~ XVI ~

16 1 2
                                    

Babcia już na mnie czekała, więc od razu zabrałyśmy się do letnich porządków. Miałyśmy bardzo ambitne zamiary skończyć wszystko dzisiaj i bardzo się starałam, aby tak się stało; w końcu nic nie wiadomo co się zdarzy tego wieczora. Na samą myśl o tym przyspieszało mi tętno i przechodziły ciarki po skórze. Wyobrażałam sobie najróżniejsze scenariusze, sprzątając z szybkością błyskawicy.

- Oj uważaj Faire, bo wylecisz zaraz przez okno z tego pośpiechu. - śmiała się babcia porządkując w swoim wolnym tempie.

Dopiero jakieś dwie godziny przez wieczorem wpadłam na to, o co mogę go poprosić i utwierdziłam się w tym przekonaniu. Chciałabym zobaczyć jego twarz. Przez całą naszą znajomość ani razu jej nie widziałam. Właściwie to praktycznie przez całe jego życie nikt jej nie widział, a to była niepowtarzalna okazja, aby spróbować go o to poprosić. Tak mnie ciekawił jego prawdziwy wygląd twarzy.. Chociaż przyznam, że już się przyzwyczaiłam do widoku czaszki. Tak, to będzie to, o co go poproszę. Między innymi, jeżeli będę miała wystarczająco dużo odwagi.

Nadszedł długo wyczekiwany przeze mnie wieczór. Przebrałam się w lepszą sukienkę, poprawiłam włosy i od razu poleciałam do Ray'a. Nie spieszyłam się nie wiadomo jak, aby trzymać na wodzy swoje zniecierpliwienie, które i tak rozsadzało mnie od środka. Po przebyciu drogi podleciałam na skrzydłach pod same drzwi Ray'a. Oczywiście nie musiałam pukać, a on od razu mi otworzył. Ze środka wydobył się fioletowy dym. Zaśmiałam się rozwiewając go ręką.

- Tak powinno być, czy coś popsułeś? - śmiałam się nadal spoglądając na niego.

- Wiesz.. nie wiem. - również się zaśmiał zapraszając mnie do środka. - Podejrzewam jednak, że zamyśliłem się i przez przypadek dodałem coś, co nie powinno się tam znaleźć.

Uśmiechnęłam się szerzej rozgarniając dym. Zobaczyłam przez fioletowe kłęby, że na parapetach stoją szkieleciki i otwierają okna. Mimowolnie się zaśmiałam. Po paru minutach dymu już nie było; zajrzałam do kuchni, a na wyłączonym palniku stało naczynie z jasno-fioletową cieczą. Tym razem szkieletów było sześć, tak jak powinno być.

- Dlaczego jak byłeś ranny pozostał tylko jeden szkielet? - odwróciłam się w jego stronę.

- Właściwie to zaraz zobaczysz, ale poniekąd po wydaniu polecenia odciąłem im dopływ energii. Wszystkim. Najwidoczniej ten jeden, który został z Tobą musiał tak jakby.. korzystać z twojej energii. - Ray posłał mi uśmiechające, tajemnicze spojrzenie. - To trudne do wyjaśnienia, ale mniej więcej tak można to nazwać.

- Wow.. - nie mogłam się powstrzymać. Właśnie ten jeden szkielet, który cały czas przebywał ze mną zeskoczył z parapetu, podszedł do mnie i przytulił się na krótko do mojej nogi.

Ray patrzył się na to przez chwilę, a potem zwrócił swoje spojrzenie na mnie.

- Chodź za mną. - powiedział spokojnie i ruszył korytarzykiem w stronę tarasu. Uniosłam się na skrzydłach i powoli, zachowując pewną odległość, poleciałam za Ray'em.

Kiedy tylko wyszłam na taras kompletnie mnie zatkało. Uniosłam ręce zasłaniając usta, które otworzyłam w kompletnym zaskoczeniu.

- Oh... wow... - szepnęłam.

Przede mną stał smok. Ale nie był to Khavadros; miał ciemnogranatowe łuski na grzbiecie i srebrne przez całą szyję, brzuch i dolną część ogona. Patrzył się na mnie łagodnie, strzygąc uszami. Rozłożył skrzydła w pełnej okazałości; składały się z cienkiej błonki, granatowego brzegu skrzydeł i świetlistych punkcików, które teraz w świetle księżyca jaśniały niczym gwiazdy. Smok wydał z siebie cichy pomruk i otrzepał się kręcąc głową.

NekromantaWhere stories live. Discover now