Rozdział 12 - Ślub

268 26 2
                                    

• Shailene •

Nie mogę powiedzieć, że to najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Nie jestem typową panną młodą, która cała w skowronkach pofrunie do ołtarza. To małżeństwo z rozsądku. Najrozsądniej było wyjść za Williama, króla Południowej Wonderii. Dziś również stanę się królową tej części naszej krainy, ale nie zamierzam na tym poprzestać. Znajdę sposób na to, żeby odzyskać to, co do mnie należy. Będę tą osobą, tą królową, która zjednoczy Północ i Południe. Przywrócę ład.

Schodzę ostrożnie po schodach i zauważam obfitość kwiatów, którymi przyozdobiono cały zamek. Biało-złoty dywan prowadzi do wyjścia do ogrodu, w którym odbędzie się ślub. Białe kwiaty są wszędzie, zwisają na girlandach, w towarzystwie pęków wstążek w tym samym kolorze i światełek. Krzesła oplecione białą satyną wypełnione są gośćmi, którzy wpatrują się we mnie. Staram się nie zwracać na nich uwagi, po prostu idę, a towarzysząca mi łagodna muzyka, grana na pianinie idealnie dopełnia całość.

William czeka na mnie przy czymś, co przypomina ogrodową altanę - łuk również tonie w kwiatach i wstążkach. Uśmiecha się i wyciąga rękę, więc podaję mu swoją. Mój ojciec powinien prowadzić mnie do ołtarza, ale nie dożył tego dnia. Przez swoją głupotę? Może i tak. Wszyscy popełniliśmy masę błędów i teraz płacimy ich cenę.

Czuję na sobie intensywny wzrok Theodore'a. Siedzi w pierwszym rzędzie, z Ruth i swoimi rodzicami. Ciężko mi stwierdzić, kto z tego towarzystwa nienawidził mnie najbardziej.

Wypowiadamy znane wszystkim formułki, o tym, że będziemy przy sobie trwać w zdrowiu i w chorobie, dopóki śmierć nas nie rozłączy.

Czymże jest śmierć? To tylko kolejny etap. Kiedyś się jej bałam, ale za wiele widziałam, żeby się jej nadal lękać.

W pewnym momencie czuję mrowienie w dłoniach. Prąd powoli rozchodzi się do łokci, zaczyna mi szumieć w uszach, słyszę niewyraźne wołanie.

- Księżniczko Shailene? - Ksiądz udzielający nam ślubu patrzy na mnie wyczekująco.

- Tak - mówię, mając nadzieję, że o to chodziło. Czuję się oszołomiona.

- Tak - po chwili dochodzi do mnie głos Williama.

Następnie król William prosi o koronację królowej. Cofa się kilka kroków i zostaję sama przed ołtarzem. Całuję rękę księdza, po czym kładę się krzyżem i uczestniczę w litanii do Wszystkich Świętych. Ksiądz przywołuje kobiety ze Starego Testamentu: Sarę, Rebekę, Judytę, Esterę. Po litanii następuje namaszczenie, po czym ksiądz wręcza mi jedyne insygnium, które należy się królowej - korona, która zostaje umieszczona na mojej głowie. Jeśli byłabym koronowana w swojej krainie, jako jedyny władca, otrzymałabym także jabłko, berło i miecz.

Udekorowana koroną, która dumnie ciąży mi na głowie, wracam do Williama, który obdarza mnie szerokim uśmiechem.

- Drodzy zgromadzeni, przed wami król William oraz jego małżonka, królowa Shailene! - Obwieszcza ksiądz.

- Chwała im i cześć! - Odkrzykują goście.

Pianista znowu zaczyna grać powolną melodię, a my kroczymy do Wielkiej Sali, w którym odbędzie się wesele. Przed nami małe dziewczynki ubrane w białe, bufiaste sukienki sypią płatki kwiatów.

Wróciłaś!

Słyszę mnóstwo szeptów w swojej głowie, więc odwracam się, ale nikt nie idzie za mną bezpośrednio, żebym mogła go usłyszeć.

Nasza królowa!

Mrowienie, które czułam do łokci rozchodzi się po moim ciele stopniowo, aż dociera w każde możliwe miejsce. Czuję się naelektryzowana nową energią, wszystko wydaje się bardziej intensywne.

Gałązki kwiatów w bukiecie, który trzymam zaczynają łaskotać wnętrze moich dłoni.

Czy to oznacza...?

Patrzę na jeden z kwiatów, który jeszcze się nie rozwinął i rozkazuję mu to zrobić. Ku mojemu zdziwieniu, robi to.

Wiem, co to oznacza.

Moja moc wróciła.

CDN.

the King in the North [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz