Rozdział 6 - Zaręczyny

316 27 6
                                    

• Shailene •

Zrywam się z łóżka i patrzę na nią ze złością.

- Zawsze znikasz jak pojawiają się problemy i pojawiasz się, kiedy jest już bezpiecznie? - Pytam.

- Zapominasz, że nie jestem człowiekiem. Nie mogłabym umrzeć w chwili śmierci twojej babci, nawet jeśli byłam w jej ciele.

- Myślisz, że mam ochotę tego słuchać? - Unoszę brwi.

- Przykro mi z powodu twojej rodziny, ale ostrzegałam cię przed tym. Robiłam wszystko, co było w mojej mocy, żeby utrzymać pokój między Południem a Północą.

- I chcesz mi powiedzieć, że to wszystko moja wina? Nie musisz, wiem o tym.

- Nic ci nie da obwinianie się. Każdy z nas musi mierzyć się z konsekwencjami swoich czynów.

- W jakim celu tu przyszłaś? - Pytam wprost.

- Żeby udzielić ci rady. W twoim interesie jest teraz wyjście za króla Williama. I oczywiście wydanie na świat następcy tronu.

- Jutro ślub, a za tydzień ciąża? - Prycham.

- To najlepsze, co możesz teraz zrobić.

- Nie mam ochoty na żadną z tych rzeczy. Przeżywam żałobę po rodzinie i wygnano mnie z domu.

- Jeśli chcesz odzyskać dom, musisz być silna i skorzystać z moich rad. Powodzenia, Shailene. Wierzę, że zrobisz to, co należy - Melisandre macha ręką i znika w ogniu.

***

Rano Kimberly pomaga mi przygotować się na śniadanie, po czym wyruszam sama do sali jadalnej. W mojej głowie kłębi się milion myśli. Jak mam tutaj żyć, w miejscu, w którym ustalano jak pozbyć się mojej rodziny? Nie wiem, czy jestem na tyle silna, żeby to znieść. Próbuję ją w sobie znaleźć, być twarda, ale wewnątrz mnie kryje się nienawiść do tego miejsca i tych ludzi. Mam wrażenie, że któregoś dnia wybuchnę. Nie dam rady udawać, że wszystko jest w porządku.

Nie wiem, czy będę w stanie zastosować się do rad Melisandre. Wiem, że William to nie Theodore, ale płynie w nich ta sama krew. Mam wrażenie, że poślubiając go, zdradzę swoją rodzinę i królestwo. Miałam zostać królową Północy, a nie Południa. Nie tutaj jest moje miejsce. Jeśli jednak jest to jedyne rozwiązanie, abym mogła wrócić do domu, to muszę chociaż spróbować.

- Dzień dobry, Wasza Wysokość - witam się z Williamem, który czeka już na mnie w sali.

- Witaj, Shailene - uśmiecha się szeroko. - Kiedy jesteśmy sami, możesz sobie darować te wszystkie tytuły i po prostu nazywać mnie Williamem albo Willem - mruga do mnie. - Mam nadzieję, że odpoczęłaś i czujesz się lepiej?

- Tak, dziękuję.

- Siadaj - wskazuje miejsce obok siebie. Siadam i patrzę na jedzenie przed sobą. Na północy żywimy się trochę inaczej. - Owoce i warzywa są niestety importowane. Nie wiem dlaczego, ale od jakiegoś czasu, na naszych ziemiach, nic nie chce wyrosnąć.

Moja roślinna klątwa zadziałała? I bardzo dobrze.

Zaczynamy jeść. Nie mam apetytu, więc wszystko smakuje dla mnie tak samo - jakbym żuła dywan. Nie chcę jednak sprawiać problemów, więc grzecznie zjadam tyle, ile mogę. Muszę czekać aż William skończy jeść, bo nie mogę wyjść z sali przed królem.

- Co powiesz na mały spacer? - Proponuje William.

- Dobrze - odpowiadam tylko.

Król prowadzi mnie do ogrodu, który nie wygląda tak dobrze jak kiedyś. Widać, że ogrodnicy starają się jak mogą, ale nie mogą wiele poradzić na moją klątwę.

Siadamy na ławce. William wygląda, jakby zaczął się trochę stresować.

- Wiesz po co tu przyjechałaś - zaczyna.

- Do wyboru miałam ślub lub spędzenie reszty życia w lochach - próbuję zażartować, jednak on nie wygląda na rozbawionego.

- Nie chciałbym cię do niczego zmuszać, ale taki był warunek. Szczerze mówiąc, trudno było przekonać Theodore'a do tego, żeby cię tutaj przysłał. Chciałem sam po ciebie przyjechać, nawet ustalałem to z bratem, ale on postanowił wymierzyć ci karę. O wszystkim poinformował mnie wtedy, kiedy szykowałem się do podróży - wzdycha i chwyta mnie za ręce. - Musimy się jak najszybciej pobrać. Wtedy nie będzie mógł cię już tknąć, bo będziesz moją żoną. Mógłbym wypowiedzieć mu wojnę, gdyby z twojej głowy spadł choć jeden włos.

- To mają być oświadczyny? - Pytam nerwowo.

- Nie jestem w tym najlepszy - William szczerzy zęby, po czym wyjmuje pudełeczko z marynarki. - Kocham cię. Wiem, że okoliczności nie są najlepsze, nie jest zbyt romantycznie i wiele złego przeżyłaś, ale chciałbym cię teraz zapytać, czy za mnie wyjdziesz.

A mam inne wyjście? Przecież sam powiedział, jaki był warunek, żebym tu przyjechała.

- Tak. Wyjdę za ciebie, Wasza... Williamie - odpowiadam. Mężczyzna uśmiecha się, po czym wsuwa mi na palec pierścionek.

Nie jest tak okazały jak pierścionek, który dostałam od Theodore'a, ale ten nawet bardziej mi się podoba

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie jest tak okazały jak pierścionek, który dostałam od Theodore'a, ale ten nawet bardziej mi się podoba.

Nie rzucamy się sobie w ramiona, nie całujemy się i nie krzyczymy z radości. Nie jestem wzruszona i zakochana. Po prostu muszę za niego wyjść.

- Wiem, że to wszystko dzieje się szybko i może niekoniecznie wedle twojej woli, ale chciałbym, żebyś brała udział w przygotowaniach. Zrób tak, żebyś czuła się w tym dniu dobrze.

- Dziękuję.

- Chciałem również zapytać o to, czy chcesz zaprosić Theodore'a i Ruth na nasz ślub. Jeśli uznasz, że nie życzysz sobie ich obecności, nie zaprosimy ich.

CDN.

the King in the North [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz