Asker, październik 2017
Dość późnym popołudniem, gdy za oknami powoli zapadał zmierzch, a aura niemal od samego rana nie zachęcała do wyjścia na zewnątrz, choćby na krótką chwilę. Z bezmyślnego oglądania jakiegoś niezbyt interesującego filmu w telewizji, wyrywa mnie najpierw dźwięk dzwonka do drzwi, a następnie głośne pukanie. Ktoś najwyraźniej niecierpliwie oczekiwał na zobaczenie się ze mną, na co nie miałem najmniejszej ochoty. To w końcu był mój wolny dzień, pierwszy od dłuższego czasu i chciałem spędzić go w samotności. Odpoczywając i starając się wymyślić, jak odbudować zaufanie trenerów i nie pogrzebać do reszty swojej szansy na występy w Pucharze Świata od samego już początku sezonu, który miał rozpocząć się za niecały miesiąc.
Do niedawna było to praktycznie przesądzone, że zostanę włączony do kadry A. Osiągnięcie zadowalających wyników w okresie letnim i dobra postawa na treningach, skutecznie się do tego przyczyniły. Nareszcie poczyniłem zadowalający mnie postęp, który miał otworzyć drzwi do możliwości osiągania kolejnych, coraz większych sukcesów. Tak bardzo przeze mnie upragnionych. Jednak po ostatniej aferze, którą wywołali ci cholerni dziennikarze, o ile w ogóle można ich było takowymi nazwać, moje notowania drastycznie spadły. Nikt nie chciał w końcu narażać dobrej reputacji całej drużyny. Będącej wizytówką Norwegii na świecie. Wprowadzając do niej, jak to ujął trener - kogoś o tak niskim poczuciu moralności i dobrych obyczajów, jak ja. Ostatni, nawet najbardziej zagorzali zwolennicy podobno mojego dużego talentu, który według nich z każdym rokiem, coraz bardziej marnowałem swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem i licznymi wybrykami, nie mieli już do mnie ani grama zaufania. Wszyscy obawiali się, że prędzej czy później wywołam kolejny skandal. Albo swoją naganną postawą, albo jakimś głupim pomysłem. Wystawiając przy okazji na ośmieszenie cały sztab szkoleniowy i swoich kolegów, którzy patrzyli na mnie z coraz większą niechęcią. Czym zbytnio i tak się nie przejmowałem. Do niczego nie byli mi oni potrzebni. Miałem własne grono zaufanych znajomych, innego nie potrzebowałem.
Musiałem tylko jak najprędzej coś zrobić, aby wszyscy dostali złudne wrażenie, że zrozumiałem swoje błędy i zmieniłem się na lepsze. Choć w rzeczywistości ani myślałem o staniu się przykładnym i grzecznym chłopcem, czego to każdy ode mnie wymagał. Lubiłem swój styl życia. Dobrą zabawę, niezobowiązujące znajomości i brak zaangażowania. Tego ostatniego unikałem wręcz, jak ognia. Z własnego doświadczenia sprzed kilkunastu miesięcy, wiedząc że może bardzo łatwo zranić. Byłem młody i chciałem korzystać z życia, a to że obrałem sobie za cel zrobienie kariery jako sportowiec, nie powinno mieć z tym nic wspólnego. Jedno w końcu nie wykluczało drugiego.
- Halvor, otwórz te przeklęte drzwi! Doskonale wiem, że tam jesteś - po raz kolejny rozlega się głośne pukanie, wraz z podniesionym głosem mojej siostry, który świetnie rozpoznaję. Przez kilkanaście lat wsłuchiwałem się w niego niemal codziennie. Wiedząc, że i tak ta uparciucha nie ustąpi. Z jawnym niezadowoleniem podążam w stronę drzwi, następnie je otwierając.
- Czym sobie zasłużyłem na dostąpienie zaszczytu twoich odwiedzin? - pytam na powitanie, obdarzając ją ironicznym uśmiechem. Widziałem po jej twarzy, że była na mnie wściekła. Nie było w tym zresztą nic dziwnego. Ostatnio spotykałem się tylko z takim nastawieniem do mojej osoby.
- Wiesz, jaki dziś dzień?! Niedziela! Obiecałeś, że wpadniesz w odwiedziny. Rodzice czekali cały dzień. Nie dość, że muszą nieustannie tłumaczyć się sąsiadom za ekscesy ich syna, to nawet nie raczysz od czasu do czasu sprawdzić jak się mają. Straciłeś rozum do reszty? - Karoline zasypuje mnie oskarżeniami. Miałem tego powoli dość. Nie rozumiałem, po co robi aferę z takiej błahostki. Po co wszyscy ją robili.
CZYTASZ
Niebezpieczna gra uczuć
FanfictionSophie to młoda dziewczyna, której życie nie oszczędza. Postawiona pod ścianą będzie musiała przystać na propozycję pewnego irytującego i aroganckiego Norwega. Zupełnie pogubionego w swoim beztroskim życiu dla którego dziewczyna jest ostatnim ratunk...