9

59 10 33
                                    

❝ PROMISE ❞


Obudzili się wtuleni w siebie. Hoseok szybko odnalazł twarz Yoongiego i pogłaskał go po policzku. Tak bardzo go kochał, że żal rozrywał mu serce za każdym razem, gdy widział cierpienie starszego. Miał ochotę  zamknąć go w swoich ramionach na wieki i nigdy nie wypuszczać, by nie stało mu się nic złego. Złote kosmyki przeplatały się przez jego karmelowe dłonie. Hoseok nie miał pojęcia, skąd wzięli się tacy piękni ludzie na ziemi. Jego blada cera, która z wyglądu przypominała poświatę księżyca i ogrom złotych włosów, które były jak gwiazdy. Jego czarne niczym noc oczy skrywały wiele tajemnic, a wiśniowe, miękkie usta wypowiadały coraz mniej słów, by za chwilę zamilknąć na wieki i wsłuchać się w muzykę ponurej orkiestry mroku.  Ten jeden moment, gdy w tych ciemnych oczach zapalały się gwiazdy, a usta ustępowały miejsca radości. Uśmiech Yoongiego był dla Hoseoka najwspanialszym obrazem, który mógłby powiesić na ścianie i codziennie na niego patrzeć. Byłby gotowy wydać wszystkie pieniądze na aukcji, byleby tajemniczy malarz oddał mu owe dzieło. Uwielbiał to uczucie, gdy widział szczęśliwego Yoongiego. Niestety, takich chwil było coraz mniej. Codziennie widział jak Min płacze. Codziennie słyszał jego szloch, który ranił jego bębenki. Codziennie umierał coraz bardziej, bo nie wiedział jak ma pomóc temu bezbronnemu krukowi, który nigdy nie nauczył się latać.

- Dzień dobry, słońce. Pora wstawać - szepnął mu cicho do ucha i pogłaskał nieco mocniej po głowie. Poczuł jak Min mruczy coś po nosem i wtula się mocniej w jego klatkę piersiową.

- Jeszcze pięć minut - wyszeptał i uśmiechnął się delikatnie, zanurzając twarz w zagłębieniu szyi młodszego.

- W porządku, ale tylko pięć minut - oparł się o czubek jego głowy. Te złociste włosy tak pięknie pachniały różami, a on przypominał sobie te wszystkie momenty spędzone razem z nim. Min był całym jego życiem i gdyby cokolwiek by mu się stało, Hoseok wpadłby w szał.

Głaskał czule plecy Yoongiego i zastanawiał się nad tą jedną kwestią, którą chciał poruszyć przy śniadaniu. On sam nie był do końca gotowy, ale wiedział, że to może być jedyna opcja dla starszego. Może w końcu przestałby się ranić i pocieszył się życiem, w tyle głowy wiedząc co się niedługo stanie? Oczywiście Hoseok nie był pewny do swojego złotego pomysłu, lecz innego wyjścia z tej patowej sytuacji nie widział. Chciał w końcu zrobić krok do przodu.

- Ok wstajemy książę - uśmiechnął się i ucałował czule Yoongiego w czoło. Starszy jęknął i otworzył swoje oczy. W tym momencie noc, pomimo dnia zalała duszę Hoseoka przepełniając go tym wspaniałym uczuciem zwanym miłością. Tysiące gwiazd uciekło z duszy starszego i zagnieździło się w ogromnych, brązowych oczach młodszego.

Hoseok uwielbiał poranki. To właśnie wtedy Yoongi był najbardziej bezbronny i szczęśliwy. Uśmiechał się delikatnie sprawiając, że wielkie, kocie o czy zamieniały się w półksiężyce. Oprócz tego rankiem wychodziła jego urocza natura. Uwielbiał się przytulać i co chwilę przychodził po buziaki. Taka dziecinna i beztroska aura trwała do południa. Wtedy jakby piorun uderzał w ziemię, a Yoongi stawał się przerażony i smutny. Płakał, ciął się i bał się wszystkiego. Jego oczy powiększały się, a z jego źrenic Hoseok mógł wyczytać tylko uratuj mnie. Uratuj nas. Serce młodszego rozpadało się wtedy na kawałki, a on pomimo ran, nadal opiekował się tym biednym, umierającym kwiatem. Zakrwawionymi dłońmi zbierał czerwone płatki, i pomimo ostrych kolców, które krępowały jego ręce, przykładał je do serca, by choć na chwilę uchronić je od zła.

Teraz wziął starszego na ręce i zaniósł go do kuchni. Oczywiście potknął się kilka razy o kołdrę, która spadła na ziemię i zaśmiał się, gdy poczuł, że Yoongi mocniej łapie się go za szyję. Perlisty śmiech obijał się o ściany, jakby było to tysiące motyli, które chaotycznie wyleciały z jego żołądka. Szkoda, że motyle tak krótko żyją, bo dopóki ich obecność była do południa i dawała taką bezpieczną i beztroską otoczkę, umierała po południu i pozwalała na wdarcie się nocy do ich zmęczonych żyć. Wtedy Hoseok zakładał tą cholerną maskę. Pod przykrywką sztucznego uśmiechu starał się pomóc Yoongiemu. Resztkami sił był jego nadzieją. Lecz czuł już, że ta maska pęka, a on sam, pomimo tego, że w ręce trzyma taśmę klejącą i może ją naprawić, umierał razem z Yoongim i zaczynał zatracać się w czarnych myślach. Dlatego chciał to skończyć. Chciał dać Yoongiemu ultimatum, by w końcu żyć spokojnie tak, jak kiedyś.

Black Roses • yoonseok • namjin Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz