Draco walczył o oddech. Harry zniknął. Odszedł. Wybrał innego. Chłopak nie mógł uwierzyć, że brunet jest gejem, ale jego zachowanie dokładnie to potwierdziło. To, jak patrzył na tamtego chłopaka, jak go dotykał. To nie mogło być udawane. Przez ten fakt wszystko bolało jeszcze bardziej. Świadomość, że mógł go mieć dla siebie, gdyby się postarał. Ale on cały czas myślał, że chłopak uważa go za kolegę. Teraz zauważył, że niektóre zachwiania mogły o tym świadczyć. Na przykład częsty kontakt fizyczny lub wybór filmu. Pozostała tylko możliwość, czy Harry dałby radę spojrzeć na niego, jak na potencjalnego chłopaka. Draco wątpił, czy mógłby mu się w ten sposób podobać. Nie był przystojny, miał bladą cerę i cierpiał na anemię. Dość wychudzony i z burzliwymi przejściami. Ale gdyby tylko chłopak powiedział jedno słowo, blondyn rzuciłby wszystko i poszedł za nim. Kochał go. Tak, teraz to czuł. Pokochał go całym sercem. Z czasem oswajał się z obecnością Harry'ego. Z jego sposobem bycia, z jego zachowaniami, z jego humorem. Z nim. Niestety, było za późno. Nie zdążył. Przegrał. Znów. Wiedział, że jego serce jest posklejane i w każdym momencie może się zrobić. Teraz już nie było niczego. Pustka. Nie ma nawet co zbierać. Pokochał za mocno. Tym, co podtrzymywało go przy życiu, była świadomość, że Harry jest szczęśliwy. Bo tak było, prawda? Wybrał tamtego chłopaka. Niemal od zaraz. Kiedy tylko go zobaczył, odrazu do niego zagadał. Musiało być coś na rzeczy, pewnie tak bardzo mu się spodobał. Z Draco znał się już około miesiąca, więc jak chciałby coś zrobić, to by to zrobił. Chyba, że blondyn tego nie spostrzegł przez tak małe mniemanie o sobie i swojej wartości.
Chłopak prawie dusząc się z bólu fizycznego, jego pierś rozrywał palący ogień, dostał się do przymierzali. Wyszedł do pierwszej kabiny. Oparł się o ścianę i zsunął na ziemię. Wybuchnął płaczem. Wmawiał sobie, że najważniejsze jest szczęście Harry'ego. On się nie liczy, byleby brunet miał się dobrze. Nadzieja tląca się w jego umyśle, która niewiadomo, kiedy tam się zagnieździła, zniknęła z wielkim hukiem, pozostawiając po sobie wielkie uczucie pustki.
Przez łzy prawie nic nie widział. Oczy mu napuchły, nos zatkał. Skulił się na zimnej posadce, która chłodziła jego rozdygotane, wątłe ciało. Nie obchodziło go, czy wejdzie jakiś klient, czy wybuchnie pożar. Nic już nie mało sensu. Żal i smutek opanował jego duszę i nie pozwolił, by cokolwiek innego zaprzątało jego głowę.
Przez zaczerwienione oczy zobaczył, że do pomieszczenia wpada więcej światła. Ktoś musiał odsunął kotarę. Trudno, może z nim zrobić, co zechce. Nawet zabić. To byłoby najlepsze wyjście.
Po chwili poczuł, ciepło. Ktoś go lekko podniósł i położył na swoich kolanach, mocno tuląc. Nie przejmował się tym, kto to jest. Miał nadzieje, że to może Blaise albo Seamus wrócił po niego do sklepu. Nie chciał otwierać oczu. Po prostu oddał się całkowicie, pozwalając, by ta osoba nim zawładnęła. Tuliła go do siebie jak najcenniejszy skarb, przez co Draco czuł się bezpieczny, a co najważniejsze, potrzebny i kochany.
Na myśl o tym wybuchnął kolejnymi spazmami płaczu. Gdzieś tam teraz to ten Cedric leży tak w objęciach Harry'ego.
— Ciiiii... nie płacz.— usłyszał szept przy swoim uchu.
To otworzyło mu język.
— On... tam z nim... ja nie mogłem nic zrobić...— dławił się własnymi łzami. — Ja go potrzebuje. Bez niego nic nie ma sensu...
Ta osoba przytulała go mocniej tak, że prawie nie złamała mu żeber.
— Nie mogę... nie dam rady... on jest dla mnie wszystkim.
— Nie płacz, proszę...— ledwo poznał po głosie, że pociesza go mężczyzna.
Starał się uspokoić, ale miał marne szanse. Wpadł w pewnego rodzaju trans. Mógł tylko płakać i wywlekać to,
co go najbardziej bolało.
— Nigdy sobie tego nie wybaczę. Straciłem go. Byłem tchórzem. Nie wystarczyło mi czasu. Nie wybrałem tego właściwego momentu. A on był taki dobry. Rozmawiał ze mną. Śmiał się. Ja to zniszczyłem. — przez kolejne napady naprawdę miał problemy z oddychaniem.
Przez moment myślał, że to już koniec. Że nie będzie się więcej męczył. Wszystko się skończy. Nie wyda z siebie kolejnego tchnienia, a jego serce, które teraz było tylko narządem pompujący krew, już na zawsze stanie w bezruchu. To byłoby dla niego wybawieniem. Nigdy się nie obudzić. Nie otworzyć oczu. Zastygnąć tak, jak jest teraz. Nie musieć oglądać tych wszystkich ludzi, których zawiódł. Nie widziałaby już nigdy swojego odbicia. Już niczego by się nie wstydził. Nic by nie czuł. Oddać się w objęcia mroku, który przyjmie go z otwartymi ramionami, chętny jak zawsze do powiększenia swojej zdobyczy. Rzucić się w pustkę. W niebyt. Nie istnieć w tym świecie. Bez żadnych wspomnień. Bez śladów. Tak bardzo tego pragnął.
— On był moim tlenem. Bez niego się duszę...
— O kim ty mówisz? — jego pocieszyciel nadal szeptał mu do ucha.
— Harry... mój Harry...
Wymówienie tego imienia sprawiło mu najwiecej bólu. Dziwił się, że ma jeszcze czym płakać. Za chwilę pewnie zamiast wody, jego łzy będą z krwi.
Nie odrazu poczuł delikatne muśnięcia na twarzy. Już wcześniej ta osoba, która go trzymała w swoich ramionach, palcami odgarniała mu zlepione włosy z czoła, ale ten dotyk był inny. Zarejestrował, że ktoś całuje go po twarzy. Tak delikatnie w obawie, że Draco może się rozbić albo zniknąć. Oddał się temu uczuciu. Nic innego się nie liczyło. To choć na moment koiło jego rozpacz. Po chwili zorientował się, że pocałunki nie są przypadkowe. Pocieszyciel scałowywał jego łzy. Kropelka po kropelce. O, te stare, przyschnięte do skóry i te nowe, które dopiero wypłynęły z jego duszy. Poczucie, że ktoś mógłby go tak kochać, ale to zaprzepaścił, znów przymnożyło mu więcej rozpaczy.
— Już nie chcę... nie bez niego... bez Harry'ego... nie potrafię... nie chcę już żyć...— łkał.
Poczuł musicie na swoich ustach.
— Błagam nigdy więcej tak nie mów... nie możesz umrzeć... nie... bo i ja też tego nie przeżyje... — znów pocałunek prosto w usta blondyna — Jestem tutaj, słyszysz? — Pocałunek.— I już zawsze będę... Nigdy Cię nie zostawię... przysięgam.— Draco mimowolnie na ten dłuższy pocałunek odpowiedział lekkim poruszaniem warg.
Nie miał pojęcia, kto go całuje. Rozpacz odebrała mu wszystkie zmysły.
Jednak ten dotyk tych warg wracał mu życie. Czuł, że się od niego uzależnia. Nie rozumiał siebie. Przecież nie wiedział, kto jest tym pocieszycielem. Nie rozpoznał go, dopóki tamten tego nie powiedział. Tego, na co podświadomie tak bardzo czekał i zabójczo pragnął usłyszeć.
— Na zawsze... to ja, Draco. Harry. Twój Harry. Twój na zawsze.
![](https://img.wattpad.com/cover/183733622-288-k367803.jpg)
CZYTASZ
PLAN |drarry|✔️
Fanfiction„ [...] tak więc trwają: wiara, nadzieja i miłość. A z nich największa jest miłość." Draco Malfoy. Drobny, niewierzący w siebie nastolatek. Los sprawi, że na jego drodze stanie wyśniony ideał. Czy chłopak odważy się zagadać? A może nie będzie musiał...