Wyciągnąłem zza kanapy wielką walizkę. Podszedłem do szafy, którą później otworzyłem i wyjąłem z niej swoje ubrania. Wrzuciłem ciuchy do walizki nie zastanawiając się nad ich uporządkowaniem. Marzyłem, aby jak najszybciej zniknąć z tego miejsca, bo nie miałem już żadnych wątpliwości - było nawiedzone.
- Calum, co ty wyprawiasz? - spytał Ashton po wejściu do pokoju, widząc moje zachowanie.
- Nie rozumiesz, Ash? On zniknął! Po opuszczeniu naszego mieszkania do cholery! Tutaj straszy! - wydarłem się. Nie mogłem dłużej znieść wszystkiego, co działo się wokół nas. Najgorszy był fakt, że byłem jedyną osobą, która mogła to zauważyć. Ashton nie dostrzegał dziwactwa tej kamienicy, albo doznał nagłej ślepoty.
- Zgłupiałeś - prychnął - Zgłupiałeś do reszty, Hood! Stary się pewnie zachlał i leży pod pierwszym lepszym murem, zarobił na sprzedaży sporo hajsu, też bym balował na jego miejscu - powiedział obojętnie.
Trzasnąłem walizką, gdy blondyn skończył swoje zdanie. Spojrzałem na niego. W moich oczach od razu dostrzegł wściekłość, której dawno nie okazywałem. Luke nie miałby żadnych wątpliwości widząc mnie w takim stanie. Nie żartowałem, byłem pewny swoich przekonań, a one wcale mnie nie bawiły w porównaniu do Ashtona, który obracał wszystko w żart. Im dłużej siedzieliśmy w tym mieszkaniu, tym gorsza stawała się nasza sytuacja. Te chore zmory tylko czekały na moment, w którym mogłyby nas zabić, pożreć czy zrobić cokolwiek, na co miały ochotę. Ashton wyglądał na najlepszą przynętę, bo nie wierzył w nic, co miało związek ze zjawiskami paranormalnymi. Ja również kiedyś wyśmiałbym siebie za bzdury, o których mówiłem teraz, ale ja to widziałem - widziałem na własne oczy. Nie mogłem siedzieć bezczynnie w tym domu i robić za pokarm dla tego stworzenia lub stworzeń, bo kto wie, ile ich tutaj było? Ukazała mi się dziewczynka, ale reszty mieszkańców w ogóle nie poznałem. Co, jeżeli oni również byli... tym czymś?
- Pierdol się, Irwin - warknąłem zabierając walizkę - Jeśli chcesz tu zostać, śmiało, ale ja wynoszę się zanim zarżną mnie tutaj jakieś nadnaturalne zombie.
- Świetnie - burknął - A więc przeprowadź się do wariatkowa, bo chyba tam jest odpowiednie miejsce dla takiego czubka.
- Palant - mruknąłem, a następnie zabrałem swoje rzeczy. Wyszedłem z mieszkania, żeby znieść bagaż do taksówki, którą zamówiłem. Miałem jeszcze drugu cel podróży na dziedziniec. Tuż po wezwaniu taryfy, wykonałem telefon na policję. Chciałem porozmawiać na temat tej kamienicy z funkcjonariuszami, a także wypytać o starego De Vonne. Zostawienie Ashtona na pastwę losu bez żadnej ochrony ze strony policji byłoby totalnym głupstwem. Pomimo niskiego ilorazu inteligencji Irwina, on wciąż był moim przyjacielem, którego kochałem jak brata.
Wróciłem do mieszkania tuż po zapakowaniu swoich walizek. W domu panowała cisza, która przerażała, a zwłaszcza mnie - Caluma Hooda, chłopaka widzącego duchy, zombie czy jak tam można nazwać potwora pojawiającego się tylko mi. Zajrzałem do kuchni, jednak nikogo w niej nie zastałem. Sprawdziłem również salon, ale Ashtona nie było, jakby rozpłynął się w powietrzu podczas tych dziesięciu minut mojej nieobecności. Podążyłem do jego pokoju, później do łazienki i na końcu wpadłem do siebie, ale efekt poszukiwań okazał się taki sam, jak poprzednio. Nie znalazłem swojego przyjaciela w mieszkaniu.Głęboko w duszy miałem nadzieję, że Irwin zszedł na dół, aby mi pomóc i minęliśmy się w jakiś magiczny sposób. Postanowiłem zebrać resztę rzeczy, a następnie sprawdzić podwórko. Jeżeli nie zastałbym go na dworzu, przeszukałbym całą okolicę oraz każde mieszkanie w kamienicy.
Odskoczyłem histerycznie wrzeszcząc, kiedy po otwarciu szafy zobaczyłem ciało mojego przyjaciela. Po jego szyi spływała krew. Oczy miał szeroko otwarte. Ulatywał z nich strach. Chciałem go dotknąć, ratować. Wydawało mi się, że jeszcze żyje i mogę zrobić coś, co powstrzymałoby proces umierania. Gdy wyciągnąłem dłoń, żeby sięgnąć po jego ciało, a później wyciągnąć je z szafy, jego głowa zsunęła się z karku, po czym spadła na ziemię. Reszta ciała osunęła się po tylnej ścianie szafy, później opadając. Zakryłem oczy, nie mogąc znieść widoku martwego przyjaciela, który został zabity w tak brutalny sposób. Zero śladów walki, zero blizn czy ran, tylko oderwana głowa. Na mojej twarzy pojawił się ogromny grymas wyrażający całe to cholerne obrzydzenie. Nie sądziłem, że sprawa będzie miała tak poważne zakończenie. Gdyby Ashton mi uwierzył... zaufał... wszystko potoczyłoby się inaczej.
Moje serce waliło szalenie, a krew płynąca w żyłach nagle zatrzymała się. Zacząłem płakać; ba, beczeć jak małe dziecko nad ciałem swojego przyjaciela, kumpla, brata. Modliłem się, aby była to tylko moja wyobraźnia lub zły sen. Wypływająca krew z masakrowanego ciała tworzyła coraz większą kałużę wokół głowy Ashtona. Złapałem się za głowę. Patrzyłem i nie dowierzałem. To nie mogło się dziać, nie mogło.
Usłyszałem śmiech. Ten sam śmiech, który zdawało mi się słyszeć codziennie w różnych sytuacjach, ale zawsze w tym samym miejscu. Dziewczynka stała w progu drzwi, szczerząc się. Jej zęby nie były koloru białego. Widziałem szare, dziurawe i nachodzące na siebie kły. Spod powiek wylewała się krew. Oczy poczerniały, jakby znów zdecydowała się na atak. Istota nie przemieściła się, pomimo wyglądu sugerującego, że jest gotowa na kolejne morderstwo. Wzruszyła ramionami, a szeroki, przyprawiający mnie o mdłości uśmiech nie schodził z jej pokaleczonej twarzy.
- Mówiłam, że jesteście tymczasowymi lokatorami - pewnym sposobem wydobyła ze swojego odrażającego ciała pełen słodyczy głos. Zatrzepotała rzęsami i ukłoniła się wdzięcznie, ciągnąc palcami za materiał sukienki. Kłami przygryzła dolną wargę, co miało wyjść naturalnie. Niestety, nadal była szkaradna, wyzbyta emocji i koszmarna.
- Ja w dalszym ciągu tu mieszkam - warknąłęm, przepełniony goryczą i chęcią zemsty - Więc to jeszcze nie koniec, mała dziwko! - wstałem, wydzierając się.
- Owszem, koniec - odparła zmutowanym głosem, który wywołał dreszcze na mojej skórze - Przegrałeś, Calum.
Po swojej odpowiedzi, dziewczynka zniknęła. Dosłownie, ulotniła się. Zostawiła mnie samego wraz z moim martwym przyjacielem. Łzy spływały po moich policzkach. Zaciskałem szczękę oraz dłonie w pięści. Postanowiłem, że znajdę to bydle i zabiję.
Po dwóch minutach od odejścia potwora, zrozumiałem tą aranżację ucieczki. Niespodziewanie usłyszałem pukanie do drzwi wejściowych, które jakimś sposobem były otwarte. Nie sprawdziłem kto wszedł do domu. Brakowało mi sił, aby wstać. Zatapiałem się w smutku i rozpaczy. Nic więcej nie miało znaczenia.
Funkcjonariusze wpadli do pokoju, w którym przebywałem, użalając się nad Ashtonem. Ich oczy przypominające monety świdrowały to mnie, to ciało, analizując sytuację.
Wiedziałem, że już po mnie.