Wieczorna rutyna

297 37 19
                                    

Dni w domu Hargreevesów były różne, czasem lepsze, czasem gorsze, ale zawsze głośne i niepowtarzalne. To samo tyczyło się wieczorów. Dzieci chodziły spać o dwudziestej, ale samo umycie ich zajmowało półtorej godziny. Wenflon Diega znacznie utrudniał sprawę, ponieważ ze względu na prawdopodobieństwo zamoczenia go, koniczne było kąpanie malucha osobno. Na szczęście tydzień szybko minął i można było wrócić do normalnego podziału. Oczywiście dobór trzech grup nie był przypadkowy. Uzyskanie całkowitego spokoju, było niemożliwe, ale odpowiednie zestawienie charakterów, dawało szanse na brak większych problemów.  Również kolejność nie była wynikiem przypadku.  Na pierwszy ogień szły dziewczynki, później Luther i Pięć, a na końcu Diego, Klaus oraz Ben. Im późniejsza godzina, tym bardziej maluchy powinny być zmęczone, jednak niestety nie zawsze tak było. Czasami dzieci zasypiały w wannie, a innym razem rozpierała je energia. Tego dnia zwyciężyła druga opcja.

-Dziewczynki, idźcie do łazienki!-zarządziła mama wyciągając z szafy piżamy. Po drodze weszła do pokoju Luthera i włączyła chłopcom piosenki. Bez zajęcia maluchy wpadały na najróżniejsze pomysły, więc gramofon bardzo pomagał.-Mam nadzieję, że będziecie grzeczni.

Weszła do łazienki, odkręciła kran, wyjęła różowy ręcznik Allison i fioletowy Vanyi, pomogła im się rozebrać i przeprowadziła kontrolę zabawek, które przyniosły ze sobą.

-Nie wolno wnosić lalek do wanny, dzidziusie nie lubią wody-oznajmiła zdecydowanie. Ręcznie malowane lalki ubrane w koronkowe sukienki najwyższej klasy i wanna pełna wody nie były dobrym połączeniem.

-To moja dzidzia i będę robiła z nią co chcę!-oznajmiła oburzona Allison, co to ma znaczyć, że mama rządzi się jej zabawkami?! Niech kupi sobie własne!

-Kochanie, powinnaś troszczyć się o dobro bobasa, a on nie chce się kąpać-tego typu problemy występowały kilka razy dziennie, więc Grace była już zawodowcem.

-Ale, jeśli je zostawimy będą płakać-powiedziała zmartwiona Vanya.

-Nie kochanie, one są bardzo zmęczone. Takie maleństwa powinny spać o tej porze. Jeśli chcecie mogę poprosić waszych braci, aby się nimi zajęli-zaproponowała z pełnym spokojem mama.

-Nie ma mowy, oni je zabiją!-Allison doskonale pamiętała sytuację sprzed roku, kiedy chłopcy postanowili zagrać w zbijaka jej pluszowym kotkiem. Nie mogła zareagować, bo miała w tym czasie trening, ale na szczęście siostra uratowała nieszczęsną zabawkę. Dziewczynka nie rozumiał tylko, dlaczego ojciec zezłościł się na Vanyę. Co prawda Luther miał złamaną rękę, a pozostali byli mocno poobijani, ale w pełni na to zasłużyli. Pluszak stracił oczko, więc należała im się surowa kara. Nie wolno zabierać czyiś rzeczy, a tym bardziej ich niszczyć.

-Dobrze, więc położę je spać. Chłopcy są zajęci, na pewno nic się nie stanie-obiecała, zabierając lalki.

-Ale trzeba je nakarmić!-oświadczyła Vanya, opieka na niemowlęciem to nie łatwa sprawa, mamusia mogła nie podołać.

-I zmienić pieluszki!-przypomniała sobie Allison, to była bardzo poważna kwestia.

-Oczywiście, nie musicie się obawiać, zatroszczę się o nie. Kiedy skończymy, one na pewno będą już smacznie spać-Grace, widząc aprobatę na twarzach córek, odetchnęła z ulgą. Negocjacje przyniosły skutek.-Dobrze, to teraz wy wskakujcie do wanny, a ja odłożę bobasy do ich łóżeczek.

Kąpiel dziewczynek jak zwykle przebiegała bez większych problemów. Spokojnie bawiły się gumowymi kaczuszkami i pianą. Rozmawiały, śmiały się i wygłupiały, ale nie działo się nic niepokojącego. Z pokoju Luthera dochodziła jedynie głośna muzyka. To właśnie zaniepokoiło czujną mamę, doskonale wiedziała, że włączyła ją znacznie ciszej. Do tego nie było słychać żadnych rozmów ani hałasów, a to zdecydowanie wzbudzało niepokój. Chłopcy nigdy, ale to nigdy nie byli cicho, o ile nie spali. Sen o tej porze nie wydawał się realny, a brak kłótni tym bardziej. Niestety macierzyński instynkt i tym razem okazał się niezawodny. Wchodząc do pokoju, Grace zastała okropny bałagan. Chłopcy postanowili urządzić wielką bitwę na poduszki, więc pierze było w całym pomieszczeniu. Żaden z nich nie dostrzegł wejścia mamy, więc dalej bawili się w najlepsze. Klaus skakał po łóżku rozwalając poduszki bez większego celu, Pięć siedział na barkach Luthera, co dało mu lepszą pozycję do ataku, Diego usiłował celnymi rzutami zrzucić go, natomiast Ben za pomocą macek atakował wszystkich braci naraz. Być może widok był zabawny, a całe pokryte pierzem maluchy wyglądały jak małe pisklaki, ale przez okropny bałagan androidowi nie było do śmiechu.

TUA Childhood memoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz