4. Impreza krzesła i Kanada

874 80 59
                                    

-Ej!- wrzasnąłem, spałem spokojnie a tu nagle coś miękkiego mocno uderzyło mnie w głowę.

-Ksekseksekse-usłyszałem charakterystyczny śmiech Prus.
Spojrzałem na niego trzymał w ręku poduszkę.

-Wiesz jest dopiero dwudziesta a mój brat wraca jutro więc może zorganizujmy imprezę!- kontynuował jakby nic się nie stało.

-Ok-odpowiedziałem.
Szybko chwyciłem leżąca najbliżej poduszkę i zacząłem nią go okładać po głowie, zabawa trwała jeszcze dobrą chwilę. Raz to ja obrywałem bronią puchowego rażenia a zaraz potem on.

Na imprezę przyszło dużo osób. Na początku trochę sie denerwowałem bo nie lubię nieznajomych, ale szybko się okazało że wszyscy to byli nasi wspólni znajomi. Zabawa była świetna, po jakimś czasie razem z Gilbertem i Alfredem wsiedliśmy na fotele na kółkach i na łeb na szyję zjechaliśmy po schodach, powiem wam szczerze nie próbujcie tego w domu. Usłyszałem huk, potem wszystko zalała ciemność. Słyszałem tylko jakby z przez jakąś daleką barierę głos.

-Halo... pogotowie... mój brat i jego koledzy... mieli wypadek...

Potem urwał mi się film.

Obudziłem się w białej sali, którą znałem aż za dobrze byłem w szpitalu.
Natychmiast podeszła do mnie pielęgniarka.

-C-co z moimi przyjaciółmi?- spytałem ze strachem.

-Wszystko w porządku..jeśli można to tak nazwać mieliście dużo szczęścia, jeden złamał nogę, a drugi zwichnął rękę. Ty miałeś najwięcej szczęścia- odpowiedziała.

Po chwili do sali wszedł Gilbert z zabandażowaną ręka a za nim wjechał Alfred na wózku  z całą nogą w gipsie  pchał go chłopak bardzo do niego podobny.

-Hej jestem Kanada- uśmiechnął się przyjaźnie- to ja zadzwoniłem po pogotowie.

-Miło poznać- odparłem.

-Eee... właściwie... chodzimy do tej samej klasy od poczatku szkoły- mruknął ze smutkiem.

-Oj przepraszam- zrobiło mi się wstyd.

-Eee tam nic się nie stało- odparł z powrotem z uśmiechem.

Nagle dostrzegłem za nim niewielkiego białego misia.

-To twój zwierzak?- zapytałem.

-Tak to mój niedźwiadek polarny- odpowiedział.

-Kto ty?- spytał zwierzak
Kanada aż zakrył twarz dłońmi.

-Powtarzam po raz setny... ja jestem
K-a-n-a-d-a- przeliterował- Kanada.

Patrzyłem na tą komiczną rozmowę, gdy nagłe do pokoju wbiegł Ludwig czyli młodszy brat Gilberta.

-Wróciłem do domu tam nikogo nie ma, a ktoś mówi że miałeś wypadek!- Krzyknął do brata- co ty sobie myślisz zgłupiałeś do reszty czy co?!
-Już wszystko ok- zapewnił prusak.

:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Litwa

Wróciłem do domu bardzo szczęśliwy. Randka poszła świetnie gdy jednak na moje głośne powitanie nikt nie odpowiedział zacząłem się martwić. Szybko znalazłem kartke którą zostawił mi przyjaciel, czytałem i się uśmiechałem aż dotarłem do końca.

Wtedy uśmiech zszedł mi z twarzy, chwyciłem telefon i sprawdziłem datę 11 listopada.... o nie... Muszę mu to wynagrodzić... i nawet mam już plan!
"""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
Polska

Zapukałem do drzwi otworzył mi Toris.

-Wszystkiego najlepszego!

-Urodziny miałem wczoraj- odparłem sucho.

-Wiem ale lepiej zajrzyj do swojego pokoju.

Szybko tam pobiegłem i zobaczyłem psie posłanko a w nim... maskotkę psa zacząłem znowu płakać głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi głupi Licia jak on mógł po tym że przecież wiedział że marzę o psię on dał mi pluszaka!

-Ej co jest Feliks?- spytał cicho brunet kładąc mi rękę na ramieniu.

-Co jest?!- wrzasnąłem- marzę o psie a ty mi dajesz pluszowego?!

-Oj głupolu- zaśmiał sie i otworzył szafę z której wyskoczył...

-Urwis?! Urwisek- krzyknąłem tuląc małą puchatą kulkę.

Płacząc tym razem z radości podniosłem szczeniaka i przytuliłem Torisa.

-Dzięki-szepnąłem

(((((((((((((((((((((((((())))))))))))))))))))))))))))

Trzeci dziś napisany rozdział chyba serio mam wenę
~Felicja

Liciu zaczekaj...! LietPolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz