~ XXVII ~

12 1 0
                                    

Ray nic nie odpowiedział. Po chwili, skoro mogłam swobodnie pytać, postanowiłam jeszcze skorzystać z tego przywileju.

- Ile osób.. skonsumowałeś przez całe swoje życie?

- Sześć. - odparł krótko Ray.

- To... dużo czy mało? - ciągnęłam.

- Właściwie to.. mało. Ta liczba powinna sięgać do ośmiu, w porywach do dziewięciu.

- Jak to?

- Starałem się potem robić dłuższe przerwy i jedna niemalże mnie wykończyła. - Ray mówiąc o tym rzadko spoglądał na mnie.

- Opowiesz mi o tym.. bardziej szczegółowo? Jak wyglądała napaść, kim były te osoby, czy były młode czy stare i jakich ras...

- Faire! - jęknął Ray niespodziewanie. Spojrzałam na niego zdumiona; napotkałam jego nieco zbite spojrzenie. Natychmiast zrobiło mi się głupio.

- Ja.. jak nie chcesz to.. umm przepraszam. Faktycznie może... - zacinałam się z nadmiaru emocji i z dziwnego uczucia, że może moje pytania zabrnęły za daleko.

- Nie nie, w porządku. Wybacz, nie chciałem cię wprawić w zakłopotanie. - Ray zareagował natychmiast kładąc mi obydwie ręce na policzkach i spoglądał na mnie łagodnie - łagodniej niż zazwyczaj, jakby się obawiał, że się wystraszyłam. - Mi po prostu ciężko pojąć, jak mogą cię.. interesować takie rzeczy. Jesteś delikatna, nie chciałbym, żebyś się bała i to wszystko dziwi mnie podwójnie. Masz pewność, że chcesz słuchać takich opowieści?

Pokiwałam lekko głową nieco się "uspokajając". Jego spojrzenie działało na mnie jak balsam, odpychając wszelkie negatywne uczucia.

- Dobrze więc.. Pierwsza osoba to był jakiś obłąkany, stary elf leśny. Zdecydowanie był bardzo złą osobą - miał na koncie wiele morderstw na zwierzętach i kilka na ludziach, innych mieszkańcach lasu; tego dowiedziałem się od nekromantów, którzy go tu przyprowadzili. Miałem wtedy trzy lata i to były pierwsze nauki dotyczące konsumowania dusz. Początkowo wyjaśniono nam to w teorii dokładnie podkreślając i pytając, czy nie czujemy się tak jakoś "nienasyceni". No cóż, wszyscy się tak czuliśmy, chociaż u mnie śmierć rodziców nieco przytępiła to uczucie. Każdy dostał jedną, skrępowaną więzami magicznymi osobę. Rzecz jasna na pierwszy raz starszyzna pofatygowała się, aby ofiary były odpowiednio przytępione i niezbyt rozumiejące, co się za chwilę stanie - później już nie byli tacy łaskawi, ale o tym zaraz. Nauczyli nas, jak to robić, jednym poszło lepiej, innym gorzej. Właściwie to wyciąganie duszy powinno być sprawne, gdyż powoduje u ofiary dyskomfort, a często nawet ból, strach i ogółem mękę, ale wiadomo - pierwszy raz to forma treningu i nauki, jak to robić prawidłowo.

- A.. tobie jak poszło? - spytałam cicho.

- Dosyć sprawnie. Niezbyt miałem ochotę pozbawiać kogoś życia, ale to był przymus szkolenia. Miałem głęboko w głowie to, że niczym się nie różnimy od takiej bestii, jaka zakończyła życie mojego ojca. Potem się dowiedziałem, że to jednak jest różnica, ale nadal miałem opory. Chociaż.. nigdy nie zapomnę, jakie uczucie towarzyszyło temu zabiegowi. Wszystko stało się nagle takie czyste, jasne, oczywiste. Czułem, jak wiele wiedzy mogę posiąść, o ile mogę być teraz silniejszy. I byłem - tak samo jak wszyscy, rosłem w siłę w zastraszającym tempie. Dlatego trening rozpoczyna się tak wcześnie.

Drugą ofiarę skonsumowałem w wieku pięciu lat. Tak jak już wspomniałem, starszyzna nie była tak łaskawa dla złapanych i mimo, że byli osłabieni zachowali całkowitą świadomość. Wrzeszczeli, błagali o litość. To była pierwsza próba stalowych nerwów i niewrażliwości. Niektórzy jej nie przeszli, ale większość była spragniona kolejnej duszy i mieli totalnie gdzieś wszelkie prośby o łaskę. Mi trafił się ciężki przypadek - co prawda był to zwykły Vandaren, a właściwie - Vandarenka. Jednak ona nie miała już tyle na sumieniu - zaledwie kilka kradzieży i bardzo skąpe i nieuczciwe życie, jednak na tym koniec. Ciągle pytała mnie, za co czeka ją taki los i płakała. To było dosyć trudne, gdyż nie umiałem jej odpowiedzieć, a ona ciągle prosiła mnie o dodatkowe kilka minut życia. Zostałem ostatni na placu i jeden ze starszych nieco się zniecierpliwił, więc musiałem to zrobić - przez ten cały czas skupiałem się na tym, aby przypomnieć sobie tą technikę, ćwiczyłem ją w głowie. Przynajmniej tyle mogłem zrobić - jej śmierć była szybka, a jej dusza różniła się od poprzedniej w niesamowitym stopniu. Była o wiele bardziej pożywna i tym samym wywołała we mnie nieco większy głód, znaczy.. wywołała go po prostu szybciej. Ale dzięki niej nauczyłem się bardzo dużo. Jakbym miał ją porównać do jedzenia, to.. no, po prostu była pyszna. - Ray zaśmiał się, ale śmiech ten nie był szczery, tylko nieco przygnębiony.

NekromantaWhere stories live. Discover now