Wokół mnie nie ma nic prócz zniszczenia. Ten niegdyś zielony i przesycony niezwykłą roślinnością krajobraz stał się brudny, zadymiony i odpychający. Ja sam w dużej mierze przyłożyłem do tego dłoń. W uszach dźwięczą mi krzyki i szczęk stali. Raz po raz głośne wybuchy wstrząsają ziemią przysparzając mi problemu z ustaniem w miejscu. Jest zimno i ciemno bo słońce zniknęło. Tak jakby odeszło zabierając ze sobą swą siostrę księżyc i jej dzieci gwiazdy. Płonące w różnych miejscach pożary pozwalają mi widzieć ten koszmar. Słyszę bicie mojego serca tak jakby było tysiącem serc jakie tu przywiodłem. Z każda minutą jest ich coraz mniej. Sam nie wiem dlaczego chwyciłem najbliżej stojącego młodzieńca odwróciłem go twarzą w swoja stronę nie bacząc na to czy jest jednym z nas czy też przeciwnikiem i spojrzałem w przerażone oczy dziecka które z przymusu stało u mojego boku. Kazałem mu uciekać i zabrać ze sobą tylu ilu zdoła. Mówiąc to ciąłem mieczem na oślep. Czułem jak moje ostrze niszczy kolejne życie. Wiedziałem że nie wybaczę sobie tej nocy nigdy w życiu. Obróciłem się i pchnąłem oręż w klatkę piersiową niewiele starszego ode mnie mężczyzny. Patrzyłem jak jego twarz zastyga w grymasie bólu i niedowierzania. Wyszarpałem klingę z ciała uniosłem głowę i powiodłem spojrzeniem po okolicy. Nic tylko zniszczenie i pożoga. Czułem zapach potu i palonych ciał. Moje stopy okutane w ciężkie wojskowe buty zapadały się w rozmiękłej od krwi ziemi. Nagle nie wiedząc dlaczego przestałem rozumieć co my tu robimy. Po co to wszystko? Jaki sens ma to bezmyślne zabijanie siebie nawzajem? Dlaczego nie możemy jak dawniej żyć w pokoju? Po raz pierwszy zastanowiłem się kto zaczął tę wojnę. Czy była to moja ukochana zielona i chłodna Sorianta czy może ciepła, kolorowa, nadmorska Murron? Który władca jest odpowiedzialny za to piekło? I dotarło do mnie że za tą masakrę którą widzę teraz odpowiedzialny jestem ja. Ja przyprowadziłem tu mój oddział. To ja wcieliłem tych chłopców do wojska. To mojego głosu słuchali, w moje oczy patrzyli gdy uczyłem ich władać bronią. Mnie mieli za swego wodza. Poszli za moim ego na pewną śmierć. To ja zabijałem ich bez miłosierdzia. To mój miecz w rękach naszych wrogów odbierał im duszę.
Z mojego gardła wyrwał się wrzask a po policzkach popłynęły łzy. Ten który był jak skała, ten którego uważali za niezłomnego płakał. Nie byłem skałą byłem okruchem który poniewiera się gdzieś pomiędzy głazami. Dwie ogromne góry Murron i Sorianta gotowe były mnie pochłonąć tak jak pochłaniały teraz życie każdego żołnierza bez względu na to skąd pochodził. Stojąc tak w trwodze i rozpaczy poczułem jak mój bok przeszywa grot strzały. Zabrakło mi tchu padłem na kolana a moje dłonie utonęły w krwawym błocie. Zacisnąłem palce na rękojeści miecza i ciężko dysząc podniosłem się z ziemi. Przypomniałem sobie słowa Oresta „Jedna zabłąkana strzała jest w stanie zniszczyć cały mój świat. Wyszkoliłem cię najlepiej jak umiałem. Nauczyłem cię wszystkiego co sam lecz nie potrafię zapewnić ci bezpieczeństwa na froncie. Tylko twoje umiejętności mogą ci pomów lecz niewiele są one warte wobec losu. Jesteś moim światem wszytki co mam i wystarczy jedna zabłąkana strzała by mi ciebie odebrać." Machnąłem mieczem i wtedy usłyszałem ogłuszający łoskot. Gorący wiatr zbił mnie z nóg. Myślałem że powietrze pali mi skórę. Ziemia trzęsła się jak podczas erupcji wulkanu lecz wiedziałem że to nie wulkan tylko bomba... a może wiele bomb które ktoś zdetonował chcąc nas wszystkich wybić. Ból w boku nasilił się do tego stopnia że krzyczałem nie mogąc znieść tortury nie wiedziałem jeszcze wtedy że to nic w porównaniu z tym co mnie dopiero spotka. Patrzyłem na bezgwiezdne ciemne niebo a potem nastał mrok. Lepki, duszny mrok.
YOU ARE READING
Smocze serce
FantasyWojna trwa już od wielu lat. Pozostawia po sobie tylko śmierć i zniszczenie. Sorianta odnosi sukcesy na froncie niszcząc kolejne miasta niegdyś pieknej i bogatej Morrun. Lecz co się stanie gdy najlpeszy spośród najleprzych dowódców zostanie schwytan...