Obietnica na małego palca

1.2K 195 57
                                    

— Cieszysz się, że już dziś stąd wychodzimy? — Zapytał młodszego brunet, pakując do torby swoje rzeczy. Minął ponad tydzień odkąd nastał pożar, a dziś lekarz wypisze ich obojgu, teraz czekają jedynie na swoich rodziców.

— Sam nie wiem. Mama mówiła, że zamieszkam u ciotki, która mieszka kilka domów dalej od tego mojego. Nie chce mi powiedzieć dlaczego — westchnął smutno Marek.

— W twoim domu był pożar i teraz na pewno nie jest w najlepszym stanie, więc musisz mieć gdzie spać. Trochę potrwa zanim go naprawią — wytłumaczył starszy Kruszelowi.

— Kto go naprawi? — Podpytał, na co Wawrzyniak znudzony pokręcił głową. Blondyn ma prawie dziesięć lat, a pytał go o wszystko czego nie rozumiał, a nie rozumiał naprawdę wielu rzeczy.

— Pewnie robotnicy. Nie wiem, może jednak twoja mama wykorzysta tą sytuację i znajdzie dla was nowy dom. Być może daleko stąd.

— Ale ja nie chcę nowego domu!

— Nic ci na to nie poradzę.

— A ty będziesz dalej mieszkać w tym dziwnym budynku?

— Tak, mój dom nie ucierpiał — odpowiedział Łukasz, kiwając głową.

— A co będzie z nami? — Zapytał zrozpaczony blondyn. Nie chciał tracić swojego nowego kolegi, którego bardzo polubił. — Będziemy dalej kumplami?

— A byliśmy w ogóle kiedykolwiek kumplami, młody? — Zapytał kpiąco brunet, na co niższy zrobił rozczarowaną minę. Starszy nie mógł powstrzymać uśmiechu. — Spokojnie, żartowałem. Możemy dalej być kumplami.

Marek podszedł do szpitalnego łóżka Łukasza, na którym siedział i wciąż się pakował. — Nawet jeśli pewnego dnia zamieszkam daleko stąd i będę musiał dojeżdżać do tego miasta? — Zapytał z iskrą nadziei w oczach.

— Nawet wtedy.

— Nawet wtedy, gdy zachoruję na coś poważnego dalej nimi będziemy?

— Co ty masz w głowie? Tak, choroba nie czyni człowieka gorszym.

— Obiecujesz? — Kruszel wyciągnął do Wawrzyniaka rękę i wystawił małego palca. — Na paluszka?

— Obiecuję — objął jego mały palec tym swoim. — Jeśli skłamię, tysiąc igieł połknę.

Marek stojąc znowu przy tym samym oknie, na którym było od groma chryzantem, uronił kilka łez, które szybko otarł rękawem bluzy. Czuł się coraz gorzej, nie tylko fizycznie ale i psychicznie. Fakt, że już niedługo będzie zmuszony rozstać się z najlepszym przyjacielem pod słońcem wcale w niczym mu nie pomagał. Ale cóż, po części sam sobie taką drogę wybrał. Zostały mu tylko trzy zadania do wykonania i może opuścić ten świat.

— Wszystko w porządku, Marek? — Poczuł ciepłą dłoń Łukasza na swoim ramieniu. — Stoisz tu od godziny.

Obrócił się do niego i zastał smutny, współczujący wzrok bruneta. Łukasz każdego dnia starał się wywołać w młodszym chociaż cień uśmiechu i troszczył się o niego jak tylko mógł. Właśnie dlatego Marek nie mógł sobie wymarzyć lepszego przyjaciela od niego. To on nigdy go nie opuścił, podczas gdy zrobili to wszyscy inni.

— Źle się czuję. Okropnie...

— Co mogę dla ciebie zrobić, abyś poczuł się choć odrobinę lepiej?

Nikt nawet nie wyobraża sobie, jak bardzo Łukasz chciałby nazwać Marka kochaniem czy też najdroższym skarbem. I nikt sobie nie wyobraża, jak bardzo Marek chciałby odpowiedzieć Łukaszowi po prostu pocałuj mnie. Bali się, a w tej sytuacji strach zwycięża wszystko.

— Zabierz mnie na plażę — odparł prosto blondyn.

— Dobrze wiesz, że musisz odpoczywać. Co chciałbyś robić na plaży?

— Na plaży wystarczająco odpocznę. Chciałbym zobaczyć jak śpi się pod gwiazdami na plaży. Z tobą. Tylko ten jeden jedyny raz, proszę.

kaktus i biała piwonia | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz