Ta noc była wyjątkowo piękna. Księżyc świecił bardzo jasno i sprawiał wrażenie wręcz szczęśliwego. Wiatr delikatnie bujał gałęziami drzew i wytwarzał przy tym przyjemne powiewy, które omiatały twarze innych. Ptaki cichutko nuciły swoje trele, a piasek skrzypiał pod nogami przechodniów, którzy mijali mury pałacu od strony głównej bramy.
Niebo miało kolor niespotykanie jasnego granatu. Przyozdabiały je stadka gwiazd, które migotały radośnie, rzucając mieszkańcom pozytywną energię.
Przed pałacem zaczynało robić się strasznie tłoczno. Wyznaczono tam specjalne miejsce, z którego mniej zamożni obywatele mogli oglądać przemówienie swojego księcia. Każdy chciał usłyszeć relację ze ślubu i zobaczyć nową księżniczkę. W rękach każdego spoczywała mała flaga z herbem rodziny królewskiej, do której przyczepiono dodatkowo białą wstążkę, na znak szacunku dla tego szczególnego dnia. Zbierali się starzy i młodzi, nowo przybyli i stali mieszkańcy, każdy, kto chciał poczuć choć fragment tej niezwykłej ceremonii.
Straż dzielnie stała przed bramą i w podwojonym składzie przyglądała się niby od niechcenia każdemu, kto stał w pierwszym rzędzie tłumu. Uważało się ich bowiem za największe zagrożenie, w końcu byli najbliżej wejścia, zawsze mogli coś wykombinować.
Niektórzy mieszkańcy, zajęci swoim życiem, przechodzili prędko obok zbiegowiska i rzucali krótki uśmiech w stronę balkonu, na którym już za dwie godziny stanąć miała młoda para.
Wszystko wydawało się takie idealne i poukładane. I wszystko takie było. No, przynajmniej tak wydawało się przyszłej księżniczce. W końcu jej idealnie biała suknia opływała jej ciało z najwyższym szykiem, każde zagięcie na niej wyglądało jakby było zaplanowane z największym wyczuciem. Włosy były idealnie upięte z tyłu głowy, z wyciągniętymi pojedynczymi kosmykami, które miały udawać jakże gustowny nieład we fryzurze. Buty na obcasie były tak idealnie wygodne, że czuła się, jakby chodziła na boso, a nie w wysokich szpilkach. A bukiet i welon? Współgrały ze sobą idealnie do tego stopnia, że mogłoby się zdawać, że nie są w stanie bez siebie istnieć.
Harmonijna perfekcja.
Jednak teraz siedziała w nieco mniej idealnym ogrodzie na tyłach pałacu, na mniej idealnej ławce, z wcale nie idealnym humorem. Pluła sobie w brodę. Nie mogła przebaczyć sobie tego, że ma jakiekolwiek wątpliwości. Kochała go, przecież to wiedziała! Jej serce usychało, kiedy nie było go dłużej niż dzień w pobliżu. Dlaczego się bała? Co było z nią, do cholery, nie tak!?
— Dziecko — ochrypnięty głos rozbrzmiał nieopodal ławki. Spojrzała przed siebie i po chwili dostrzegła, że zbliża się do niej sam król, ojciec jej ukochanego.
— Och... Wasza wysokość — wstała z miejsca i chwytając brzegi sukni dygnęła przed nim z gracją. — Co cię tu sprowadza? Za pół godziny ceremonia...
— Mógłbym zapytać cię o to samo, moja droga — westchnął i opadł ciężko na ławkę, z której ona przed chwilą wstała. W swojej pięknej marynarce, którą zdobiły liczne odznaczenia, wyglądał bardzo dostojnie.
— Właśnie... się zbierałam — potarła nerwowo wierzch dłoni. — Muszę odnaleźć...
— Drogie dziecko — przerwał jej nagle. — Widzę, że coś cię trapi. Powiedz mi, o co chodzi? — oparł łokcie na kolanach i przyglądał jej się w tej niestosownej dla monarchy pozie.
— Przecież nic się nie dzieje — uśmiechnęła się wymuszonym uśmiechem — Nigdy nie byłam bardziej szczęśliwa! W końcu to dzień... mojego ślubu...
— I mówisz, że nic nie psuje ci humoru?
— Oczywiście, że nie!
— Twoje oczy wyrażają więcej, niż może ci się wydawać — król wstał z miejsca i spojrzał wymownie na stojącą przed nim dziewczynę.
YOU ARE READING
Król Śmierci
Vampire- Tak łatwo się poddajesz, Alexandrze. Jesteś kruchym, wystraszonym chłopcem, który przypadkiem dostał moc zsyłania na ludzi zagłady - w gardle Gabriela rozbrzmiał stłumiony śmiech. - Na Ziemi jesteś Królem Śmierci, Panem Ciemności, chodzącą Plagą...