Jestem pewien, że od początku waszą głowę zaprząta jedna myśl. Jedna, jedyna myśl, krążąca wokół pewnego tematu.
Tematu mojej tożsamości.
Możecie pomyśleć sobie, że jestem psychopatą. Że zabijam dla przyjemności, karmiąc się cierpieniem innych.
Możecie również stwierdzić, iż pod tą maską ukryty jest szalony naukowiec, przeprowadzający eksperymenty.
Inną opcją jest psychofan, który zechciał mieć piątkę skoczków na wyłączność.
Błąd.
Jestem osobą z ich otoczenia. Codziennie przez kilkanaście lat towarzyszyłem tej piątce, patrząc jak dorastają, jak uczą się nowych rzeczy, jak zmagają się z codziennością.
Obserwowałem ich zachowania, ich reakcje, widziałem jak drżą ze strachu, jak załamują się z bezsilności, opadają bezwładnie na ziemię nie umiejąc poradzić sobie z rzeczywistością.
Słyszałem, jak płaczą co noc za hotelową ścianą, nie chcąc pokazywać swojej mrocznej strony fanom.
Czułem, jak z trudem wyjeżdżają na górę, starając się opanować emocje i wykonać swoje zadanie.
Przez lata nie mogłem znieść ich bólu. Myślałem, starałem się, chciałem im pomóc. Psycholog poddał się po pierwszych sesjach, rodziny są nieporadne, sztab udawał, że nie widzi.
Nie dało się tego dłużej ciągnąć.
Musieli umrzeć.
Tylko to mogło być ich ukojeniem.
Nazywam się Werner Schuster. Trenowałem przez lata jedną z najlepszych kadr w skokach narciarskich.
Zabiłem najzdolniejszych sportowców.
Ukróciłem ich cierpienia.