Rozdział 11 - Król Theodore

258 23 7
                                    

• Shailene •

Kiedy otwieram oczy, widzę nad sobą zatroskaną twarz Williama. Okropnie boli mnie głowa i strasznie chce mi się pić. Mam tak suche usta i język, że nie jestem w stanie się normalnie odezwać.

- Pić - chrypię.

William zerka za siebie i po chwili podchodzi Kimberly. Ma czerwone i spuchnięte oczy, zapewne od płaczu. Aż tak było ze mną źle?

Powoli piję wodę i zaczynam czuć się trochę lepiej.

- Pamiętasz co się stało? - Pyta William ze zmarszczonym czołem.

Próbuję przypomnieć sobie cokolwiek. W łazience pojawił się dziwny dym, przez który zaczęłam się dusić, ale potem jest już tylko ciemność.

- Dusiłam się przez dym, ale nie mam pojęcia co to mogło być - odpowiadam, wzruszając ramionami.

Wiem tyle, że ktoś próbował się mnie pozbyć. Mam nawet podejrzenie, że to matka Williama, ale nie mam na to żadnych dowodów, więc nawet o tym nie wspominam.

- Panna Młoda jeszcze nie gotowa? - Rozlega się zimny głos z końca sali.

Wzdrygam się i spinam w sobie. Co on tu robi?

- Theodore przybył na nasz ślub - wyjaśnia William, posyłając mi znaczące spojrzenie.

- Na który mnie nie zaprosiliście - w końcu widzę twarz Theo, która nie wyraża żadnych emocji. Mimowolnie łapię się za brzuch i zerkam pytająco na Kimberly. Kiwa głową, co wcale mnie nie uspokaja. Nadal noszę w sobie małego potwora.

Czy kiedykolwiek będę w stanie nazwać go po prostu dzieckiem?

- Widocznie posłaniec nie dotarł z zaproszeniem - odpowiadam. Staram się być twarda, nie chcę dać po sobie poznać, że nadal się go boję.

- W takim razie powinien zawisnąć. Kiedy już wróci.

- Oczywiście - mówi dla świetego spokoju William.

- Przeleżałaś całą noc, więc chyba już dosyć wypoczęłaś - stwierdza Theodore. - Twoje służące z pewnością pomogą ci stanąć na nogi. Ślub już za dwie godziny.

Wytrzeszczam oczy, a William zauważa mój strach. Każe wszystkim wyjść z pokoju, żebyśmy zostali sami. Theodore robi to bardzo niechętnie, ale to jego brat jest tutaj królem.

- Nie wiem, czy dam radę - przygryzam wargę.

- Przepraszam. Przesunąłbym to na inną datę, ale goście są już w zamku. Mogliby się obrazić, a nie chcę już na samym początku swojego panowania zrazić do siebie innych. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale czy zrobiłabyś to dla mnie?

Wzdycham. Oczywiście, że to zrobię. William i tak już wiele dla mnie poświęcił, zawdzięczam mu życie.

- Czekaj na mnie przy ołtarzu - kładę dłoń na jego dłoni.

- Poznasz mnie po mundurze - mruga do mnie.

- A ty mnie po białej sukience - uśmiecham się.

Może wcale nie trzeba kochać drugiej osoby, żeby spędzić z nią resztę życia? Na początku jest przyjaźń, która być może zamieni się w miłość. A nawet jeśli nie... Warto być z kimś, komu się ufa i kto sprawia, że czujemy się bezpieczni. Chociaż i tak liczę, że za jakiś czas wrócę na tron Północnej Wonderii. Uzurpator nie może rządzić tam za długo.

William wychodzi z pokoju, a w jego miejsce przychodzą Kimberly i Joanna.

- Tak się o ciebie bałam! - Moja przyjaciółka rzuca się na mnie i mocno mnie ściska.

- Udusisz mnie.

- Przepraszam.

- Z dzieckiem wszystko dobrze? - Patrzę na Joannę.

- Tak, udało mi się cię zbadać.

- Wiadomo coś o tym? Słyszałyście jakieś plotki?

- Reszta służby nabrała wody w usta, nic nie mówią. Ale i tak jestem przekonana, że to królowa Deborah - stwierdza Kimberly.

- Ja też - przytakuję. - Ale jak jej to udowodnić?

- Będzie ciężko, ale może uda mi się coś zrobić - odpowiada Kimberly.

- Nie chcę, żebyś ryzykowała.

- Spokojnie, będę ostrożna - blondynka uśmiecha się do mnie. - Ten ślub dzisiaj to tak na poważnie? Przecież jesteś ledwo żywa.

- Muszę to zrobić, więc proszę was, żebyście doprowadziły mnie do porządku.

- Nie będzie łatwo - żartuje Kimberly. - Ale nasze magiczne ręce sprawią, że i tak będziesz wyglądała jak prawdziwa królowa Wonderii.

Uśmiecham się. Nie królowa Południa. Nie królowa Północy. Królowa całej Wonderii.

CDN.

the King in the North [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz