Rozdział 1

140 5 2
                                    

 Wziął do płuc haust chłodnego, pachnącego wilgocią i stęchlizną powietrza a jego bok eksplodował kłującym bólem. Skrzywił się zaciskając zęby. Z jego gardła wyrwał się zduszony jęk. Delikatnie uchylił powieki. Ciemność. Pamiętał strzałę i ogromny wybuch, jaki powalił go na ziemię. Próbował sobie przypomnieć, co stało się później, lecz w głowie miał jedynie mrok. Ostrożnie nabrał do płuc powietrza a rana znów dała o sobie znać. Podparł się ręką i usiadł. Otworzył oczy i rozejrzał się wokół. Ciemna wykuta w skale cela. Żeliwne, grube kraty, za którymi migotała niewielka lampa oliwna. Latarnia dawała tylko tyle światła by stojący nieopodal strażnicy mogli dojrzeć, co dzieje się w celi. Podniósł na nich oczy i wówczas ich spojrzenia się spotkały. Ubrany w ciemny uniform mężczyzna natychmiast odwrócił się do niego tyłem i mocno zacisną dłoń na włóczni, jaką dzierżył. Zamknięty w więziennej izbie młodzieniec przyjrzał się miejscu gdzie ugodziła go strzała. Z zaskoczeniem stwierdził, że wokół brzucha ma zawinięty czysty biały bandaż. Wszystkie skaleczenia, jakie miał również zostały opatrzone a jego ciało umyte i odziane w czyste ubranie. Popatrzył na swoje bose stopy. Dlaczego ktokolwiek miałby tak dbać o więźnia? Ostrożnie wstał i podszedł do krat. Wbił palce pomiędzy pręty i zawołał:

-Czy ktoś może mi powiedzieć gdzie jestem i co się stało? –Jego silny baryton wdarł się w ciszę lochu i odbił echem od kamiennych ścian

-Jesteś w więzieniu. –Odparł krótko jeden ze strażników nawet nie zaszczycając go spojrzeniem

-Tyle to sam zauważyłem. –Burknął nieco zirytowany młodzieniec. Odsunął z twarzy długie brązowe włosy i zmrużył ciemne oczy. –Powie mi któryś z was, co się stało i gdzie do cholery jestem? –Odpowiedziało mu milczenie. –Kto mnie tutaj zamknął? –Cisza. –Odezwie się któryś chodź słowem?

-Siedź cicho. - Długowłosy młodzieniec przewrócił oczyma i oparł się ramieniem o kraty. Powoli osunął się po nich by usiąść na zimnej podłodze.

-Dacie mi coś do picia? –Zapytał po chwili. Znów nic. –Zapytałem czy dostanę wody? –Jeden ze strażników zerknął na niego przez ramię. –Proszę was tylko o wodę?

-Zamilcz w końcu! – Krzyknął wartownik zbliżając się niebezpiecznie do celi. –Nie dostaniesz ani kropli! Nie wolno mi Ciebie skrzywdzić, ale jeśli wyprowadzisz mnie z równowagi to przykuje cię do ściany i zaknebluje czy to jasne?!

-Mam odpowiedzieć czy lepiej milczeć? –Patrzyli na siebie z groźbą w oczach. Rozwścieczony żołnierz chwycił go za włosy i przyciągnął bliżej krat.

-Jeszcze jedno słowo a pożałujesz, że jednak przeżyłeś. –Syknął i odepchnął go. Więzień miał ochotę coś odpysknąć, lecz po krótkim zastanowieniu usiadł na posłaniu ze starego siennika oparł plecy o ścianę i zamknął oczy. Nie wiedział ile czasu tak siedział, lecz jego wyschnięte gardło coraz bardziej domagało się wody. Spojrzał kątem oka na wartowników i rzekł cicho

-Naprawdę chce mi się pić.

-Milcz! – Westchnął z rezygnacją i otarł twarz dłońmi. Usłyszał jak młodszy z wartowników szepcze do towarzysza

-Może jednak dać mu wody?

-Nie słyszałeś, co powiedziała? Ani kropli. –Zastanowił się przez chwilę. Od początku podejrzewał, że znajduje się gdzieś na terytorium Murron teraz jednak był prawie pewny, że został zamknięty w prywatnych lochach Królowej Lottii. Jeśli miał racje był w nie lada niebezpieczeństwie. Kobieta nie mogła dowiedzieć się, kim jest inaczej z miejsca skazałaby go na śmierć. Szybko prześledził w pamięci swój strój. Jeżeli miał przy sobie cokolwiek, co sugerowałoby jego pochodzenie to zapewne już został wydany na niego wyrok i dlatego strażnicy traktowali go tak bez serca. Z tego, co pamiętał swoją kolczugę oddał jakiemuś młodemu chłopcu. Miecz złamał i porzucił niedługo po rozpoczęciu się walki. Nie nosił odznak czy symboli, które ujawniłyby jego tożsamość, więc wszyscy powinni wziąć go za zwykłego żołnierza. Jeżeli padnie pytanie, kim jest musi iść w zaparte i z całe siły udawać, że nawet nie zna samego siebie. Usłyszał czyjeś kroki i spojrzał w kierunku korytarza. Zobaczył wysokiego, szczupłego mężczyznę w średnim wieku. Ubrany był w elegancki tużurek. Popatrzył na więźnia z kamiennym wyrazem twarzy a jego zielone oczy błysnęły z zainteresowaniem.

Smocze serceWhere stories live. Discover now