1

9.6K 472 1.4K
                                    

Dźwięk budzika.
Najstraszniejsza rzecz jaką w życiu słyszałem.
Jęczę, zakrywając sobie uszy poduszką. Kurwa, nienawidzę tej jebanej melodyjki. Najbardziej wkurwiająca rzecz na ziemi. Przekręcam się na drugi bok, po czym niezdarnie sięgam po telefon, aby wyłączyć alarm. Na ślepo, próbuję wziąć go do ręki. Niestety, nie trafiam i niechcący stracąm go na ziemię. Ponownie jęczę, podnosząc się z łóżka. Leniwie sięgam do podłogi, aby podnieść z niej komórkę.

6:01am

Tylko pojebani ludzie są w stanie wstawać o tej godzinie codziennie.
Zwariowałbym.
No, ale może przynajmniej bym się nie spóźniał. Codziennie budzę się o 7:20.
No.
Teoretycznie.
W praktyce, pierwszy budzik dzwoni o 7:20, ale zwykle nie robi na mnie wrażenia. Budzę się, wyłączam go i idę spać z powrotem. Potem wszyscy się dziwią, że codziennie przychodzę NAJWCZEŚNIEJ na drugą lekcje. Niestety budziki mi nie pomagają. Zwykle ustawiam ich z pięćdziesiąt. I wiecie co? Chuja to daje, jestem zbyt leniwy, żeby wstać przed ósmą rano.
Dzisiaj jednak, nie mogę się spóźnić.
Ten cały Sunwoo jest pojebany. Kto normalny przychodzi do szkoły przed lekcjami?
Nie, no dobra.
Odszczekuję.
Dobry chłopak z niego. Przecież zaproponował mi pomoc.
Jestem cholernie samolubny. Ciągle tylko wykorzystuję ludzi, a potem ich wyzywam. Ale ze mnie kretyn. Powinien być mu wdzięczny za pomoc. Dzięki niemu może uda mi się przejść do następnej klasy w tym roku.

Cudem udaję mu się wygrzebać z łóżka. Ledwo trzymam się na nogach. Kręci mi się w głowie. Kurwa, za szybko wstałem. Moja codzienna rutyna i metoda wstawania z łóżka trwa przynajmniej dwadzieścia pięć minut, a teraz udało mi się to zrobić w niecałe pięć. Widzicie jak się poświęcam? A wszystko w imię nauki.

Dokładnie o 6:45am, jestem już gotowy i opuszczam wnętrze swojego domu. Wychodząc, zostaję znokautowany przez wiatr. Nienawidzę Października. Piździ jak cholera. Znowu będę chory.
Nakładam płócienną maskę na twarz, aby wiatr nie dokuczał mi w, aż tak dużym stopniu. Zastanawiam się też, czy iść na nogach, czy czekać 20 minut na autobus.
Bez sensu.
To tylko jeden przystanek.
Rusz dupę, Jisung. Mieszkasz 10 minut spacerkiem od szkoły, a tylko wozisz się autobusami. Potem się dziwisz, że ciągle jesteś spóźniony.
Widzicie?
Matematyka jest jednak potrzebna w życiu. Gdybym umiał liczyć, to widziałbym, że skoro mam być w szkole za piętnaście minut, to nie mogę pozwolić sobie na czekanie na autobus aż dwadzieścia , bo się spóźnię.
Logika.
Wszystko dzięki królowie nauk.
Bez matematyki nie dałoby się logicznie myśleć.
Co ja pierdole, wystarczyłoby mi kurwa dodawanie i odejmowanie, a nie jakieś pierwiastki, potęgi, cosinusy i inne bambusy.

6:58am - stoję przed wejściem do szkoły.
Nie spóźniłem się.
Po raz pierwszy od jakiś pięciu miesięcy.
Rozumiecie?
Chyba postęp w cywilizacji.
Albo motywacja ze strony Sunwoo.
Nie chciałem go zawieść.
Wchodzę do szkoły. Kłaniam się gościowi z portierni. Pan Byungwook to zajebisty facet. Zawsze można się od niego czegoś dowiedzieć. Wie i widzi więcej, niż większość nauczycieli. Nienawidzi, gdy ktoś mówi do niego po nazwisku. Zawsze powtarza, że za dużo jest już Kimów w Korei, więc nie jest to powód do dumy. Uwielbia nabijać się z nauczycieli (szczególnie babska od matmy, którego tak bardzo nie trawię). Chodziły kiedyś plotki, że miał romans z panią Okui od biologii, na co on odpowiadał zawsze: "japonki to ja bym kijem przez szmatę nie dotknął, nawet jeśli byłaby ostatnią kobietą na świecie". W sumie, nie wiem o co mu z tym chodziło, ale zawsze mnie to bawiło.

- Co ty tak wcześnie w szkole, Han? - pyta mnie. - Nie ma jeszcze 8... Ba! Jest przed 7!

- Przyszedłem się uczyć. Kolega obiecał, że udzieli mi korepetycji... - tłumaczę. - Był tu już ktoś przede mną?

Homophobia || minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz