Czasami pragnęłam, żeby Lorenzo okazał mi uczucia. Chciałam, żeby komuś na mnie zależało, żeby ktoś się o mnie troszczył i zwyczajnie przytulił, dodając mi tym otuchy. Potrzebowałam czułości, jakiejkolwiek, i można by powiedzieć, że nadszedł moment, w którym te pragnienia się urzeczywistniły. Umiałam czytać między wierszami, dlatego zrozumiałam przekaz w słowach Lorenza. Budzenie się co rano przy mnie to nasz wspólny krok naprzód. To miało znaczyć, że zaczniemy bawić się w związek. Wspólne śniadanka, obiadki i kolacje, może nawet oglądanie filmów w salonie na sześćdziesięciu calach, a potem wspólny prysznic, pieprzenie, wędrówka do łóżka i znów pieprzenie. Następnie przytulanie i sen w jego ramionach, a potem rozmowa o założeniu rodziny, ciąża, poród, nocne pobudki, sprzątanie, pranie, gotowanie i cholera wie, co jeszcze. Zamiast Audrey mogliby mówić na mnie kura domowa. Zapomniałabym o najważniejszym - Lorenzo nie patrzyłby na mnie lubieżnym wzrokiem, patrzyłby z odrazą, gdyby widział rozstępy na brzuchu, piersiach i udach. Poszukałby sobie nowej dziwki i rżnął ją na boku, gdy ja padałabym na pysk, wykończona do granic. Pewnie byłaby to Olivia. Ona pierwsza wskoczyłaby mu na chuja. W każdym razie ta wizja nie była tą, której pragnęłam i którą widziałam jako swoją przyszłość. Jednak teraz nie byłam pewna, czy chcę większego zainteresowania z jego strony. Przez dwadzieścia cztery godziny zdążyło się wiele zmienić w mojej głowie, ba, panował w niej taki chaos, iż sama nie wiedziałam, czego właściwie chcę i oczekuję.
– Nie patrz tak na mnie, Audrey. – Głos Lorenza wyrwał mnie z zamyślenia. – Każdy ma uczucia, nawet najbardziej zagorzały skurwiel. – Wyprostował nogę i pochylił się do przodu, opierając łokcie o swoje uda i splatając palce dłoni.
– Myślałam, że...
– Co myślałaś? – wtrącił, zanim zdążyłam do końca wyartykułować myśl.
– Że jestem twoją dziwką, nikim więcej – odparłam sarkastycznie, podciągając nogi na leżak.
Moja odpowiedź go rozbawiła. Zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.
– Nie jesteś dziwką – zaczął, gdy już się opanował. – Ani nie moją.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi, potrzebowałam wyjaśnienia.
– To kim niby według ciebie jestem? – Jego mina zdradzała, że począł zastanawiać się nad moim pytaniem. Interesujące. Lorenzo na wszystko niemal od razu miał odpowiedź. – Sypiam z tobą, a ty mnie utrzymujesz. Właściwie to jesteś moim sponsorem – zauważyłam.
Sądziłam, że dalszy tok naszej jakże rozwiązłej konwersacji będzie toczył się z zimnym dystansem i zdołam ukryć emocje. Kolejny raz Lorenzo mnie zaskoczył, wybijając totalnie z rytmu.
Wstał z krzesła, złapał mnie za rękę i pociągnął, bym wstała. Gdy to zrobiłam, usiadł na poprzednim miejscu i przyciągnął mnie do siebie. Złapał za biodra i posadził na kolanach tak, że siedziałam na nim okrakiem. Serce szalało mi w piersi, dając znać, że Lorenzo ma wobec mnie jakieś plany. Natomiast jego spojrzenie było tak przenikliwe, iż poczułam dreszcz strachu przechodzący po kręgosłupie. Mój oddech począł się rwać, zaczęłam panikować, iż odkrył moją największą tajemnicę, którą strzegłam przez ostatnie lata.
– Denerwujesz się? Jesteś strasznie spięta, skarbie.
Byłam spięta, czułam, jak każdy mięsień napina się pod skórą, a nerwy sięgają zenitu. Przeklinałam się w myślach, próbując odzyskać rezon i odegnać wszelkie emocje, panoszące się w moim wnętrzu jak tsunami. Nie zwróciłam uwagi, iż nazwał mnie skarbem.
Wzięłam głęboki oddech i dotknęłam jego policzka, mając nadzieję, że tym gestem odwrócę jego uwagę od stanu, w jakim się znajdowałam.
– Jesteś jakiś inny, Lorenzo. Nie poznaję cię i dlatego się denerwuję. Czuję się niepewnie – wyznałam, siląc się na zmartwiony ton.
– Zależy mi na tobie i chcę cię mieć blisko siebie, zawsze – wyszeptał, całując moją szyję, czym wzbudził ciarki na skórze.
Zatkało mnie. Nie tego się spodziewałam, sądziłam, że po pieprzeniu mnie ustami pójdziemy na górę, wypnę się, a on da mi serię klapsów i ostro przeleci. Tymczasem, zamiast zrobić to, co powinien, walił mi jakieś farmazony o swoich uczuciach. Nie tak miało być, kurwa mać!
Ujęłam jego twarz w dłonie i odsunęłam od dekoltu, który począł pieścić wargami.
– Stało się coś? – zapytałam niepewna sytuacji, wpatrując się w jego ciemne tęczówki.
Westchnął i zamknął na moment oczy, a gdy je otworzył, powiedział:
– Zasługujesz na coś więcej niż tylko seks. Od dawna pragnę, byś była moja, ale ty nadal nie chcesz się zadeklarować – wyartykułował z żalem. – Jeżeli okaże się, że jesteś w ciąży, deklaracje nie będą już potrzebne, wiesz o tym? – Pokiwałam głową. – Mogę dać ci wszystko, Audrey – zapewnił z naciskiem na wszystko. – Decyzja należy do ciebie.
Postawił mnie pod ścianą, właściwie to przygniótł mnie do niej. W ciąży nie byłam, więc przymus nie wchodził w grę, lecz musiałam się zdecydować. Zbyt długo go zwodziłam, trzymając na dystans. Każdy straciłby w końcu cierpliwość. Wiedziałam, jaka jest moja odpowiedź, ale bałam się wypowiedzieć ją na głos.
– Poczekajmy, aż nie dowiemy się, czy w środku ktoś tam siedzi, dobrze? – Grałam na zwłokę. Potrzebowałam dodatkowego czasu, zanim ostatecznie coś postanowię. Podświadomie liczyłam na to, że gdy test wyjdzie negatywny, Lorenzo podejmie decyzję za mnie i wyrzuci mnie na bruk. Wiele by mi ułatwił.
– Dobrze, niech tak będzie. Test leży na umywalce w łazience na górze, jak się domyślam, jeszcze tam nie zawitałaś? – Uśmiechnął się lekko, lecz za tą maską dostrzegłam rozczarowanie i żal.
Cholera, było mi go szkoda. Zdawał się taki bezbronny, zagubiony i aż niemożliwy. Czyżby pod skorupą skurwiela krył się człowiek zdolny do okazania miłości i troski? Wątpliwe. Coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, iż to wyłącznie gra na potrzeby spektaklu, w którym główną rolę odgrywał Costello.
– Będziesz ze mną szczery, gdy cię o coś zapytam?
Zmrużył oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią.
– Zależy, o co zapytasz. Dobrze wiesz, że są rzeczy, o których nie możesz wiedzieć. – Trzymał dłonie na moich biodrach, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Coś znowu się zmieniło. Oczy mu pociemniały, twarz sposępniała, co było oznaką, iż na powierzchnię wraca ten drugi Lorenzo. Bezwzględny, zimny, stanowczy i władczy.
– Czy to przez tego Costello postanowiłeś wyznać mi, co czujesz? – Zacisnął szczęki, a dłonie mocniej przywarły do moich bioder. Takiej reakcji się spodziewałam, potwierdziła ona moje przypuszczenia. – Do tej pory nie mówiłeś, że ci na mnie zależy. Myślałam, że jestem ci obojętna – palnęłam, pogarszając sytuację. Powinnam była się więcej nie odzywać, ponieważ tylko dolewałam oliwy do ognia.
Lorenzo był wkurwiony, ale zachowywał zewnętrzne opanowanie. Gdyby nie zaciskające się coraz mocniej dłonie na moich biodrach, mogłabym powiedzieć, iż był spokojny. Potrafił trzymać fason, choć w środku mógł gotować się do czerwoności.
– To źle myślałaś. Zależy mi na tobie, dlatego chcę, byś była moja, pragnę budzić się u twego boku, czując z każdym dniem coraz intensywniej to przyjemne uczucie tu – przyłożył pięść do piersi na wysokości serca – bo tylko ty umiesz sprawić, że je czuję. Tak, to przez pojawienie się Costello postanowiłem wyznać ci to wszystko, z obawy, że on mi ciebie odbierze i nie zdążę wyznać ci, że ci...
Pocałowałam go nagle i niespodziewanie. To był impuls spowodowany wartkim potokiem słów, jaki padł z jego ust. Poczęłam czuć w piersi ciepło, słysząc, iż tylko ja potrafię obudzić w nim uczucia, lecz także ból. Lorenzo mamił mnie pięknymi słowami, powodując, że byłam skłonna uwierzyć w jego zapewnienia. Bez skrupułów manipulował mną.
Musiałam mu je zamknąć, żeby przestał mówić, ponieważ nie zniosłabym więcej pustych frazesów. Nie byłam pewna, czy był ze mną szczery, czy bawił się mną i sprzedawał wierutne kłamstwa, które, jak sądził, chciałam usłyszeć. Nagła zmiana frontu była sygnałem ostrzegawczym, lecz narobiła w mojej głowie niezłego bigosu. Sama nie wiedziałam, w co mam wierzyć i komu. Swojemu rozumowi czy Lorenzu, który dostał nagłego przebłysku i postanowił się przede mną otworzyć. Pozostawała jeszcze sprawa Costello. Musiałam dowiedzieć się, z jakich konkretnie powodów wrócił.
– Kocham cię, Audrey – wysapał, gdy oderwałam od niego usta.
Miałam nadzieję, że nie dokończy wcześniejszych słów, a jednak musiał to zrobić i wbić głębiej szpilę w moje serce.
Huragan emocji nie dawał mi wytchnienia, gdy patrzyłam w jego oczy, coraz szerzej otwierając swoje. Rzucił na mnie bombę, która wybuchła i wycisnęła ze mnie łzy.
Kurwa mać!
Wszystko się posypało, nic nie szło po mojej myśli, chociaż przez cały czas sprawy toczyły się tak, jak tego chciałam. Po raz kolejny przeklęłam Costello i zapragnęłam dokopać mu tak bardzo, by wyniósł się z Nowego Jorku raz na zawsze i nie odważył się nigdy więcej wracać. Byłam wkurwiona, rozżalona i wzruszona zarazem. Istny wachlarz pieprzonych i nieproszonych emocji przelewał się przez mój umysł, duszę i ciało. Straciłam kontrolę nad swoim cholernym życiem, zdając sobie sprawę, że w tej sytuacji nie uwolnię się od Lorenza bez ofiar. Jeśli capo darzy miłością kobietę, nikt nie będzie jej miał, a każdy, kto odważy się choćby ją dotknąć, zginie. Tak samo, jak zginął facet od napiwku.
Rozpęta się wojna, tego byłam pewna. Musiałam wymyślić coś, żeby Costello trzymał się ode mnie z daleka, dla dobra nas wszystkich.
– Lo... – Przyłożył palec do mych ust.
– Ciii... Nic nie mów, nie psuj tego – powiedział stanowczo, przymykając powieki. – Pocałuj mnie teraz, Audrey – polecił twardo.
Zbliżyłam usta do jego i spełniłam polecenie. Zamknęłam oczy, gdy jego język delikatnie począł smakować mój. Po twarzy pociekły mi łzy, gorące jak lawa, która niszczy wszystko na swojej drodze. Czułam, jak każda kropla żłobi na policzkach ścieżkę bólu i rozpaczy, docierając do mojej duszy. Rozpadłam się na kawałki, bo toczyłam wojnę z rozumem, podświadomością i sercem. Każde z nich podpowiadało mi coś innego.
Rozum szeptał, żebym zostawiła za sobą wszystko i uciekła jak najdalej stąd.
Podświadomość była za tym, żebym oddała się cała Lorenzu.
Serce pragnęło jednego i podpowiadało mi, abym wyszła Costello naprzeciw i pozwoliła się porwać, unikając podjęcia jakichkolwiek decyzji. Ale czy Sal chciałby to zrobić? Porwałby mnie, gdybym go o to poprosiła, i ukrył z dala od swojego kuzyna?
Nie byłam tego pewna, właściwie nie byłam pewna już niczego, może jedynie tego, iż muszę zostać sama, by pozbierać myśli.
Wsunął dłonie pod moje pośladki i wstał. Zarzuciłam mu ręce na szyję i odruchowo otoczyłam go udami, krzyżując za plecami nogi. Mimo mętliku, jaki panował w moim sfiksowanym umyśle, czułam, że się rozluźniam, że daję na luz, kiedy Lorenzo pogłębił pocałunek i wsunął kciuk w moją cipkę, a sterczące sutki domagające się uwagi i pieszczot ocierały się o materiał koszulki, którą miał na sobie. Jęknęłam głośno i przeciągle, zatracając się w doznaniu, które pochłaniało każdą cząstkę w moim ciele, każde zakończenie nerwowe, każdą komórkę. Odchyliłam głowę do tyłu, gdy gwałtownie wbił we mnie twardego kutasa, wypełniając mnie całą.
– Uwielbiam w tobie być – rzucił, poprawiając ułożenie rąk pod moim tyłkiem.
Szedł powoli ze mną na rękach i pieprzył mnie w miarę możliwości, to było tak niewiarygodne i zarazem diabelnie podniecające, iż z rozkoszy traciłam zmysły. Wchodząc po schodach, zacisnęłam mocno nogi, by poczuć go głębiej, byłam już blisko, wystarczyło kilka mocnych pchnięć, żebym osiągnęła szczyt ekstazy. Przed drzwiami sypialni przyparł mnie do ściany, dając upragniony orgazm, przy akompaniamencie słów:
– Moja, moja... jesteś moja.
Lekko oszołomiona orgazmem, weszłam do sypialni za Lorenzem, czując, jak rozsadza mi pęcherz. Skierowałam kroki do łazienki, przebierając nogami, i usiadłam na sedesie, oddając się fizjologicznej czynności i czując błogą ulgę. Nagle Lorenzo wpadł do pomieszczenia, krzycząc:
– Nie! Wstrzymaj!
Jego mina była tak groteskowa, iż parsknęłam śmiechem.
– Przepraszam, już nie mogłam. Za długo wstrzymywałam – wyjaśniłam, urywając kawałek papieru toaletowego i nadal chichocząc pod nosem.
– Miałaś zrobić test – warknął, zacisnął szczęki i przeczesał dłonią włosy.
Spłukałam wodę, opuściłam klapę i odwróciłam się do niego, tłumacząc:
– I tak nie mogłabym teraz go zrobić, mając w sobie twoje nasienie. Sperma sfałszowałaby wynik.
Nie wiedziałam, czy tak naprawdę by się stało, czy sperma miałaby jakikolwiek wpływ na wynik testu, lecz uznałam, że to będzie dobry argument, a Lorenzo spokojnie poczeka do mojej następnej wizyty w toalecie.
Westchnął ciężko.
– Masz rację, ale napisane jest na opakowaniu, żeby zrobić go z pierwszego porannego moczu, bo wtedy wynik jest najdokładniejszy.
Zaskoczył mnie wiedzą na temat wykonania testu. Musiał dokładnie przestudiować instrukcję. Naprawdę cholernie zależało mu na dziecku. Niepewność na obliczu i smutek w jego oczach sprawiły, że aż poczułam ten ciężar w piersi, choć nie powinnam przejawiać takich uczuć. Mimo wszystko one tliły się gdzieś w środku i nie miałam pojęcia, co z nimi zrobić. Tłumaczyłam sobie, że to efekt spędzonych pięciu lat razem. Albo inaczej – że to efekt pieprzenia się przez pięć lat, dzielenia łóżka i domu. Możliwe, iż myliłam przyzwyczajenie i wdzięczność z jakimś głębszym uczuciem, a to, co się we mnie budziło, było zwykłym odruchem na smutek drugiego człowieka. Ot co. Czyli nic, czym powinnam się przejmować, a jednak – przejmowałam się. Trudno zrozumieć kobiety, prawda? Zwłaszcza gdy my same siebie nie rozumiemy.
– Spokojnie, Lorenzo. To nam nie ucieknie. Jeżeli chcesz, zrobię go później, jeżeli wolisz poczekać do jutra rana, poczekamy – zapewniłam, kładąc mu dłoń na ramieniu, jak dobry kumpel.
Zmierzył wzrokiem moją dłoń i pochwycił moje spojrzenie. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, lecz nie mogłam znieść kolejnej zmiany w jego oczach. To było tak frustrujące, że miałam przemożną chęć rwać włosy z głowy. Zmiany nastrojów Lorenza były jak rosyjska ruletka, nigdy nie wiedziałam, jak zareaguje w danej sytuacji, czy przez użycie niewłaściwego słowa nie wpadnie w szał. Nawet nieodpowiedni gest mógł wywołać w nim gniew.
Objęłam go powoli ramionami i położyłam policzek na torsie, głaszcząc go po plecach, bo czułam, jak jego mięsnie się spięły, słyszałam, jak jego serce obija się o żebra. Przez te kilka lat nauczyłam się go uspokajać, ale bywały momenty, gdy moje sztuczki nie działały, czasem był za mocno rozsierdzony, żeby dopuścić mnie do siebie.
Jak to się stało, że wcześniej nie chciałam od niego uciec? Co takiego się wydarzyło, że zostałam przy nim? Zadawalam sobie wiele pytań, lecz nie umiałam na nie odpowiedzieć. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego weszłam w paszczę lwa i tak długo przebywałam w niej dobrowolnie.
– Jutro go zrobisz. Nie chcę żadnej pomyłki – powiedział po dłuższej chwili.
Zadarłam głowę do góry i uniosłam kąciki ust w radosnym uśmiechu, starając się, aby widać go było także w moich oczach. Lorenzo dopiero teraz mnie objął, odwzajemniając gest. Wykorzystałam ten moment i oznajmiłam:
– Dzisiaj jest niedziela – zaczęłam powoli. – Pamiętasz, że jadę do mamy?
Westchnął, na co przytuliłam go mocniej. To, co ciągnęło mnie do niego, było popieprzone, nasza relacja taka była i my tacy byliśmy. W jego żyłach zamiast krwi płynęła trucizna, którą powoli mi dawkował, jednocześnie uzależniając. Nagle mnie olśniło i zdałam sobie sprawę, że niczym innym Lorenzo dla mnie nie był. Był tylko narkotykiem, bez którego nie umiałam funkcjonować.
– Pamiętam. Jeśli musisz, jedź. Miguel jest do twojej dyspozycji – odparł beznamiętnym tonem, ale w dalszym ciągu trzymał mnie w ramionach.
– Wiesz, że potrzebuję namiastki normalności, dlatego pojadę autobusem.
– Zawsze musisz być tak uparta? – zapytał, odsunąwszy mnie od siebie.
– Przecież dlatego mnie wybrałeś. Bo mam jaja. – Wyszczerzyłam zęby w uśmiechu, a on ujął moją twarz w dłonie i złączył nasze usta w desperackim pocałunku, chcąc mi powiedzieć, że najchętniej trzymałby mnie w złotej klatce.
Lecz ja nigdy nie dałabym się w niej zamknąć. Nawet po własnej śmierci.
CZYTASZ
Syn mafii TOM 1 | w księgarniach!
RomanceMiłość. Tajemnica. Zdrada. Śmierć. Salvatore Costello, dziedzic najbardziej wpływowej rodziny mafijnej, wraca do Nowego Jorku, aby przejąć stołek po nieżyjącym ojcu. Poniekąd, ponieważ jest jeszcze coś, czego pragnie równie mocno - Audrey Davis, ko...