“PERFECT PLACES„
Obudzili się wtuleni w siebie na srebrno-złotym wybrzeżu. Białe grzywy fal, niczym welony rzucane na szczęście, rozpryskiwały się z głuchym hukiem o powierzchnię delikatnego piasku. Morska bryza muskała swoimi długimi palcami ich zimne twarze
- Dzień dobry - szepnął Hoseok i uśmiechnął się szeroko. Wyciągnął rękę w kierunku starszego i strzepnął delikatnie żółty piasek z policzka swojego kochanka.
- Cześć - wymruczał Yoongi i powoli otworzył oczy. Jego tęczówki były tak ciemne i głębokie jak ocean, przy którym właśnie się znajdowali. Hoseok doskonale mógł w nich dostrzec tysiące żyć i miliony śmierci. Widział, jak małe rybki szukają swoich ojców, morskie rośliny powoli kołyszą się w rytm fal, a wielkie rekiny gonią swoje ofiary, którym niekiedy udało się uciec. Cały Yoongi był spokojny, a zarazem burzliwy jak woda. Delikatnie dopasowywał się do jakiegoś miejsca, po czym niszczył je i niszczył. To samo zrobił z Hoseokiem. Znaleźli siebie nawzajem, młodszy stał się naczyniem dla starszego, które mogło go ochronić. Lecz im dłużej byli razem, tym słabszy był drugi. Ustępował i ustępował, a Yoongi robił w nim coraz to nowsze, piękne rany. Hoseok wiedział, że kiedyś go to zabije, ale nie mógł bez tego żyć. To paradoks, czyż nie? Jung nie mógł żyć bez swojej pewnej śmierci. Bo mimo tego wszystkiego, właśnie starszy dawał mu siłę, by mógł funkcjonować. Właśnie dlatego, młodszy uważał, że starszy jest jak woda. Oprócz swoich niebywałych wdzięków, ratował i niszczył go jednocześnie. A Hoseok polubił ten ból, który stał się jego codziennością.
- Jak ci się podobał pierwszy punkt z wycieczki? - zapytał powoli podnosząc się do siadu.
- Było ok i... Naprawdę chcesz mnie zabrać gdzieś jeszcze? - zdziwiony spojrzał się na Hoseoka i usiadł obok niego - Słońce, naprawdę nie musisz nic dla mnie robić. Tyle mi wystarczy...
- Yoongi przestań marudzić. Mamy jeszcze niecałe dwa miesiące. Nie po to zbierałem tyle pieniędzy, by teraz zrezygnować. Zbieraj się, jedziemy na lotnisko - wstał po czym podał rękę starszemu. Z szerokim uśmiechem pomógł mu wstać i przyciągnął go do siebie. Objął go w talii i nachylił się, by go pocałować. Miękkie, koralowe usta starszego smakowały łzami i spokojem. Przytulił go mocniej, jakby Yoongi miał być muszelką, która zaraz się rozpadnie. A Hoseok tego nie chciał, tak bardzo tego nie chciał. Muskał jego usta delikatnie, by ta wielka, piaskowa figura nie skruszyła się w drobny mak. A starszego wcale nie obchodziło to, czy zaraz się rozpadnie, czy jednak nie. Przyciągnął bliżej do siebie Hoseoka i mocniej wpił się w jego malinowe usta. Ocean w środku starszego wzburzył się. Wyrzucał tysiące fal do rozszalałych oczu starszego. Ying i Yang zaczęło kręcić się szybciej. Gdy zabrakło im powietrza oderwali się od siebie. Wielkie fale z głośnym hukiem uciekały z klatki piersiowej Yoongiego. Popatrzyli na siebie. W ich oczach było niesamowite szczęście. Hoseok uśmiechnął się.
- Kochanie, jesteś cały czerwony! - powiedział i zaśmiał się cicho.
- Nieprawda! - tupnął nogą i zakrył dłońmi te krwistoczerowne koralowce, które wyrzucone przez sztorm, zaległy na jego policzkach.
- Prawda słodziaku - nachylił się i cmoknął go w czółko. Zaśmiał się, gdy Yoongi odsłonił swoje pulchne pucie i były one jeszcze czerwieńsze. Hoseok wiedział bez dwóch zdań, że ten mały mężczyzna, który uciekał teraz przed nim zostawiając za sobą mokre ślady, był najlepszym co go kiedykolwiek spotkało.
🛩
Wsiedli do samochodu i wyruszyli w drogę. Yoongi zdążył oczywiście usnąć kilka razy, a później pytać się Hoseoka gdzie są. Gdy młodszy wytłumaczył mu w którym miejscu znajdują się, starszy mruczał tylko ciche "aha" po czym znów szedł spać.
CZYTASZ
Black Roses • yoonseok • namjin
FanficCzyli o tym jak pewna bestia pożera po kawałku każdego z nich, by pod sam koniec zostawić pod ziemią wraki ludzkich emocji.