crying time

91 7 0
                                    

Poprosiłam taksówkarza, żeby wysadził mnie dwie przecznice od domu. Wzięłam walizkę, zapłaciłam mu i odeszłam w stronę domu. Nie odpisywałam, ani nie oddzwaniałam na żadne telefony.  Szłam tak ulicami Nowego Yorku, patrzyłam na rozświetlone witryny sklepów i myślałam o tym, jak moje życie się potoczyło.

Przez głowę przeleciała mi myśl, aby popełnić samobójstwo, ale zaraz ją odtrąciłam, bo mam dla kogo i czego żyć. Teraz będę miała szansę stworzyć rodzinę taką, jaką ja chcę, z ludźmi dla mnie najważniejszymi. Mimo to nadal kocham rodzinę Dmowskich.

Weszłam do foyer mojej kamienicy i słabo uśmiechnęłam się do naszego woźnego- pana Sneada. Wsiadłam do windy i wcisnęłam guzik z odpowiednim numerkiem. Kilka minut później zadzwoniłam do drzwi swojego mieszkania. Otworzył Hobi i widząc w jakim jestem stanie, nie zadawał żadnych pytań. Nie potrzebował. Odpowiedź nasuwała się sama. Wprowadził mnie do salonu gdzie siedziała reszta z wyjątkiem Tae.

-Hej- powiedziałam słabym głosem- Gdzie jest Tae?

- Siedzi od dwóch dni w sypialni i cały czas usiłuje się do ciebie dodzwonić. Już go wołam-powiedział Mochi - TAE! ZŁAŹ NATYCHMIAST! KTOŚ PRZYJECHAŁ!!!

Tuż po tym V zbiegł jak opętany, a gdy zobaczył w jakim jestem stanie, podbiegł i mnie przytulił. Reszta natychmiastowo się do nas przyłączyła, a ja przestałam powstrzymywać łzy.

- Mommojjjja rodddzinnna... oniii... mnie wydziedziczyliiiiii- mówiłam rycząc jak bóbr. To wystarczyło, by już nie poruszać tego tematu. Natychmiastowo zostałam przeniesiona do sypialni przez Tae, gdzie przebrał mnie w najwygodniejszą piżamę,  zmył mi makijaż i rozczesał włosy i zrobił z nich niechlujnego koka. Na dole w tym czasie przygotowano moją ukochaną kawusię, pyszne kimchi zrobione przez Jinniego i miejsce do leżenia na kanapie stworzone z miliarda poduszek i koców.

Siedzieliśmy tak przez dwa dni i nic nie było w stanie nas stamtąd wykurzyć. Zapasy zrobione przeze mnie i Jina kilka dni wcześniej znalazły zastosowanie. Rozmowom i łzo nie było końca.

Dopiero 27 postanowiliśmy wziąć za siebie. Musiałam odebrać nasze stroje na sylwestra od Gucciego i dać znać Wice oraz Van, że żyję i pod względem fizycznym mam się dobrze. Z psychiką było gorzej.

---

chyba zrobię dłuższą przerwę w pisaniu... nwm... muszę pomyśleć nad tym, ale nie czuję tej książki. stała się dla mnie bezsensowna i bez jakiejkolwiek przyszłości

•mikrokosmos•Where stories live. Discover now