Rozdział 2.6

86 7 0
                                    

Od tej chwili wiele się zmieniło...

Zostałam u Camerona, co nie ukrywam, że było mi na rękę. Chłopak zaczął się o mnie troszczyć jeszcze bardziej i pomagał w codziennych czynnościach. Mój brzuch rósł, rósł i jeszcze raz rósł, ale cieszyło mnie to najbardziej na świecie, bo przynajmniej wiedziała, że moje małe słonko prawidłowo się rozwija. Czas mijał jak głupi i nim się obejrzałam załatwiałam ostatnie sprawy związane z organizacją baby shower. Nie chciałam robić wielkiej tajemnicy z płci dziecka, więc wszystkie ozdoby i dekoracje jedzenia były w kolorze niebieskim, a w wielkim, czerwonym balonie, który był przyczepiony do mojego fotela, zamieściłam złote konfetti i kopertę z imieniem mojego synka. Cały dzień przygotowywałam wszystko, a Cameron tylko biegał za mną, pilnując abym się nie potłukła oraz by wszystko było idealnie. 

Około godziny 14 wszystko było gotowe, goście mieli zjawić się o 17, więc zaczęłam się ogarniać. Wzięłam szybki prysznic, po czym wysuszyłam i zakręciłam włosy. Zrobiłam delikatny, naturalny makijaż, założyłam luźny błękitny kombinezon i białe sandały. Weszłam do salonu, w którym siedział, gotowy na przyjęcie, Cameron. Ubrany był w białe jeansy i koszulę pod kolor mojej sukienki. Widząc, że wchodzę uśmiechnął się do mnie i wstał idąc w moją stronę. 

-Pięknie wyglądasz- powiedział całując mnie w czoło, przez co po moim ciele rozszedł się dreszcz, a po budynku rozszedł się odgłos dzwonka do drzwi. Podeszliśmy do nich wraz z Cameronem i otworzyliśmy je delikatnie, czując od razu buchające ciepło z podwórka.

-Klaudia słońce!- do środka wszedł Matthew, który od razu delikatnie mnie przytulił, wraz z częścią ekipy starego Magconu, którą miałam przyjemność poznać. Jednak z Espinosą złapałam najlepszy kontakt, równie dobry, co z Cameronem. Nigdy nie miałam okazji poznać Shawna, bo ciągle był w trasie, nad czym strasznie ubolewałam, ale wiem że kiedyś nadejdzie ten czas.

Chłopcy zbili z Camem męska piątkę i przeszliśmy od razu na taras, gdzie wygodnie się usadowili. Nie minęło pięć minut a dzwonek ponownie rozległ się w pomieszczeniu. Wpuściłam do środka bliźniaków Lucasa i Marcusa, którzy od razu zaczęli się wygłupiać do mojego brzucha. Po chwili wszyscy goście się zebrali na tarasie i zajadali się ciastkami, które upiekł we swojej własnej osobie Cameron. Usiadłam na swoim fotelu i zaczęło się przekrzykiwanie z pytaniami o imię dziecka.

-Dobra spokój!- krzyknął Cameron, na co każdy zamilkł- Dziękuję haha, Klaudia możesz mówić.

-Koperta z imieniem dziecka schowana jest w tym balonie- wskazałam na przedmiot obok mnie- Chciałabym, żeby ogłosili to rodzice chrzestni, więc...- przerwałam na chwilę i rozejrzałam się aby upewnić się kto, gdzie siedzi- Sylwio? Cameronie? Chcecie czynić honory?

Sylwia i Cameron to dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Oboje pomogli mi, gdy tego potrzebowałam i zawdzięczam im to wszystko, co się dzieje. Gdyby nie Sylwia to w ogóle nie poznałabym tych wszystkich ludzi, nie odnalazł by mnie mój brat. A gdyby nie Cameron go nie poradziłabym sobie sama z dzieckiem i sytuacją z Jacobem. Chciałam, żeby to oni mogli zająć się moim synem, kiedy ja nie będę w stanie.

-Oczywiście- powiedziała zdziwiona Sylwia i podeszła do balonu, zaraz do niej dołączył Cameron. Wstałam i wręczyłam im dużą, ostrą igłe. Zaczęli odliczać od trzech w dół i na "jeden" wspólnie przebili czerwony przedmiot. Konfetti rozsypało się na nich, a koperta spadła idealnie na siedzenie. Cameron złapał ją delikatnie drżącymi dłońmi, co było cholernie urocze. Wszyscy byli skupieni na każdym ruchu tej dwójki, a ja przeglądałam się temu z uśmiechem.

-Gotowi?- powiedziała z uśmiechem Sylwia- to Cameron na trzy cztery? Trzy czteeeeeeeeeery

-Leon!- krzyknęli razem, a wszyscy zaczęli bić brawo. Cameron od razu rzucił się do kuchni, by przynieść tort, który wcześniej tam schowałam. Był to zwykły biszkoptowy tort z masą o smaku oreo i truskawki, oblany był cały niebieskim lukrem, a na samej górze były marcepanowe, chłopięce buciki, złoty napis "Leon" i planowana data porodu, który ma być już za niecałe 2 miesiące. Oczywiście zaczęła się sesja zdjęciowa tortu, po czym każdy zabrał się do jedzenia.

Po posiłku wszyscy nalegali, bym otworzyła prezenty, tak więc zrobiłam. Oddaliłam trochę swój fotel, a Cameron wraz z Mattem przenieśli prezenty. Oczywiście były to zabawki, akcesoria i takie typowo "mamine" przedmioty jak na przykład ciążowa koszulka z małymi stópkami i napisem "soon" na brzuchu. Wszystko bardzo mi się podobało i każdemu byłam tak samo wdzięczna. Zaraz po skończeniu tej "części" przyjęcia, Cameron oznajmił, że to nie koniec niespodzianek.

-Wiem, że zawsze chciałaś poznać pewną osobę, więc sprowadziliśmy ją tu dla ciebie!- krzyknął i chwycił mnie za rękę wyciągając w ogród. Zapadał już zmrok, więc drogę oświetlały nam tylko lampki choinkowe zawieszone między drzewami. W końcu wszyscy doszliśmy do małej "sceny". Cameron zasłonił mi oczy i odsłonił dopiero wtedy, kiedy do uszu doszły pierwsze brzdąknięcia gitary.

Nie mogłam uwierzyć. Na moim ogrodzie stał Shawn Mendes i śpiewał właśnie jedną z moich ulubionych piosenek- "Señorita". Wszyscy śpiewaliśmy razem z nim i bawiliśmy się bardzo dobrze. Po skończonym "koncercie" składającym się z kilku piosenek, brunet podszedł do mnie i od razu delikatnie mnie uścisnął. Rozmawialiśmy bardzo długo i muszę przyznać, że jest jeszcze milszy niż to sobie wyobrażałam. Cameron w międzyczasie przygotował ściankę do zdjęć z gośćmi. Był na niej błękitny napis "Klaudia's Baby Shower 19.06.2026". Zrobiłam sobie chyba z milion zdjęć z każdym gościem i normalnym aparatem i, dość starym już, instaxem, aby wkleić wszystko do książki pamiątkowej, do której wklejałam wszystko związane z Leosiem- zdjęcia z USG, kawałek tapety z jego pokoiku i teraz będą oczywiście zdjęcia z baby shower!

W końcu zaczęło wszystko się układać... ale na jak długo?

Nowe Życie | Sylwia Lipka, Bartek Kaszuba (CHWILOWO ZAWIESZONE DO KOREKTY)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz