Rozdział 15

82 4 1
                                    


Zielona świeża trawa porastała bujnie płaski jak stół step, mchy i porosty okryły powalone i popalone niegdyś drzewa. Las odżył zabierając w niepamięć wydarzenie minionych miesięcy. Ogromne góry stały niewzruszone jak milczący świadkowie bitwy która pochłonęła tysięcy żołnierzy. Tylko wielki kurhan stręczący ponad krajobrazem przypominał że wydarzyła się tutaj tragedia. Kopiec zielenił się z oddali i mienił kolorowymi kwiatami. Powiódł zmęczonym spojrzeniem po okolicy. Tyle śmierci i bólu. Niezliczona ilość krwi wsiała w tą nieszczęsna ziemię naznaczając ją na wieki jako miejsce najgorszej batalia obecnych czasów. Po wieki ludzie będą sobie opowiadać historie o boju pod lasem Grisero a ten piękny stary las już na zawsze nosić będzie pamięć o tych którzy tutaj polegli. On jako jedyny nie zapomni. Grobowiec zostanie świadectwem ich ofiarnej ale i bezsensownej śmierci. Nabrał do płuc duży haust powietrza starając się opanować nerwy. Gdzieś tutaj jest też krew Carnan. Jakaś jego cząstka została w tym miejscu chodź jego tutaj nie ma. Ocalony od śmierci w walce został zabrany tam gdzie jego młode życie wyrwano w sposób najokrutniejszy z możliwych. Otarł łzę jaka naznaczyła mu poorany zmarszczkami policzek. To biedne dziecko jest teraz w objęciach swej matki. Jeśli niebo istnieje Carnan trwa tam w radości wraz ze swa rodzicielką. Musiał w to wierzyć inaczej oszalałby już dawno. Wyobrażał sobie ich spotkanie po tej drugiej stronie. W końcu Kodal go rozpozna przytuli do piersi i ucałuje jak matka syna. On zaś nareszcie pozna ją i pokocha jeszcze bardziej. Byli już razem i nie doskwierała im żaden ból czy żal. Zazdrościł im, chciałby być tam teraz z nimi i już niczym się nie martwić. Patrzeć na swą rodzinę, cieszyć się ich szczęśliwością. Opowiedzieć Carnanowi o wszytkom widząc w jego oczach ten ognisty blask. Miał nadzieję że chłopak już poznał prawdę i teraz słucha opowieści tego którego stracił najpierw. Może patrzą na siebie złudnie podobnymi oczyma a ich dusze płoną niczym pochodnie. Idąc tak bezmyślnie przez łąkę dostrzegł wśród zarośli jakiś odbłysk. Podszedł i sięgnął w dół. W jego dłoni zajaśniała brudna, obrośnięta powojem rękojeść miecza która tak dobrze znał. Sam podarował go siostrzeńcowi w dniu jego piętnastych urodzin. Ciężka srebrna głowica z odlaną pierwsza literą jego imienia. Pochylone ostro w dół szpiczaste jelce i taszka z miejscem po czerwonym krysztale jaki zapewne wypadł podczas walki lub został skradziony przez tutejszych wieśniaków. Nie był wiele wart gdyż było to zwykłe oszlifowane szkiełko lecz wyglądał jak najprawdziwszy rubin. Ostrze złamane było nieco po niżej uchwytu tak że wystawał zaledwie mały kawałek płozy. Przytulił rękojeść do piersi i padł na kolana ponownie złamany bólem. Tyle zostało to wszystko co pozostało po jego ukochanym siostrzeńcu, tylko ten mały kawałek metalu. Ostatnia i zapewne jedyna pamiątka jaką kiedykolwiek będzie miał. Nie było już Carnana ani jego matki. Został na świecie zupełnie sam nie mogąc poradzić sobie z koszmarem w jaki zmieniło się jego życie. Pomyślał nawet że lepiej będzie pozwolić się zabić bo wówczas jego dzieci będą bezpieczne. Pozbędzie się pokusy powiedzenia im całej prawdy. Ochroni ich oddając życie. Był pewien że Dorian zajmie się siostrą jak należy. Być może nigdy nie poznają prawdy lecz czy to ważne skoro nie ma już nadziei? Murron niedługo padnie przygniecione siłą Sorianty. Za chwile opadną też inne królestwa a oni jakoś będą musieli żyć w świecie tego terroru więc lepiej by nie wiedzieli. Trwają tak w stagnacji nie zauważył gdy został otoczony. Chlipał cichu wciąż tuląc do serca głowice miecza. Przygięty w bólu ignorował otaczający go świat. Podniósł głowę słysząc głos żołnierzy który z niemałym zmieszaniem przyglądali się mężczyźnie. powiódł po nich wzrokiem i uśmiechnął się smutno. Kliku z nich było w wieku Carnana. Odetchnął ciężko i rzekł przez łzy

-Nie krepujcie się. Zabijcie mnie nie będę z wami walczył. Moje życie i tak się skończyło. -Jeden z nich noszący kapitańską szarfę wysunął się do przodu i przykucną naprzeciwko patrząc mu w oczy.

Smocze serceWhere stories live. Discover now