Rozdział 18

33 3 2
                                    

 Hataki tkwił w nowej komnacie od tygodnia. Gabriel odwiedził go tylko trzy razy, poza nim przyszedł jedynie medyk, no i strażnicy, którzy przynosili jedzenie. Czuł się już lepiej, jednak nadal brakowało mu sił. Rana na przedramieniu zagoiła się do tego stopnia, że chłopak mógł spokojnie sam jeść i pić.
Nie uśmiechało mu się to, w czym właśnie egzystował. Podpisał cyrograf z Diabłem. Gabriel zaciągnął go prosto w swoje sidła. Wiedział, że uwiedzenie Laury i sprowadzenie jej do świata wampirów nie będzie w żadnym wypadku proste. Właściwie niemożliwe. Alexander będzie bronił jej jak lew, a ona ma na tyle rozumu, że nie da oczarować się pierwszemu lepszemu chłopakowi z baru. I w ogóle kiedy to wszystko ma zostać wprowadzone w życie?
Obłęd!
— Tak, nie trzeba wzywać ojca — głos Gabriela rozbrzmiał za masywnymi drzwiami tak donośnie, że Hataki już współczuł strażnikowi.
Wszedł do pomieszczenia ciężkimi, znudzonymi krokami, cały czas marudząc coś pod nosem. Chyba nie był w za dobrym humorze...
— Idioci — rzucił nie wiadomo do kogo.
— Witaj, Gabrielu — chłopak wstał z miejsca.
— Siadaj, siadaj. Nie podlegasz mi jako poddany, daruj sobie ten szacunek — Hataki cofnął się do łóżka, a książę usiadł na stołku przy stole, który stał pod małym oknem. — Przejdźmy do rzeczy, te moje plany już za długo się rozciągają — oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach na krótką chwilę, biorąc przy tym głęboki wdech.
— Co się działo przez ostatni tydzień? Myślałem, że tu zwariuję.
— Moja matka się obudziła, ojciec sprzeciwił się wojnie, a ich miłość do Alexa wzrosła ze trzy razy przez jakieś pieprznięte przeczucie matki — prychnął z pogardą na wspomnienie tej sytuacji. — Ale wszystko już gotowe. Wojnę zaczniemy od twoich terenów, a później przeniesiemy ją na trochę bardziej rozległy obszar.
— Że jak!? — ponownie wstał z miejsca, tym razem kierując się szokiem. — Czyś ty na łeb dostał!? Miałeś oszczędzić inne obszary!
— Podzieliłem sobie waszą Ziemię na wymiary, tak łatwiej mi to zapamiętać. Masz to szczęście, że moja Ginger pochodzi z twojego, więc zrobię tam trochę mniejszy bałagan — roześmiał się, jakby opowiedział najlepszy żart.
— Jesteś szalony! Mieliśmy umowę!
— Umowa obowiązywała twoje uwolnienie. Nic więcej.
— Ale przecież...
— Stul pysk i słuchaj, jeśli nie chcesz mnie dodatkowo rozjuszyć.
Oburzony i zniechęcony Hataki oparł się plecami o ścianę i skrzyżował ręce na piersi.
— Wprowadzić ją! — Gabriel wrzasnął do strażnika stojącego za drzwiami. W tym momencie uchyliły się one i do środka weszła wysoka kobieta.
Chłopak spojrzał na nią i pierwszym, co rzuciło mu się w oczy, był mały kuferek w jej dłoniach. Czerwony, niepozorny, najprawdopodobniej drewniany. Oplatała go smukłymi dłońmi. Długie paznokcie miała pomalowane na niespotykany, szczerze złoty kolor.
Spojrzał na jej twarz i dostrzegł bliznę... A może znamię? Było ono w kształcie półksiężyca i odznaczało się od jej śnieżnobiałej skóry, tuż pod lewym okiem. Tęczówki lśniły piękną, przenikliwą zielenią, wręcz pistacjową barwą. Miała na sobie długą suknię z białego materiału, która idealnie podkreślała jej szczupłą figurę. Popielate włosy zaplecione w dwa długie warkocze swobodnie opadały jej na ramiona i sięgały do brzucha. Rysy jej twarzy rysowały się ostro i sprawiały, że nabierała ona swego rodzaju straszności.
— To Maddeline — Gabriel odchrząknął głośno, kiedy dostrzegł, że chłopak nie spuszcza z niej wzroku. — Siostra Beffany, tej, której tak łatwo i naiwnie zawierzyłeś swoją duszę.
Jednak Hataki nie odezwał się słowem. Tak samo zresztą, jak Maddie. Oboje stali wpatrzeni w siebie jak w obrazek, choć żadne nie chciało dopuścić do siebie tej myśli.
Lustrowała go wzrokiem. Hataki Burren, młody, urodziwy chłopak. Wiedziała o nim wszystko, czuła jego aurę na kilometr. A mimo to przyglądała się jego twarzy centymetr po centymetrze. Blada cera, worki pod oczami, przekrwione białka i zarysowane kości policzkowe. To wszystko miało swój urok, a dopełniała go blizna na prawym policzku. Jego brązowe oczy w tym świetle nabierały koloru miodu. Był po prostu przystojny.
Ale i młody, skarciła się w myślach Maddeline, która zaczęła coraz bardziej rozczulać się widokiem więźnia jej przyszłego króla.
— Przyniosłam mały podarunek — zerwała się nagle i podeszła w jego stronę nie odrywając od niego oczu. — Okradłam dla ciebie moją siostrę. Nie zmarnuj szansy, którą właśnie ci daję — podała mu czerwony kuferek. Hataki chwycił go niepewnie i powoli uniósł wieko. Na chwilę oślepił go blask, a zaraz po nim zatopił się w ciemności. Coś odrzuciło go do tyłu, jakaś niewidzialna siła miotała nim na boki.
Przez długi moment nie mógł złapać oddechu. Podpierał się o ścianę i ciężko sapał, aż w końcu złapał równowagę, głęboko odetchnął.
— Co to miało być, do kurwy!? — ryknął groźnie.
— Oddałam panu duszę, panie Burren — rzuciła beznamiętnie wiedźma.
— Bez niej nie mógłbyś wrócić na Ziemię — objaśnił Gabriel. — Jesteśmy tutaj martwi w ten sposób, który u was uznaje się za śmierć ostateczną. Kiedy sprzedałeś Beffanie swoją duszę, stałeś się w części kimś z nas. A że w części, bo wampirem nie śmiej się nawet nazywać, to teleport nie przepuści cię na drugą stronę. No... — zerknął na Maddie. — Teraz, dzięki niej, możesz być o to spokojny.
— Dziękuję — nie zwracając uwagi na wywód księcia, Hataki spojrzał w oczy Maddeline. — Jestem wdzięczny, dużo dla mnie ryzykowałaś — podszedł w jej stronę i chwycił ją za dłoń, którą uniósł w górę. — Od teraz jestem twoim dłużnikiem — złożył krótki pocałunek na wierzchu jej dłoni i uśmiechnął się promiennie.
Zaskoczona wiedźma aż uchyliła usta ze zdziwienia. Czy ten śmiertelnik ma pojęcie co właśnie zrobił!? Ośmielił się znieważyć przestrzeń osobistą potężnej czarownicy? I to jeszcze w obecności przyszłego króla Anmandii? Cóż za bezczelność...
Wpatrywała się w jeden punkt na ich nadal splecionych dłoniach i nie mogła zrozumieć czy ma to odebrać jako zniewagę, czy raczej jego głupotę i brak edukacji z zakresu świata wampirów. Powoli cofnęła się do tyłu. Chyba najlepiej będzie zostawić to bez komentarza.
— Książę — skinęła głową obracając się w stronę Gabriela. — Czy mamy pozwolenie od króla?
— Ach, szkoda słów — rozłożył się na stołku jak na najwygodniejszym fotelu świata i potarł jedno oko w akcie znudzenia. — Stwierdził, że dosyć wojen mamy we własnym wymiarze. A kiedy jasno zaznaczyłem, że po prostu zabiorę swoją część wojska i sam zajmę się wszystkimi sprawami, odwrócił się na pięcie nie odpowiadając mi słowem — warknął. — Och, Maddie, gdybyś nie była siostrą tej idiotki.
— Książę wie, że nie ode mnie to zależy.
— Wojna to nie taka łatwa sprawa — odezwał się Hataki. — A co, jeśli powiem, że mam lepszy pomysł?
— Mów. I tak już nie mam siły walczyć z ojcem.
— No więc — usiadł na łóżku i wygodnie oparł się o ścianę. — Nie sądzisz, że lepiej załatwić Alexandra i oszczędzić mój wymiar?
— Czemu niby mam wybaczyć ci tak zuchwały ruch i zamach na moje życie? — na te słowa Gabe aż się wyprostował. — Oszalałeś do reszty!
— Chcesz zemsty na bracie, nie na mnie.
— Do czego zmierzasz?
— Spełnię moją część umowy w trochę bardziej dotkliwy dla niego sposób, a ty oszczędzisz mój kraj.
— Wymiar?
 Hataki uśmiechnął się pod nosem. Popatrzył pobłażliwie na księcia, który dawał się wciągnąć w jego grę.
— Tak, mój wymiar.
— Opowiedz mi więcej. Mówisz, że Alex będzie cierpiał?
— I to dwa razy mocniej, niż może ci się wydawać.
 Maddeline patrzyła na nich i przysłuchiwała się ich rozmowie ze wstrzymanym oddechem. Wiedziała, że ten młodzieniec kombinuje coś, czego Gabriel może się nie spodziewać. A nie chciała pozwolić, żeby jej przyszły król padł ofiarą jednoosobowego spisku jakiegoś ziemskiego wyrzutka, któremu nawet atak planowany przez dwa lata się nie powiódł. Księciem kierowała teraz chęć zemsty na bracie, nie myślał racjonalnie. Chciała go powstrzymać, chciała powstrzymać ich obu. Hataki musiał przestać mówić te bzdury, a Gabe musiał przestać ich słuchać. Nie mogła tak stać z założonymi rękami!
 — Książę! — wypaliła bez zastanowienia.
Zaskoczeni mężczyźni spojrzeli się na nią, a ona poczuła nacisk ich spojrzeń tuż nad swoją głową. Głośno przełknęła ślinę i uświadomiła sobie, że w takich sytuacjach jej potężna moc jest niczym w porównaniu do emocji, których nie umiała się pozbyć nawet za sprawą magii.
 — No... — zagryzła wargę. — Bo ja właśnie...
— Maddie, zawsze cię lubiłem, ale co się dzisiaj z tobą dzieje?
— Bo on... — spojrzała na Hatakiego, który przyglądał jej się maślanym wzrokiem. Coś podpowiedziało jej, że jeśli powie o jego planie Gabrielowi, ten zaraz skaże go na stracenie. Wzięła głęboki oddech. — Beffana zbliża się do pałacu. Lepiej, żeby nie wiedziała, że tu jestem.
— Och — młody wampir wstał z miejsca i pstryknięciem palców otworzył drzwi. — Oczywiście. Idź już. Do zobaczenia.
— Do jutra, książę. No i — obróciła się w stronę chłopaka. — Żegnam pana, panie Burren.
Opuściła pomieszczenie tak szybko jak tylko umiała. Biegnąc potykała się o długą suknię, a ręce drżały jej bez wyraźnego powodu.
 Rzuciła się przed siebie i dopadła do pierwszego lepszego okna. Otwarła je z hukiem i skoczyła z niego nie zastanawiając się nad niczym. Spadając, pstryknęła leniwie palcami, a pod nią pojawił się czarny portal, który prowadził prosto do jej pracowni. Kolejnym pstryknięciem palców sprawiła, że zaczęła spadać znacznie wolniej, jakby czas wokół niej się prawie zatrzymał.
 Nie chciała tak od razu wracać do tej swojej samotni. Lecąc tak w dół, miała widok na całe Resdelle. Stolica była piękna o tej porze roku. Wysokie siedziby zakładów, niskie domki biedniejszych mieszczan, kilka willi monarchów.
 No i oczywiście dom Beffany. Wysoki, piękny, bogaty. Miała wszystko tylko dlatego, że sprzeciwiała się królowi, a królowa i tak widziała w niej zbawienie. Maddeline nigdy tego nie doświadczyła. Gardził nią Wiktor na równi z Lavender. A ona i tak uparcie walczyła o ich względy. Na każdym kroku starała się pomagać królewskiej parze, ciągle dawała im najróżniejsze prezenty ze swoich podróży, proponowała różne lecznicze mieszanki dla chorych strażników. Nawet sprezentowała Starszyźnie nową salę konferencyjną. I mimo to tylko Gabriel był dla niej miły, tylko on ją akceptował.
Sam Emes wie, kiedy skończy się jej rola "tej złej" na królewskim dworze.

Król ŚmierciWhere stories live. Discover now