w oczy. A Przynajmaniej próbowałam, bo mój wzrok szybował we wszystkie strony.
- Um, wzywał mnie pan.
- Owszem. - pytającym wzrokiem na mnie spojrzał. - długo już tu stoisz?
- Em, nie, dopiero przyszłam.
- Nie ważne, wejdź.
Weszłam powoli do jego gabinetu. Piękne brązowe ściany, lustrzany widok na panoramę miasta i dużo obrazów. Wszędzie było przestrzenie. Czemu wcześniej nie zauważyłam jakie piękne jest to pomieszczenie?
- Otóż wezwałem Cię,aby jeszcze raz upomnieć Cię, że prywatnych spraw nie załatwia się w pracy,a po drugie tutaj. - pochylił się nad swoją szafką i wyciągnął stos kartek. - tutaj są raporty, które trzeba dokładnie sprawdzić. I trzeba to zrobić teraz.
On żartuje prawda?
- Hm, nie chcę być niemiła, ale wydaję  mi się, że moje godziny pracy się już skończyły.
- Owszem, ale musisz udowodnić, że nadajesz się na to stanowisko,także lepiej nie marnuj czasu.
- Ale...
- Przy biurku mojej asystentki masz komputer. Możesz przy nim pracować.
- I mam tutaj zostać sama?
- Nie, ja też będę pracować. Poza tym to bezpieczna firma, więc nie ma się czego obawiać. Powodzenia. - powiedział i wtopił swój wzrok w laptop.
Aha? Co za dupek. Przecież jutro będę jak chodzące zombie.
- A.. - nie dokończylam.
Jednak nie było sensu się z nim kłócić. Odwrociłam się na pięcie, wyszłam z gabinetu i usiadłam przy biurku asystentki. Musiałam być gotowa na ciężką noc.

----------------------------------------------------------
Mam nadzieję, Że Wam się podobało. Zapraszam do komentowania i głosowania. Panda Angel xx

I Found You | L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz