Rozdział 2

116 6 2
                                    

— Ginger! — krzyknął troszkę głośniej i ponownie uderzył w szybę. — Ginger, wstawaj!

Chwilę później dziewczyna uchyliła okno i lekko się przez nie wychyliła.

— C... co... ty chcesz... — ziewnęła ledwo kontaktując. — Aaaa... lexander... — ziewała dalej. — To ty? Co tutaj robisz? Dawno cię nie było.

— Wiem, wiem. A co, stęskniłaś się za moimi kłami w twojej skórze? — mruknął niby od niechcenia.

— Cóż, niekoniecznie...

— Nie czujesz się źle bez oczyszczania krwi? — chłopak był zaskoczony tym, jak wyglądała córka jego przyjaciela. Zazwyczaj miała wory pod oczami, była ospała, przygnębiona i taka... nieswoja. Tymczasem stało przed nim zupełne przeciwieństwo takiej Ginger.

— Nooo...

— Ginger, co ty kombinujesz?

— Ja!? Przecież wiesz, że nic!

Alex obrzucił ją obojętnym spojrzeniem. Stała na boso, w koszuli nocnej, ręce miała skrzyżowane na piersi. Długie, brązowe, kręcone włosy spięte miała w kucyk, a jej niebieskie oczy odbijały blask znikającego powoli księżyca.

Była wyjątkowa. Mimo swojej choroby często bywała zuchwała, opryskliwa, złośliwa i twarda, ale miała w sobie dużo empatii, była pomocna, umiała poprawić humor i opowiadała najdoskonalsze baśnie w całej Teny'i.

Nawet Alexander nie mógł jej do końca rozgryźć. Nie miał pojęcia co, ale coś na sto procent było z nią nie tak. Coś w jej zachowaniu mówiło, że właśnie wkracza w nowy etap swojego życia i za żadne skarby świata z niego nie zrezygnuje.

— Więc mówisz, że nie tęskniłaś?

— Za tobą owszem, za kłami już niekoniecznie.

— Miło, że chociaż tak — cały czas starał się trzymać obojętny ton.

— Dlaczego nie jesteś z moim ojcem?

— Twoja matka rzuciła się na mnie z kołkiem — uciął krótko.

— Co!? — wrzasnęła. — Z jakiej racji!?

— Stwierdziła, że czymś jej zawiniłem, ale nie mam pojęcia czym. W tym cały problem.

Ginger przybrała dziwny wyraz twarzy. Myślała nad czymś. Alexa tak cholernie ciekawiło nad czym. W tym momencie była dla niego enigmą. Jednym wielkim znakiem zapytania. Jej mimika nie zdradziła żadnego sekretu. Po prostu zero.

— Wyjeżdża dziś na tydzień do mojej babci. Teraz śpi u sąsiadki, bo z rana zawozi ją jej mąż. Będziesz mógł spokojnie pobyć ze mną i moim ojcem.

— To wspaniale! — rzucił z niekrytym entuzjazmem.

— Cóż, jednak mnie nie będziesz miał okazji złapać za często.

— Gdzie się wybierasz?

Dziewczyna rozłożyła ręce. Odgarnęła za ucho kosmyk niesfornie spadających loczków i wzięła głęboki oddech.

— Nie jesteś nikim, komu muszę się tłumaczyć z tego, gdzie wychodzę — warknęła tonem identycznym, jak kilka godzin temu jej matka.

Zamurowało go. Zuchwała nawet dla wampira, który w każdej chwili może z niej zrobić rodzynkę. Najwyraźniej wyczuła, że Alexander nie miał zamiaru nigdy tego zrobić. Okazał jej zbytnią słabość. Stracił swój respekt.

Stała teraz z rękami opartymi na biodrach. Alexowi nie umknęło, że od ich ostatniego spotkania dziewczyna strasznie dojrzała. Niby tylko dziesięć miesięcy, a ona zdążyła nabrać krągłości... tu i tam... I nawet urosła centymetr czy może dwa! Rysy twarzy miała teraz zdecydowanie dojrzalsze. Jej figura była wręcz idealna. Ona była wręcz idealna. Piękna, zjawiskowa, olśniewająca... A mimo to chłopakowi czegoś ciągle w niej brakowało.

Król ŚmierciWhere stories live. Discover now