VIII. Początek góry lodowej.

13.6K 605 15
                                    

- Nie płacz, już dobrze... - pocieszała mama, głaszcząc mnie po głowie.

- Właśnie nie jest dobrze... - powiedziałam wtulona w poduszkę.

- Ach... - westchnęła. - Zdaję sobie sprawę, że jesteś zła... bo... bo kto by nie był...? Źle zrobiliśmy, że przez tak długi czas to odkładaliśmy. Ale popatrz na to inaczej... Co by to zmieniło? Wciąż jesteś naszą córeczką. Zawsze będziemy cię kochać i troszczyć się o ciebie, nieważne, co się stanie... Jesteśmy rodziną.

No, miała rację.

Ale mimo to wciąż czułam się oszukana. Czułam się trochę jak wyrzutek. Powinnam była o tym wiedzieć jak najwcześniej. To jest moja historia. A moi najbliżsi okazali się zwyczajnie obcymi ludźmi. Byli to obcy ludzie, którzy mnie przygarnęli. Tylko dlaczego i w jakich okolicznościach? Gdzie moi biologiczni rodzice?

- A co z nimi się stało? Gdzie są?

- Skyler...

- Proszę, powiedz mi. - spojrzałam na nią, gdy oderwałam się od poduszki. Otarłam łzy i chociaż moje oczy nadal się szkliły, chciałam się dowiedzieć całej reszty. Kobieta tylko poprawiła mi włosy za ucho, patrząc na mnie smutnym wzrokiem. Westchnęła

- Ech... Zaczęło się tak, że chcieli się wyprowadzić... To było dziwne, bo podęli tą decyzję tak nagle...

- Nagle? - weszłam jej w słowo, chcąc wiedzieć każdy najmniejszy szczegół.

- Twoja mama była moją przyjaciółką. - kontynuowała i choć był to dopiero początek to była to już dla mnie dobitna informacja. Myślałam, że ta sytuacja dotknęła tylko mnie, a tu okazało się, że oni też mieli coś wspólnego z moją prawdziwą rodziną. - Byłaś jeszcze malutka i twoi rodzice nie chcieli cię zabierać w taką długą podróż i to jeszcze w tak okropną pogodę... Zostawili ciebie u nas, a oni, we dwoje chcieli załatwić ostatnie sprawy związane z przeprowadzką. To był ostatni raz, kiedy ich widziałaś... Kiedy ja widziałam Annabelle...

- Annabelle? - powtórzyłam. - A tata? Jak miał na imię?

- Evan.

To było coraz bardziej przykre. Mama przeżywała to chyba bardziej, niż ja. Jej bolesne wspomnienia na nowo odżyły. Nie wiedziałam, że były sobie aż tak bliskie. Dopiero teraz dotarło do mnie to, że poruszając ten temat raniłam też ją samą. A na dodatek przed chwilą zrobiłam jeszcze taką wielką awanturę...

- Niestety nie dojechali... Uderzyli w przydrożne drzewo... Twój ojciec zginął na miejscu, a mama przeżyła... Zawieziono ją do szpitala, jednak nie zdążyli jej uratować... - dokończyła, a w jej oczach również dostrzegłam łzy. Poczułam się okropnie. Od razu przysunęłam się do niej, by ją przytulić. Znowu zaczęła mnie głaskać po głowie. - I tak zostałaś z nami tutaj. Patrick miał wtedy 5 lat, pamięta całe zajście. Bardzo się cieszył, że będzie mieć siostrę... - uśmiechnęła się ciepło.

- Teraz to jakoś tego nie widać... - powiedziałam, na co mama lekko się zaśmiała. Atmosfera trochę się rozluźniła. Jednak trochę minęło, zanim kobieta ponownie się odezwała.

- Pamiętaj, Skyler, rodzinę nie zawsze muszą łączyć tylko więzy krwi...

Te słowa krążyły po mojej głowie, póki nie zasnęłam. Mama jak najbardziej miała rację. Trwałyśmy tak w ciszy. Kobieta przez długi czas głaskała mnie po włosach, po czym pogrążyłam się we śnie. A sen toczył się dokładnie według tego samego scenariusza usłyszanego przed chwilą. Tyle, że jedyną rzeczą, która różniła te dwie historie od siebie była taka, że ja byłam przy nich. Siedząc z biologiczną matką na tylnych siedzeniach w nosidełku, widziałam jak przejeżdżamy obok lasu. Machała przede mną grzechotkami. Ale moja uwaga nie skupiała się na tym. Widziałam, że coś się zbliża. Coś przemknęło przed naszym samochodem. Wysoka sylwetka była bardzo jasna. Jednak widziałam ją jak przez mgłę. Jakby duch. Zaczęłam słyszeć krzyki. A przez niespodziewany hałas sama się rozpłakałam. Sen zakończył się wypadkiem, z którego wybudziłam się cała spocona i z niespokojnym oddechem.

Legenda || KOREKTA (14/66)✍️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz