Rozdział 13

554 58 11
                                    

Na dworze było już ciemno, lecz miasto nadal rozświetlały światła. Rachel siedząc na zimnych kafelkach swojej toalety, próbowała skupić się właśnie na widoku rozciągającym się za oknem. Może to śmieszne, ale ten ciągły ruch i szum uspakajały ją, dawały chwilowe wytchnienie od tego co działo się w jej głowie. Od tego co właśnie trzymała w rękach.

Spławienie May nie było proste. Dziewczyna upierała się, że zostanie z Rachel do momentu powrotu Chrisa. Ale Christopher ostatnio wracał coraz później, a ciągłe pytania ze strony May i zapewnienia, że wszystko na pewno będzie w porządku, wytrącały Rachel z równowagi.

A wiadomo jak ciężko wyprowadzić ją z równowagi.

Siedziała tak i czekała- bo tyle jej w tym momencie zostało. Nie była już przestraszona, speszona czy zła- była po prostu zmęczona niewiedzą. 

Spoglądając w dół na trzymany w rękach przedmiot wstrzymała powietrze i zacisnęła powieki. Za chwilę się dowie.

Otwierając oczy musiała je przetrzeć bo nie wierzyła w to co zobaczyła.

Dwie kreski.

***

Alysson cała noc myślała o nowo poznanym rosyjskim hakerze. Zastanawiała się czego będzie chciał od niej w zamian, za informacje o Jonesie.

Jonesie który leżał obok niej i miarowo oddychał. Jonesie z którym tak wiele przeszła, z którym tak wiele ją łączyło.

Pamiętała nadal gdy zobaczyła go pierwszy raz, i emocje jakie w niej wywołał.

Strach.

Teraz towarzyszył jej tylko z tego powodu, iż czuła że powoli go traci. Tajemnice, sprzeczki i brak jego dotyku.

Tak bardzo chciała żeby objął ją masywnymi ramionami, złapał w pasie i pocałował, tak namiętnie, że zabrakłoby je tchu . I Jones chętnie poszedłby na ten układ, ale Aly wiedziała, że choćby namiastka tego dałaby jej złudne nadzieję, że wszystko jest w porządku.

A nie było i oboje doskonale o tym wiedzieli.

Matthew przyszedł chwilę po tym jak Igor wyszedł z ich hotelowego pokoju, zostawiając na komputerze informacje o Jonesie.

To zniweczyło plany Alysson na to, aby je przeczytać, więc musiała czekać. Teraz gdy już od ponad godziny Matt pogrążony był w głębokim śnie mogła w końcu usiąść do laptopa.

Dźwięk włączającego się systemu był nieco za głośny i Aly aż zdrętwiała obserwując czy nie zbudził jej towarzysza.

Ale on nadal spał i wydawał się taki spokojny, niewinny.

Po włączeniu systemu All szukała odpowiedniego folderu wśród tak wielu na pulpicie. Po dobrej minucie w prawym górnym rogu ujrzała ten właściwy o nazwie MJ- Matthew Jones. Gdy miała już kursor skierowany na niego, zawahała się zawieszając wzrok na ich zdjęciu. To może być początek końca, ich końca.

Kliknęła dwa razy, a system potrzebował trochę czasu aby odczytać tak wiele zdjęć. Nie wiedziała od czego właściwie zacząć, więc kliknęła w pierwszą miniaturkę.

Na zdjęciu znajdował się Matthew i jakiś mężczyzna, jednak All nigdy wcześniej go nie widziała. Wszystko by było w porządku Jones jest dorosłym facetem może spotykać się z kim chce (o ile ten ktoś nie jest kobietą), ale było w tym zdjęciu coś dziwnego. Obaj ubrani na czarno na dachu, jednego z wieżowców, nocą- to raczej nie spotkanie po latach, aby porozmawiać przy kawie.

Zdjęcie po zdjęciu była coraz bardziej spięta i podenerwowana. Matt nie spotkał się  tym mężczyzna dwa trzy razy, robili to regularnie. Zawsze pod osłoną nocy z dala od ludzi. To nie mogło zwiastować nic dobrego.

Ale o co właściwie w tym wszystkim chodziło ? Dlaczego się spotykali i dlaczego nikt oprócz Igora o tym nie wiedział?

Aly miała dwa wyjścia- porozmawiać o tym z Jonesem który najpierw zbluzgał by ją za wpuszczenie tu poszukiwanego hakera a później zamknął by ją w hotelu bez jakiejkolwiek odpowiedzi, albo spotkać się z tym poszukiwanym hakerem.

I chociaż wiadomo, że ona często najpierw coś robi a później myśli, to nad tym spędziła cała noc. A rano wciąż nic nie wiedziała.

***

Ten dzień miał być dla Williama początkiem czegoś nowego, zmartwychwstaniem jak śmiał to nazywać w swojej głowie.

Cóż nie było to tak jak sobie wymarzył jako mały chłopiec, bo trochę się pogmatwało. Ale w końcu zaczynał studia.

I może nadal był więźniem jakiejś szurniętej organizacji, w której zawzięcie uczestniczyła jego pseudo martwa kuzynka. I mieszkał z choleryczką, która nie dawała mu żyć.

Ale poza tym wszystko było jak najbardziej w porządku.

Do czasu, aż po całej nocy przewracania się z boku na bok nie zasnął tak głębokim snem, że żaden budzik nie zdołał go obudzić. I jeszcze na dodatek tego dnia jego ukochana współlokatorka, postanowiła go nie budzić swoim trzaskaniem jak to lubiła robić dzień w dzień. Pomijając ten, oczywiście.

Tak  więc William, zamiast wstać za kwadrans ósma, wstał kwadrans po dziewiątej. A zajęcia zaczynał w pół do dziesiątej.

Zerwał więc się z łózka i zaczął nie równą grę czasem, która każdy z nas kiedyś prowadził. Emily natomiast przyglądała się temu z jak największym spokojem popijając przy tym poranną kawę.

-Gdzie są moje buty?- zapytał podenerwowany, wchodząc do kuchni w na wpół ubranym podkoszulku- i bluza?!- rozejrzał się z paniką po mieszkaniu- cholera jasna, gdzie moja bluza- powiedział już bardziej sam do siebie.

-Williamie, twoje buty są tam gdzie powinny być buty- odpowiedziała ze stoickim spokojem, odkładając filiżankę- a gdzie bluza nie wiem. Gdyby była tam gdzie powinna pewnie już byś ją znalazł. Ale nic nie poradzę, że jesteś niechlujem.

Will zatrzymał się w swoim szaleńczym pościgu i spojrzał znudzony na Emilly. Jak ona to robiła? Jadła zdrowe śniadanie i jeszcze szła pobiegać czy jakieś inne jogi...

-Przepraszam, że nie jestem tak idealny jak ty, Emilly- odpowiedział wywracając oczami.

-Nie przepraszaj tylko pracuj nad sobą- uśmiechnęła się- bluza jest pewnie u ciebie w pokoju na tej wielkiej stercie z praniem, a buty w schowku na buty w przedpokoju.

-Tak...tam nie sprawdzałem.

-Ouh...to w twoim stylu Williamie...- upiła łyk kawy- czym się dostaniesz na uczelnie?

-Pociągiem, tramwajem czymkolwiek... byle by nie wsiąść znowu z tobą do auta. Jednak nie jestem gotowy na śmierć.

Emilly wywróciła oczami.

-Szkoda bo już chciałam dać ci klucze do twojego auta...-powiedziała prawie pod nosem, wstając od stołu.

-Chwila, od MOJEGO auta?- zapytał zdezorientowany- to ja mam MOJE auto?

-Tak Williamie, każdy agent ma swoje auto. Nawet ty.

ProjektOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz