Dusi się

1.5K 205 75
                                    

— Zobacz co mam, Łuki! — Wykrzyczał prawie na całą salę Marek, wchodząc do niej z wielką grą planszową.

— Możesz nie nazywać mnie Łukim? — Burknął starszy, siadając po turecku. — Planszówka?

— Łuki brzmi fajowo. Tak, Łuki, to planszówka. Najnowsze Monopoly, dostałem od mamy jak wracałem z badania! - Pochwalił się młodszy i wskoczył razem z grą na szpitalnie łóżko Wawrzyniaka. — Zagramy?

— Nie sądzisz, że w monopoly gra się lepiej jak jest więcej osób niż tylko dwie?

— A z kim innym chcesz zagrać? Z pielęgniarkami? — Skrzywił się. — To grasz ze mną czy mam grać sam?

— Wiesz, możemy zrobić coś dużo ciekawszego niż ta twoja gra w planszówkę.

— Co takiego? — Blondyn zapytał wyraźnie zaintrygowany.

— Chciałbyś postraszyć pielęgniarki? Trochę żartów jeszcze nikomu nie zaszkodziło — zaproponował brunet z szyderczym uśmieszkiem na twarzy.

Marek ucieszony pokiwał głową na zgodę. Wyszło na to, że wspólnie zaplanowali akcję, która miała przyprawić siostry o zawał. To Kruszel miał być aktorem, a Wawrzyniak chciał zostać reżyserem i później przyglądać się swojemu dziełu. No dobra, trochę udziału w tym weźmie. W każdym razie najwyżej to młodszemu się dostanie, a on będzie bezpieczny. Sprytny skurczybyk. Łukasz zawsze był miły i dosyć odpowiedzialny, dobrze wychowany, ale dziś wyjątkowo mu się nudziło, a nie chciał grać w jakieś tam Monopoly ze smarkaczem, na którego był skazany. No dobra, trochę go polubił, ale to tylko szczegół...

Blondyn położył się na podłodze i zgodnie z planem zaczął głośno i przerażająco kaszleć, w międzyczasie trzymając się za gardło. Brunet wymalował sobie strach na twarzy i wybiegł z sali, a po drodze zaczepił jedną z pielęgniarek.

— On się dusi! — Poinformował bez żadnych ogródek.

— Kto? — Młoda blondyneczka zapytała z narastającą paniką.

— M-Marek — wydukał Łukasz i pociągnął kobietę za rękę do pokoju, w którym do tej pory on spał z młodszym.

Kruszel wciąż robił to co zaplanowali, wiercił się, rzucał i udawał, że się dusi. Wawrzyniak ledwo powstrzymywał uśmiech na swojej twarzy. To wyglądało tak realistycznie i pomyślał, że nikt inny nie zrobiłby tego tak dobrze jak ten naiwny dzieciak.

— Matko Boska, co tu się stało?! — Wykrzyczała kobieta, nie wiedząc od czego ma zacząć.

— Połknął kauczuka, takiego o — Łukasz pokazał dwoma palcami jakieś około trzy centymetry. To było tak głupie i niewiarygodne, że miał ochotę strzelić sobie piątkę z czołem, ale powstrzymał się od tego.

Pielęgniarka była tak spanikowana, że nie myślała nad logiką tej informacji. Najwyraźniej nie pracuje tu zbyt długo. Wybiegła z salki i zaczęła krzyczeć; — Lekarza...!

— Wiejemy — wyszeptał brunet do blondyna i po tym oboje wzięli nogi za pas.

Pobiegli w przeciwną stronę co ta kobieta i tak się złożyło, że wparowali do pokoju, w którym spała samotnie staruszka. Po cichu schowali się pod jej łóżko (co prawda ledwo się zmieścili) i przybili sobie żółwika.

Marek potrząsnął głową i się uśmiechnął. Stał w salonie i patrzył bez celowo przez okno. Była naprawdę ładna pogoda i miała ona utrzymać się przez najbliższy tydzień. Szkoda, że Łukasz i tym razem nie ma czasu, aby spędzić z nim choć chwilkę bez okazji. Obecnie siedzi i tworzy coś na laptopie, a kiedy Kruszel pyta go o coś, ten go zbywa i mówi, że robi coś ważnego. Mogliby znowu odwalić coś głupiego, albo chociaż od tak popluskać się w wodzie. Może i nawet w Polskim morzu czy na jakimś basenie, byle by razem.

Na parapecie Wawrzyniak trzymał mnóstwo chryzantem, które kojarzyły się tylko i wyłącznie z śmiercią. Osoby, które odwiedzały Łukasza i Marka czasem stwierdzali, że robią z tego domu cmentarz. A Łukaszowi po prostu podobają się te kwiaty i postanowił udekorować nimi rezydencję. Markowi zaś to nie przeszkadza, podoba mu się to, że Wawrzyniak ma jakąś pasję i są nią kwiaty. No bo chryzantemy to nie jedyne rośliny, które brunet trzyma w domu oraz ogrodzie. Ma też jednego czy też dwa kaktusy, piwonie... .

— Maruś, chodź na chwilkę — zawołał go Łukasz, siedzący na kanapie.

Markowi podobało się, jak chłopak nazywał go Marusiem, Mareczkiem czy innym zdrobnieniem do imienia Marek. Z jego ust wychodziło to tak... słodko. W każdym razie, usiadł obok ciemnowłosego i popatrzył na niego pytająco.

— Przedwczoraj miałeś urodziny — zaczął starszy. — Dlatego jako prezent kupiłem wycieczkę do twojej wymarzonej Wenecji na weekend. Wyruszamy za niecały tydzień, w piątek, będę tam razem z tobą, Grzymisławę zostawimy u Kasi.

Właśnie, co do urodzin - Łukasz następnego dnia totalnie NICZEGO nie pamiętał z poprzedniej nocy. Nie pamiętał ich pocałunku, nie pamiętał też tego, jak było im razem dobrze. Jak bardzo do siebie pasują i jak bardzo nawzajem siebie pragną. Po prostu urwał mu się film. Marek zaś wszystko bardzo dobrze pamiętał i wciąż tego nie żałuje, ale nie ma zamiaru przypominać o tym brunetowi. Jak by to się skończyło? Przecież oboje byli pijani...

Ale zaraz, zaraz, stop. Czy Wawrzyniak właśnie powiedział, że wykupił im obojgu SAM NA SAM wycieczkę do Wenecji? Wykupił ją dla siebie i dla Marka, choć mógł tam wybrać się z kimś innym? Na przykład, dlaczego nie zabiera tam jakiejś dziewczyny, która być może mu się podoba? Przecież to idealna okazja na randkę.

— Ty tak na poważnie? — Blondyn wytrzeszczył oczy z niedowierzania.

— Tak, młody. Nie cieszysz się? — Zapytał brunet i zmierzwił mu idealnie ułożone włosy.

— Cieszę się, bardzo — wymruczał zadowolony i z całej siły przytulił swojego przyjaciela, na co ten zachichotał. — Nie spodziewałem się, dziękuję Łuki.

kaktus i biała piwonia | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz