Rozdział 10 - Koszmarna kąpiel

271 27 1
                                    

• Shailene •

Pojawienie się rodziców Williama nie wróży niczego dobrego. Zauważam, że traktują mnie zupełnie inaczej niż podczas mojej poprzedniej wizyty. Wtedy byli bardzo mili i troskliwi, teraz czuję wyraźną niechęć, jakby szczerze żałowali, że Theodore wysłał mnie tutaj, zamiast po prostu zabić mnie jak moich rodziców.

Deborah patrzy mnie na mnie bardzo wnikliwie. Boję się, że zauważy, że jestem w ciąży, choć ta jest jeszcze zupełnie niewidoczna. Ich wcześniejszy powrót naprawdę pokrzyżował mi plany i jestem jeszcze bardziej niespokojna. Muszę jedynie przetrwać do tego cholernego wesela, a później niech się dzieje co chce. Jako królowa będę chroniona.

***

Na dzień przed weselem jestem kłębkiem nerwów, czego nie potrafię już ukryć. Kimberly wraz ze swoją siostrą, Joanną, która przybyła do królestw, starają się mnie uspokajać, ale na nic się to zdaje. Mam złe przeczucia, nocami dręczą mnie koszmary, w których Theodore przybywa na Południe, dowiaduje się o dziecku i rozcina mi brzuch, wyciągając z niego dziecko, zostawiając mnie, żebym się wykrwawiła.

Wciąż jestem pod baczną obserwacją matki Williama, ale przynajmniej nie próbuje sabotować ślubu. Jeszcze nie świętuję, bo nie wiem, co czeka mnie jutro. Może to wszystko gra, jakaś chora zabawa, na której końcu zostanie mi poderżnięte gardło i dołączę do rodziców i babci?

Brakuje mi mojej mocy, czuję się bezsilna. Tak jak kiedyś pragnęłam, żeby jej nie było, tak teraz mam wrażenie, że była moją nieodłączną częścią i nie mogę bez niej normalnie funkcjonować. W razie zagrożenia nie będę miała się jak obronić, chociaż zdaję sobie sprawę, że ujawnienie się na oczach innych wiązałoby się ze śmiercią. Wszyscy chcieliby zabić czarownicę. Jednak gdybym miała choć cząstkę mocy, mogłabym wejść w ciało jakiegoś zwierzęcia i podsłuchać jakieś rozmowy... może mogłabym dowiedzieć się o czyhającym na mnie niebezpieczeństwie szybciej i coś zdziałać? A tak... to jestem bezbronna. Na Południu, w samym gnieździe żmij, w miejscu, gdzie wszyscy pragną zgładzenia mnie.

- W ogóle się nie odzywasz, Shailene? - Zagaduje Deborah podczas kolacji. Prawie nie tknęłam jedzenia, dopadły mnie mdłości. Nie wiem czy są spowodowane ciążą, czy stresem związanym ze ślubem.

- Przepraszam, trochę się denerwuję - przyznaję.

- Nie ma czym, przecież... kochasz mojego syna - ostatnie słowa wypowiada w taki sposób, jakby w to nie wierzyła i chciała mi dokuczyć. Ma rację, nie kocham Williama. Ale czasami musimy podejmować takie, a nie inne decyzje. To było jedyne rozwiązanie, które dla siebie widziałam.

- Tak - wymuszam uśmiech, patrząc na Williama. On naprawdę wygląda na zakochanego, przez co czuję się podle. - Po prostu chciałabym, żeby wszystko wyszło idealnie.

- Na pewno takie będzie - stwierdza z przekąsem Deborah. Nie podoba mi się jej ton i zaczynam przeczuwać, że jednak coś kombinuje. Nie dopuści do naszego ślubu...

- Jeśli można, wrócę do swojej komnaty, nie czuję się najlepiej - mówię, właściwie nie kłamiąc, bo czuję się okropnie. Wstaję od stołu.

- Potrzebujesz pomocy Medyka? - Pyta zaniepokojony William.

- Nie, myślę, że sen mi pomoże. Jeśli będzie gorzej, Joanna z pewnością mi pomoże. Dobranoc.

Pospiesznie wychodzę z sali i udaję się do siebie. Kiedy docieram do swojej komnaty, dosłownie wbiegam do łazienki i zaczynam wymiotować. Kimberly z troską odgarnia mi włosy.

- Nienawidzę tego - wyznaję, a przyjaciółka podaje mi zwilżony ręcznik. Ocieram usta i wstaję, po czym podchodzę do zlewu, żeby umyć zęby.

- Przygotuję ci relaksującą kąpiel - odpowiada Kimberly i zaczyna napuszczać wody do wanny. Wlewa do niej kwiatowy olejek, po czym pomaga mi się rozebrać. Wchodzę do wanny, a ona nakłada mi na twarz maseczkę, a na oczy plastry ogórka. Próbuję się zrelaksować, chociaż z tyłu głowy wciąż mam przekonanie, że stanie się coś złego. - Pójdę zaparzyć ci ziół na uspokojenie.

- Dobrze - mówię tylko.

Po jakimś czasie ktoś wchodzi do łazienki. Nie odzywa się, ale po chwili słyszę, jak coś wlewa się do wanny.

- Kimberly, co to? - Pytam.

Nie słyszę odpowiedzi, jedynie trzaśnięcie drzwi. Po chwili czuję bardzo nieprzyjemny zapach, pospiesznie ściągam plastry z oczu i zauważam, że z wody zaczyna unosić się dziwny dym, który gryzie mnie w gardło. Zaczynam się dusić i wychodzę z wanny. Chcę wybiec z łazienki, ale drzwi są zamknięte, jakby ktoś zablokował je z drugiej strony.

- Hej, jest tam ktoś?! Kimberly! Joanna! - Walę w drzwi. - Pomocy! Wypuśćcie mnie! Zaraz się uduszę!

Nikogo chyba jednak nie ma, ale nie przestaję krzyczeć i walić w drzwi. Dym unosi się już w całej łazience, ledwo widzę na oczy. Ostatkami sił rzucam się na drzwi, ale upadam na kolana, nie mogąc przestać kaszleć. Nie jestem w stanie się już podnieść, bolą mnie płuca, duszę się, aż robi mi się ciemno przed oczami. Jeśli ktoś tutaj zaraz nie przyjdzie, umrę. Uduszę się. To mój koniec, czułam że stanie się coś złego.

Odpływam.

CDN.

the King in the North [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz