Rozdział 10

83 4 0
                                    

-Obudź się mały królewiczu. -rzekła wręcz matczynym tonem Lottia gładząc policzek uśpionego Carnana. Patrzyła na jego spokojne, bezbronne oblicze i uśmiechała się delikatnie -Pora wstać. Zapowiada się piękny poranek. -Chłopak jękną krótko i odwrócił głowę uchylając nieznacznie powieki. Spojrzał na kobietę starając się zebrać myśli po śnie. Jasne światło słonecznego blasku ozłacało płomiennorude włosy królowej nadając im jeszcze bardziej ognistej barwy. Dopiero po chwili dotarło do niego że to nie sen, a ona naprawdę siedzi obok niego i wciąż głaszcze go po twarzy. Usiadł gwałtownie wpatrując się w nią z niepokojem. Katem oka spostrzegł bukiet kwiatów jaki stał na etażerce. Przyjrzał mu się z zaskoczeniem. Kompozycja składała się z dwudziestu pięciu biały róż pomiędzy które na samym środku wetknięta była jedna krwisto czerwona Lottia uśmiechnęła się jakoś dziwnie i rzekła ze stoicyzmem -Wczoraj w Soriancie odbyła się wielka uroczystość. -Skierowała na nią swe ciemne oczy z pytającym spojrzeniem

-Jaka uroczystość?

-Przyniosłam te kwiaty jako jej emblemat. -Jego serce coraz bardziej wypełniał lęk. Nie podobał mu się wyraz jej twarzy. Było w królowej coś takiego co kazało mu zachować wszelką ostrożność i przygotować się na najgorsze. -Każda biała róża symbolizuje jeden rok z twojego życia. Natomiast czerwona twą śmierć w męczeństwie. -Jego oczy wyokrągliły się w zaskoczeniu. Nie rozumiał niczego z tego co powiedziała. Przełknął głośno ślinę przestankując spojrzeniem z królowej na kwiaty i z powrotem. Widząc zmieszanie i dezorientacje na jego twarzy dodała poważnie. -Twój lud wczoraj cie pożegnał.

-Co takiego? -zapytał spłoszony

-Odprowadzili dusze poległych żołnierzy oraz twoją. -Pogłaskała go po włosach i dodała patrząc mu prosto w oczy -Pogrzebali cię. -Nabrał do płuc powietrze ze świstem. To nie mogła być prawda. Przecież Orest go widział. Myślał że jest poddawany torturom ale wiedział że żyje. Nie mogli tak po prostu go opuścić i uznać za zmarłego. Nie wierzył by ojciec z premedytacją zostawił syna w tym piekle.

-Skąd niby o tym wierz? -zapytał łamiącym się głosem

-Wy macie szpiegów u mnie a ja u was. -Wstała i spojrzała w okno -Przykro mi chłopcze. Wychodzi na to że jestem jedyną osobą której na tobie w jakiś sposób zależy.

-Tobie na mnie zależy? To przez ciebie myślą że nie żyje.

-O nie mój drogi. Oni doskonale wiedzą że żyjesz. -spojrzała na niego przez ramię i dodała - I że długo jeszcze nie umrzesz. Pogódź się z tym zostawili cię. Twojemu królowi bardziej zależy na władzy i tej wojnie niż na tobie. - Przysiadła ponownie na łóżku i westchnęła ciężko ujmując jego rekę. -Jeśli miałeś nadzieję że cię ocala to przyjmij do wiadomości że nikt po ciebie nie przyjdzie. Jeżeli chcesz mieć jakakolwiek szansę by przeżyć powinieneś zacząć być mi posłuszny. Tylko to może cię uratować. -Ucałował go w czoło na co zupełnie nie zareagował i wyszła zostawiając chłopca z kotłowaniną myśli i uczuć. Nie chciał jej wierzyć. Nie mogła mówić prawdy. Bo to by oznaczało że został całkiem sam. Podniósł oczy gdy do pokoju wszedł Renzo. Zerwał się na równe nogi i z krzykiem zapytał

-Czy to prawda?! -Strażnik zacisnął zęby i popatrzył na niego ze współczuciem. Przytaknął jedynie w milczeniu.

-Nie wierzę wam.

-Carnanie przecież wież że królowa nie kłamie -Bez sił opadł na posłanie i ukrył twarz w dłoniach. Ból wyrwał mu z serca ostatnie strzępy nadziejo. Zapłakał gorzko zdając sobie sprawę że ludzie którym ufał zostawili go na łasce Lotti. Zgiął się w pół szlochając. Zdradzony, opuszczony. Łatwiej i wygodniej było im uznać że nie żyje niż spróbować ocalić. Nawet jeśli nie udałoby im się go wydostać ze szponów kobiety to wiedziałby że przynajmniej próbowali ale oni zapomnieli o nim. Zgodzili się by królowa zamęczyła jego ciało w swych lochach. Miał ochotę krzyczeć i bić pięściami w przestrzeń. Dlaczego go opuścili właśnie teraz gdy najbardziej ich potrzebował? Czy ojcu naprawdę bardziej zależało na wojnie niż na własnym synu? Renzo westchnął i usiadł obok niego kładąc mu dłoń na drżącym ramieniu -Przykro mi naprawdę. -Chłopak podniósł na niego mokre od łez oczy i rzekł cicho

Smocze serceWhere stories live. Discover now