• Shailene •
Kiedy otwieram oczy, widzę nad sobą zatroskaną twarz Williama. Okropnie boli mnie głowa i strasznie chce mi się pić. Mam tak suche usta i język, że nie jestem w stanie się normalnie odezwać.
- Pić - chrypię.
William zerka za siebie i po chwili podchodzi Kimberly. Ma czerwone i spuchnięte oczy, zapewne od płaczu. Aż tak było ze mną źle?
Powoli piję wodę i zaczynam czuć się trochę lepiej.
- Pamiętasz co się stało? - Pyta William ze zmarszczonym czołem.
Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek. W łazience pojawił się dziwny dym, przez który zaczęłam się dusić, ale potem jest już tylko ciemność.
- Dusiłam się przez dym, ale nie mam pojęcia co to mogło być - odpowiadam, wzruszając ramionami.
Wiem tyle, że ktoś próbował się mnie pozbyć. Mam nawet podejrzenie, że to matka Williama, ale nie mam na to żadnych dowodów, więc nawet o tym nie wspominam.
- Panna Młoda jeszcze nie gotowa? - Rozlega się zimny głos z końca sali.
Wzdrygam się i spinam w sobie. Co on tu robi?
- Theodore przybył na nasz ślub - wyjaśnia William, posyłając mi znaczące spojrzenie.
- Na który mnie nie zaprosiliście - w końcu widzę twarz Theo, która nie wyraża żadnych emocji. Mimowolnie łapię się za brzuch i zerkam pytająco na Kimberly. Kiwa głową, co wcale mnie nie uspokaja. Nadal noszę w sobie małego potwora.
Czy kiedykolwiek będę w stanie nazwać go po prostu dzieckiem?
- Widocznie posłaniec nie dotarł z zaproszeniem - odpowiadam. Staram się być twarda, nie chcę dać po sobie poznać, że nadal się go boję.
- W takim razie powinien zawisnąć. Kiedy już wróci.
- Oczywiście - mówi dla świetego spokoju William.
- Przeleżałaś całą noc, więc chyba już dosyć wypoczęłaś - stwierdza Theodore. - Twoje służące z pewnością pomogą ci stanąć na nogi. Ślub już za dwie godziny.
Wytrzeszczam oczy, a William zauważa mój strach. Każe wszystkim wyjść z pokoju, żebyśmy zostali sami. Theodore robi to bardzo niechętnie, ale to jego brat jest tutaj królem.
- Nie wiem, czy dam radę - przygryzam wargę.
- Przepraszam. Przesunąłbym to na inną datę, ale goście są już w zamku. Mogliby się obrazić, a nie chcę już na samym początku swojego panowania zrazić do siebie innych. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale czy zrobiłabyś to dla mnie?
Wzdycham. Oczywiście, że to zrobię. William i tak już wiele dla mnie poświęcił, zawdzięczam mu życie.
- Czekaj na mnie przy ołtarzu - kładę dłoń na jego dłoni.
- Poznasz mnie po mundurze - mruga do mnie.
- A ty mnie po białej sukience - uśmiecham się.
Może wcale nie trzeba kochać drugiej osoby, żeby spędzić z nią resztę życia? Na początku jest przyjaźń, która być może zamieni się w miłość. A nawet jeśli nie... Warto być z kimś, komu się ufa i kto sprawia, że czujemy się bezpieczni. Chociaż i tak liczę, że za jakiś czas wrócę na tron Północnej Wonderii. Uzurpator nie może rządzić tam za długo.
William wychodzi z pokoju, a w jego miejsce przychodzą Kimberly i Joanna.
- Tak się o ciebie bałam! - Moja przyjaciółka rzuca się na mnie i mocno mnie ściska.
- Udusisz mnie.
- Przepraszam.
- Z dzieckiem wszystko dobrze? - Patrzę na Joannę.
- Tak, udało mi się cię zbadać.
- Wiadomo coś o tym? Słyszałyście jakieś plotki?
- Reszta służby nabrała wody w usta, nic nie mówią. Ale i tak jestem przekonana, że to królowa Deborah - stwierdza Kimberly.
- Ja też - przytakuję. - Ale jak jej to udowodnić?
- Będzie ciężko, ale może uda mi się coś zrobić - odpowiada Kimberly.
- Nie chcę, żebyś ryzykowała.
- Spokojnie, będę ostrożna - blondynka uśmiecha się do mnie. - Ten ślub dzisiaj to tak na poważnie? Przecież jesteś ledwo żywa.
- Muszę to zrobić, więc proszę was, żebyście doprowadziły mnie do porządku.
- Nie będzie łatwo - żartuje Kimberly. - Ale nasze magiczne ręce sprawią, że i tak będziesz wyglądała jak prawdziwa królowa Wonderii.
Uśmiecham się. Nie królowa Południa. Nie królowa Północy. Królowa całej Wonderii.
CDN.
CZYTASZ
the King in the North [2]
FantasyThe King in the North jest drugą częścią opowiadania Princess from Northern Wonderia. Zanim zgłębisz się w lekturę, zalecam zapoznanie się z częścią pierwszą. ••• Północna Wonderia zostaje zdobyta przez księcia Theodore'a z Południa. Po zamordowaniu...