Rozdział 9

40 0 0
                                        

- Jane! - krzyknęła za mną Sam. - Tu jesteś, szukam Cię dzisiaj od rana. 

Od minionego zdarzenia minęły dwa tygodnie. Już sporo zdążyłam się nauczyć, więc nie potrzebowałam pomocy Sam. Louis natomiast ciągle mnie unikał i nawet nie zwracał na mnie uwagi. W sumie ja też postanowiłam olać tą sytuację. 

- Wybacz, pani Tamma ciągle każe mi latać załatwiać sprawy.

- O nie, najgorzej. Wzięła Cię dzisiaj jako ofiarę na posyłki. Słyszałaś, że podobno dzisiaj do naszej firmy zawita jakiś wysokiej rangi biznesman?

- Nie, nic mi o tym nie wiadomo.

- Podobno może być z tego niezły zysk. Mam okazję dzisiaj być na konferencji z jego udziałem, chcesz do mnie dołączyć?

- Wiesz, w sumie to mam dużo pracy tutaj, więc chyba sobie odpuszczę.

- No proooszę Jane, bez Ciebie to ja się tam kompletnie zanudzę.

- Przecież przed chwilą miałaś dość podekscytowany ton.

- Ugh, to dlatego, żeby Cię przekonać. Tak naprawdę zapowiada się nuda życia i nie chcę być tam sama. - zrobiła smutną minę.

Zaśmiałam się. Było mi jej żal.

- No to chyba nie mogę Cię zostawić w takiej sytuacji. - uśmiechnęłam się, a ona mnie przytuliła.

- Cudownie, to za pół godziny w konferencyjnej. 

Nie chciało mi się tam iść, tym bardziej, że miał być tam Louis. Nie widziało mi się oglądać twarz tego dwulicowego tchórza. Jednak widziałam, że nie mogę zostawić Sam. Pół godziny później byłam przed salą i weszłam do środka. Była piękna. Przeszklona ściana dawała piękny widok na panoramę Nowego Yorku. Zajęłam miejsce koło Sam i jakiegoś gościa w garniturze. Gadałyśmy sobie do momentu, aż drzwi z impetem się otworzyły i zawitał w nich Tomlinson. Podszedł do swojego stałego miejsca, gdzie miał widok na wszystkich. Nasze spojrzenia się spotkały. Chyba nie spodziewał się mnie tutaj, bo jego wzrok był zdziwiony? A może przestraszony? Ciężko było mi określić. 

- Witam państwa serdecznie. - odrzekł szef. -Dzisiaj będziemy gościć jednego z naszych najważniejszych klientów. Zapraszam pana Taylora Smith. 

Zamarłam. Myślałam, że wszystkie moje wnętrzności wyjdą na wierzch. Louis spojrzał na mnie i chyba widział moją minę. Wtedy jeszcze bardziej go nienawidziłam. Do sali wszedł średniego wieku mężczyzna ubrany w różową koszulę. Jego wzrok zatrzymał się na mnie. Myślałam, że się porzygam. 

- Jane, wszystko w porządku? Zbladłaś. - zmartwiła się Sam.

- Yhym. - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Witam i dziękuję za zaproszenie panie Tomlinson. Mam nadzieję, że nasza współpraca dobiegnie pomyślnie.

Myślałam, że tego nie wytrzymam. Co to miało znaczyć? To jakaś kpina w moją stronę? Chciałam wybiec stamtąd z płaczem, ale musiałam się powstrzymać. Reszta konferencji przebiegła na rozmowie o rzeczach, na które nie zwracałam kompletnie uwagi. Kiedy był koniec, jak najszybciej wyszłam z sali. Podeszłam do stoiska z wodą i się napiłam. Oparłam się o blat głęboko oddychając. Poczułam na swoim ramieniu dłoń.

- Jane? 

Od razu poznałam ten głos, był to "wysokiej rangi biznesman". Odwróciłam się.

- Nie wiesz nawet jak się cieszę, że Cię widzę Jane. Sporo się do nas nie odzywałaś.

- Dziwisz mi się? Nie mam w zwyczaju przebywać z ludźmi, którzy próbują na każdym kroku układać mi życie.

- Jane, nie bądź zgryźliwa. Wszystko dla twojego dobra. Ale widzę, że nie skończyłaś tak jak myślałem i nawet Ci się powodzi.

- A liczyłeś na to, że skończę pod mostem i przyjdę pochylona prosić o wybaczenie? Jesteś śmieszny.

- Jane, masz okazję się tutaj wybić i to jest teraz najważniejsze. Będę tu teraz często bywał, więc moje wskazówki daleko Cię zaprowadzą.

Zaśmiałam się. Był bezczelny.

- Chyba ze mnie kpisz, nie mam zamiaru więcej z Tobą dyskutować, żegnam. - wyminęłam go i poszłam do swojego biurka. 

Schowałam twarz w dłoniach. Czemu moje życie musi być takie popierdolone? Nie mogłam tego wytrzymać, za wszystkim stał ten dupek. Nie mogłam tego tak zostawić. Wstałam i szybkim krokiem popędziłam do gabinetu Louisa. 

- Przepraszam, ale szefa nie ma. - krzyknęła do mnie jego asystentka, kiedy chciałam otworzyć drzwi do biura.

- A gdzie jest?

- Prawdopodobnie pojechał już do domu. Proszę przyjść jutro.

Nie mogłam czekać. Szybko odwróciłam się na pięcie i udałam się po swoje rzeczy. Zabrałam torebkę i kurtkę ze swojego biurka i udałam się do drzwi wyjściowych.

- Ej Jane, gdzie idziesz? - zapytała Sam, kiedy mijałyśmy się przy drzwiach.

- Wybacz, ale muszę coś załatwić. Jutro Ci to wyjaśnię.

Wybiegłam szybko, że nawet nie zdążyła nic odpowiedzieć. Wezwałam taksówkę i podałam kierowcy adres Louisa. W tamtym momencie byłam szczęśliwa, że go znałam. Pół godziny później byłam pod jego domem. Zadzwoniłam domofonem. Przez dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał, ale nie dawałam za swoje. 

- Halo? - odpowiedział znajomy głos. Była to gosposia Louisa.

- Um dzień dobry pani Mary. To ja Jane, nie wiem czy mnie pani kojarzy. Mogę wejść?

I wtedy bramka się otworzyła. Weszłam do środka. Mary otworzyła mi drzwi.

- Dzień dobry, ja do pana Louisa.

- Niestety go nie ma. Wyszedł w pilnej sprawie. Ale jeśli pani chce, to może pani na niego poczekać.

Zgodziłam się. Musiałam z nim porozmawiać jak najszybciej. Usiadłam w kuchni, gdzie Mary robiła obiad. 

- Może herbatki pani zrobię? Wygląda pani na dość zdenerwowaną. - zaproponowała Mary

- Poproszę. Tak, to dosyć nerwowy dzień. odrzekłam.

Mary zrobiła mi herbatę. Bardzo przyjemnie mi się z nią rozmawiało. Opowiedziała mi o swoich dzieciach. Miała 7 letniego synka Henry'ego i 12 letnią córkę Elizabeth. Pokazał mi ich zdjęcia, którymi byłam zauroczona. Zdecydowanie poprawiła mi humor.

- Mogę spytać jak pani zdobyła tą pracę? - byłam tym zaciekawiona.

- Oh. Tak między nami jestem daleką ciotką Louisa. Z dzieciństwa pamiętał, że dobrze gotuję, więc zaproponował mi posadę. Przyjęłam ją, bo nie powodzi mi się za dobrze.

Byłam zaskoczona tą informacją.

- Jest pani ciocią pana Louisa? Nie może pani się tak traktować, pamiętam jak ostatnio na panią naskoczył. 

- Louis to dobre dziecko, ale zagubione. Jestem w stanie mu to wybaczyć. Poza tym... - nie dokończyła, bo słychać było trzaśnięcie drzwiami.

- Mary, mój obiad już powinien być... - nie dokończył, bo kiedy wszedł do kuchni ujrzał moją osobę. - Panna Jane?

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Czuję, że zwaliłam, wybaczcie. Panda Angel xx


I Found You | L.T.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz