- Panna Jane?
Tak, ja debilu. Jakby jeszcze był zdziwiony moją obecnością.
- Zostawię panu obiad w jadalni i już pójdę, do widzenia państwu. - wtrąciła się Mary.
Cały czas patrzyliśmy się na siebie z Louisem, jednocześnie słuchając kroków Mary, która właśnie wyszła z domu. Louis postanowił się wtedy odezwać.
- Coś się stało panno Jane?
Czy to są jakieś żarty? Myślałam, że po rozmowie z Mary się uspokoiłam, jednak moja złość wzrosła na nowo.
- Co się stało? Czy ty sobie ze mnie kpisz? - wstałam, uderzając dłońmi o blat stołu.
- Zapewne chodzi o sytuację z dzisiaj. Mogę to wyjaśnić. - nadal spokojnym tonem odpowiadał Louis.
- Tutaj nie ma czego wyjaśniać. Bo jak chcesz wytłumaczyć to, że ja jak głupia ci się zwierzam, a Ty przyprowadasz do firmy mojego ojca?
- To stało się przez przypadek. Sam do mnie zadzwonił, bo słyszał, że moja firma jest jedną z lepszych w Nowym Yorku.
- Czyli co, tak po prostu się na to wszystko zgodziłeś? Myślałam, że masz więcej szacunku do swoich pracowników.
Wzięłam torebkę i zaczęłam kierować się do wyjścia. Louis podbiegł i złapał mnie za ramię.
- Poczekaj. Nie wiedziałem, że to twój ojciec.
- Jakoś nie chce mi się w to wierzyć, więc daruj sobie.
Wyrwałam się z jego uścisku i wtedy on znów mnie złapał.
- Ugh, masz rację. Ale zrozum. Mam teraz problemy okay? Potrzebuję tego klienta. Jeżeli wszystko się ułoży, to będę Ci płacił dwa razy więcej.
- Myślisz, że jestem osobą którą da się przekupić? Wiesz co, mam tego dosyć, rób co chcesz. Ja odchodzę.
Znowu wyrwałam się z jego uścisku i tym razem szybko wybiegłam z jego mieszkania. Totalny dupek. Udałam się do domu, przy okazji kupując w markecie kubeł lodów. Znowu wzięłam się za seans Szybkich i Wściekłych, chociaż musiałam być w okropnym stanie, bo nawet to nie poprawiało mi humoru. Wszyscy mężczyźni, których spotkałam to totalni debile i tym razem nie było wyjątku. Naprawdę przez chwilę poczułam, że mogę mu ufać jak nikomu innemu. I znowu będę musiała znaleźć nową robotę. Położyłam się spać, bo miałam dosyć tego wszystkiego. Następnego dnia wstałam o 7. Jak ma to być mój ostatni dzień w pracy, to przynajmniej się nie spóźnię. Czterdzieści minut później byłam już pod firmą. Zobaczyłam Sam, więc do niej podeszłam.
- Hej Sam. - uśmiechnęłam się do niej.
Ona spojrzała na mnie srogim wzrokiem i wyminęła mnie. Podbiegłam do niej i chwyciłam jej ramię.
- Ej, Sam co jest?
- To ja się pytam co Ci jest? Wyszłam wczoraj bez słowa, potem nie dałaś znaku i na dodatek musiałam Cię znowu kryć przed Tammą.
- Sam ja Cię tak bardzo przepraszam, po prostu byłam taka rozemocjonowana.
Kiedy zobaczyła moją minę, złagodniała.
- Ehh, a wyjaśnisz mi co się stało?
- Tak, tylko może gdzieś na osobności.
Weszłyśmy do pobliskiego pomieszczenia. Opowiedziałam Sam wszystko ze szczegółami.Była bardzo zaskoczona.
- Jane, jesteś pewna, że chcesz odejść?
- Tak, Sam. Zrozum, że nic dobrego nie spotka firmę, jeżeli będę musiała użerać się w niej z moim ojcem.

CZYTASZ
I Found You | L.T.
Romance~ Tylko ONA może mi pokazać miejsce szczęścia ~ I wreszcie znalazłam: to miejsce to ON