Wielkanoc według Hargreevesów

254 32 0
                                    

Święta w tej rodzinie nie były zwyczajne, ale w tym przypadku wpływało na niekorzyść. Wielkanoc różniła się o zwyczajnych dni tylko brakiem treningów i lekcji, oraz możliwością jedzenia słodyczy dosłownie do porzygania. Niestety nie było tego co dla zwyczajnych rodzin jest synonimem świąt. Żadnych ozdób, gości i uroczystego wyjścia do kościoła. Maluchom jednak to nie przesadzało, możliwość spożycia takich ilości cukru, nie była niemożliwa w zwyczajne dni. Zwykle byli zmuszeni do włamywania się do kuchni, bo mama twierdziła, że cukier niszczy zęby. Już od rana czuć było różnicę między Wielkanocą, a zwyczajnymi dniami. Zwykle ściąganie maluchów z łóżek zajmowało trochę czasu, ale nie gdy przy łóżku na każde z nich czekał czekoladowy króliczek. Za długi sen dawał rodzeństwu szansę na kradzież, a tego żadne nie chciało. Oczywiście próba powstrzymania dzieci od natychmiastowej konsumpcji skończyła się sromotną porażką, nie udało się opanować choćby jednego. Ubieranie przebiegło równie szybo, a zejście na śniadanie oznaczało wyścig. Jak zwykle Klaus postanowił znaleźć lepsze rozwiązanie mało skomplikowanego problemu, tym razem uznał, że zejście ze schodów zajmuje za dużo czasu, więc postanowił zjechać z barierki.

-Klaus, w ten sposób nie schodzi się ze schodów-zauważyła Vanya, widząc, że brat wchodzi na poręcz.

-Spokojnie siostra, ten sposób zejścia jest lepszy-oznajmił loczek i mrugnął do dziewczynki.

-Lepiej złaź, zanim zrobisz sobie krzywdę-rozkazał bratu Luther, ale nie przyniosło to żadnego efektu.

-Nie zmusisz mnie do tego-oświadczył psotny czterolatek i zjechał z krzykiem radości, rodzeństwo mogło tylko się przyglądać.

-Klaus! Dziecko nic ci nie jest?!-przerażona Grace podbiegła do syna, który był bardzo zadowolony ze swojego nowego patentu. Spojrzała na pozostałe maluchy, co okazało się dobrą decyzję, bo kolejna dwójka szykowała się do zjazdu.-Diego! Ben! Nawet o tym nie myślcie! Jeśli nie zejdziecie normalnie nie będzie szukania jajek, przysięgam.

-Mamusiu nie rób dramatu, to tylko zabawa-Klaus usiłował uspokoić androida, ale z marnym skutkiem.

-To było niebezpieczne! Tak niewolno! Jeśli zrobisz tak jeszcze raz, to będę cię znosić z góry do dziewiętnastki, obiecuję-Grace nie żartowała i wszyscy o tym wiedzieli, więc pozostała szóstka spokojnie zeszła na dół. Widząc upaprane czekoladą twarze mama tylko ciężko westchnęła, na co liczyła prosząc o nie jedzenie słodyczy, przecież to było łatwe o przewidzenia.-Marsz do zlewu umyć buzie, nie będziecie jeść śniadania w takim stanie.

-Nie musimy jeść śniadania, ja się już najadłem-oświadczył Diego, uśmiechając się słodko do mamusi, gdyby nie brudna buzia ktoś mógłby uwierzyć, że jest małym aniołkiem.

-No właśnie, lepiej chodźmy po jajka-Allison poparła brata, a zaraz po niej cała reszta. Śniadanie absolutnie nie było konieczne.

-Nie ma takiej opcji, nigdzie nie pójdziecie jeśli wszystkie talerze nie będą puste-czterolatki poddały się i grzecznie usłuchały mamy.

Chłopcy w pośpiechu zjedli swoje porcje, ale dziewczynki nie były takie chętne. Allison specjalnie przedłużała, a jej siostra siedziała ze złożonymi ramionami. Nie miała zamiaru jeść owsianki, kiedy na dworze czekały słodycze.

-Vanya, dlaczego nie jesz?-spytała Grace spokojnie widząc, że dziewczynka nie je, a Luther i Diego z nudów zaczynają kopać się pod stołem.

-Mój brzuszek jest pełen mamusiu-oświadczyła po czym odsunęła od siebie talerz.

-Mam cię nakarmić?-mama była bezkompromisowa, a czterolatka widząc, że nie ma wyboru pokornie zaczęła jeść, doskonale wiedziała, że z androidem nie ma żartów.-Allison nie ociągaj się, im szybciej to zjesz, tym szybciej dostaniesz słodycze.

TUA Childhood memoriesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz