Tekst - hiszpański
______________________________________
Ten dzień w szkole był dla Scotta straszny. Nie pamięta co się dokładnie wydarzyło na imprezie, ale wie że zrobił coś komuś, ale nie wie komu. Chciał tylko pogadać z Allison i wszystko jej wyjaśnić, a tu się dowiaduje od Stilesa, że połowa szkoły go nienawidzi. Od razu się zapytał o co chodzi i gdy dostał odpowiedź, szukał w szkole dwóch dziewczyn. Musiał pogadać z Allison i przeprosić Lilith. Nie mógł sobie samemu wybaczyć tego, że tak ją potraktował. Nawet mówiąc, że to przez pełnię. Najgorsze było to, gdy znalazł Argent i wszystko sobie wyjaśnili, a nie mógł znaleźć drugiej brunetki. Szukał jej wszędzie i na lekcjach jej wypatrywał, ale jej nie było. Akurat teraz musiała nie przyjść do szkoły. Dlatego wpadł na inny ciekawy pomysł, który mógł równie dobrze być straszną katastrofą. Postanowił ją odwiedzić. Informując szybko przyjaciela o swoim pomyśle, wsiadł na rower i udał się pod dobrze znany mu adres, gdzie dawała mu nie raz korepetycje z większości przedmiotów.
Będąc na miejscu zostawił rower pod płotem i wszedł przez drzwiczki od niego. Szedł chodnikiem w stronę posiadłości, stresując się i bojąc, pamiętając jaki może być jej ojciec. Nie raz na nią krzyczał, głównie gdy to on zbił jakiś wazon i brała na siebie winę. Zadzwonił dzwonkiem i czekał chwilę, aż nie otworzy mu ktoś. W drzwiach stanęła matka Lilith - latynoska piękność, po której odziedziczyła urodę.
— Scott, prawda? — zapytała ze słyszalnym akcentem.
— Dokładnie, Pani Gonzales. — uśmiechnął się. — Przyszedłem porozmawiać z Lil, mogę wejść?
— Oczywiście, skarbie. Tylko uważaj, mała znów się pochorowała. — otworzyła szerzej drzwi, wypuszczając go do środka.
— Dziękuję. — ściągnął buty, znając nawyki kobiety i szybko ruszył po schodach na górę, pamiętając na szczęście gdzie ma iść.
Zapukał do jej pokoju, oddychając kilka razy dla uspokojenia. Usłyszał cichy głos dziewczyny, zapraszający go do środka. Uchylił więc drzwi, zerkając do środka. Spojrzał na leżącą w łóżku dziewczynę przykrytą dwoma kołdrami. Wszedł do środka, zamykając za sobą szybko drzwi. Chwycił za krzesło obok biurka, postawił przed łóżkiem i usiadł na nim. Zdziwiona brunetka patrzyła na niego szeroko otwartymi i przekrwionymi oczami. Patrzyła w brązowe oczy chłopaka zdziwiona, ale w jakiś sposób szczęśliwa. Cieszyła się, że chłopak ją odwiedził.
— Hej, Lil. Ja... — nie mógł nagle nic z siebie wykrztusić. Patrzył jedynie w jej srebrne oczy, wiedząc jaką krzywdę jej wyrządził. — Przepraszam. Przepraszam za to, jak cię potraktowałem. Ja nie chciałem. Nie wiedziałem co robię. Ja... — zastanowił się chwilę, czy powiedzieć jej prawdę kim się stał i narazić ją na niebezpieczeństwa, czy skłamać. Odpowiedź była jednoznaczna. — Byłem zbyt pijany.
Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc jego wymówkę. Zaraz jednak zaczęła się śmiać, choć zaraz musiała kaszleć.
— Scott, znam cię nie od dziś. Ty nie pijesz aż tyle. — podniosła się powoli, opierając o framugę łóżka.
Brunet przygryzł dolną wargę, nie wiedząc co odpowiedzieć. Nie mógł skłamać jakby to zrobił zwykle, bo ona zna go zbyt dobrze. Od razu by się domyśliła.
— Mam jednak nadzieję, że nie skrzywdziłem cię. — spuścił głowę.
— Przecież wiesz jaka jestem. To co mi zrobiłeś było niczym. — zachichotała, ponownie zaczynając kaszleć. - Jakby co, to zawsze ci wybaczę.
Jej szeroki uśmiech wywołał taki sam u niego, co wręcz uwielbiał. Rozmawiali jeszcze chwilę, aż chłopak nie dostał wiadomości od Stilesa, że ma się jak najszybciej u niego pojawić. Umówili się, że spotkają się na meczu w sobotę. Pożegnał się z koleżanką wychodząc z jej pokoju, gdzie również pożegnał się z jej matką.
Kobieta weszła po schodach, wchodząc do pokoju córki i spojrzała na nią zimnym spojrzeniem. Lilith siedziała na łóżku, nie patrząc w jej oczy.
— Uroczy. — warknęła. — Nie lubiłam go i nadal nie lubię. — zatrzasnęła drzwiami, zostawiając dziewczynę samą.
Brunetka skuliła się na łóżku, starając się jedynie zasnąć. Chce już nie słyszeć głosu matki i udać się do krainy snów.
Nadeszła tak długo wyczekiwana sobota, a brunetka już dawno stała gotowa. Nałożyła czarne spodnie i bluzę w barwach drużyny. Zakładając w korytarzu buty wzięła kluczyki od jej samochodu, który rzadko używa. Cieszyła się, że rodzice są w pracy i mogła swobodnie wyjść i wrócić późno. Wsiadła do białego Chevroleta i odjechała.
Stała już na trybunach blisko mamy Scotta, bo tylko tam znalazła miejsce. Oglądała mecz kibicując swojej szkole, ciesząc się z każdego gola. Choć późniejsze zachowanie Scotta ją zdziwiło, zarzuciła to na adrenalinę i ignorowała to. Chciała się dobrze bawić, dopingując kolegów.
Gdy mecz się skończył i wszyscy zaczęli już wracać, ona została. Scott obiecał, że pogadają i będzie na niego czekać. Zaczęła jednak schodzić z trybun, widząc, że brunet zapomniał swojej rękawicy. Podniosła ją zauważając dziury na końcach palców. Będzie musiała patrzeć czy obcina paznokcie, skoro zostawił taką dziurę w tej starej już rękawicy. Z westchnięciem obróciła się w bok, by wrócić na trybuny i usiąść. Zauważyła jednak bruneta w skórzanej kurtce, patrzącego na nią. Zmieszana zaczęła iść w jego stronę, dziwiąc tym mężczyznę. Stanęła przed nim i uśmiechnęła się, patrząc mu w zielone oczy. Brunet od razu wyczuł od niej tak dobrze znany mu zapach, który go teraz dziwił.
— Cześć, miło wiedzieć, że nie zostałam tutaj sama. Jesteś kibicem czy zwykłym oglądaczem? — jej pytanie zbiło go z tropu, ale zachował zimną twarz.
— Przechodziłem i postanowiłem obejrzeć. — uśmiechnął się sztucznie, interesując się brunetką. — Nie powinnaś wracać? Jest późno i wszyscy już poszli. — patrzył na jej reakcję, czyli uroczy uśmiech.
— Czekam na kolegę. — podniosła rękawice. — Mam zamiar oddać mu ją. Mi się raczej nie przyda. — zaśmiała się, a brunet z nią. — Obiecał mi, że pogadamy po meczu i sobie kilka rzeczy wyjaśnimy. Pewnie się przebiera, dlatego poczekam na niego jeszcze chwilę.
Interesowała go jej śmiałość, odwaga i trochę głupota, podchodząc do nieznanego mężczyzny. Jednak miał uważać na nowego wilka, choć teraz ma go gdzieś. Woli teraz skupić swoją uwagę na dopiero co poznaną dziewczynę. Wydawała się bardzo miła i śmiała, do tego oddana. Tylko ten zapach go denerwował.
— Pewnie nie długo się pojawi. — uśmiechnął się i zaczął się odwracać i iść do lasu.
— Miło było pogadać! — usłyszał jej chichot, na co przekręcił głowę, by na nią spojrzeć.
Zaczęła się oddalać, a on mógł zobaczyć jak lekko kuleje na lewą nogę. Już nie czuł zapachu krwi i jej bólu, jak wtedy kiedy stał bliżej. Teraz był pewien, że to ona nią śmierdziała. Nie widział jednak żadnej rany, choć nikt nie mógł nic zobaczyć pod jej grubymi ubraniami, zakrywającymi ją całą. Stanął pomiędzy drzewami i dalej ją obserwował, zastanawiając się. Siedziała na ławce na samym początku, cały czas patrząc przed siebie i trzymając rękawicę.
Derek nie rozumiał jak mogła tyle czekać na tego idiotę. Obserwował ją już od ponad dwóch godzin, a ona nadal siedziała w tym samym miejscu. Sam już dawno by poszedł, a ona czekała. Czekała jak jakaś głupia, wiedząc że on się już na pewno nie pojawi. Wyczuł jej smutek i sam wiedział jak się zawiodła na chłopaku. Westchnął i potarł skronie. Dopiero teraz wstała i zaczęła iść, bardziej utykając na lewą nogę. Schowała rękawicę do torebki i zaraz wyjęła z niej telefon.
— Cześć Jackson, masz może czas wpaść? — słyszał jej już łamiący się głos i jak siąka nosem.
— Będę za pięć minut. — usłyszał odpowiedź i rozłączenie rozmowy.
Światła oświetlające boisko zaczęły dopiero teraz gasnąć, zostawiając dziewczynie jedynie ciemność. Ona nie przejmowała się tym i dalej szła w stronę parkingu do swojego auta. Wsiadła do niego, wzdychając i powstrzymując łzy. Wyjęła ze schowka swoje leki przeciw bólowe i wzięła dwie tabletki. Wszystko robiła pod czujnym okiem bruneta, który obserwował ją i wiedział, że Scott nie pierwszy raz ją tak zawiódł. Pamięta co stało się na imprezie, obserwując wtedy McCalla.
CZYTASZ
Friend |Teen Wolf|
Người sóiKażdy ją zna i każdy ją lubi. Gdy potrzebują pomocy, zrozumienia, zwyczajnej rozmowy lub by się komuś wygadać - kierują się do niej. Jednak każdy ma swoje sekrety, te z którymi nie mamy problemu i te, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego...