Brunetka powoli otworzyła oczy czując w powietrzu wilgoć i kurz. Westchnęła głośno, podnosząc się do siadu. Chwilę się zastanawiała gdzie jest widząc, że na pewno nie jest u siebie. Spalone ściany, meble, sufit, powybijane okna. Do tego bałagan i kurz wszędzie. Musiała być tylko w jednym miejscu, w spalonym domu Haleów. Rozejrzała się, nie znajdując nic wartego uwagi.
— Wstałaś. — głos dochodził zza jednej z ścian, więc spojrzała w tamtym kierunku. — Lepiej się czujesz? — zaczął nasłuchiwać jej serca przeczuwając, że może kłamać.
— Tak.
— Teraz powiedz prawdę.
— Głowa mnie boli, lecz wiele innych miejsca przestało. — wstała chwiejąc się i prawie upadając z powrotem na kanapę.
— Lepiej jeśli się z powrotem położysz. — odezwał się inny niższy głos.
— Peter. — mruknęła rozpoznając głos.
Mężczyzna o dłuższych włosach wyszedł zza ściany, podchodząc do niej bliżej. Miał na ustach delikatny uśmiechem, idąc pewnym krokiem, by stanąć na przeciwko niej.
— Dzielna, młoda, urocza i zabójcza. Twój ojciec musi być dumny. — zauważył, że na wzmiankę o ojcu wzdrygnęła się i wyczuł od niej strach. Tego się mógł spodziewać. To w końcu już drugi raz. — Ciekawe co zaplanował. Charles i te jego zagrywki, nigdy nie wiesz czego się spodziewać. — delikatnie pogłaskał ją po policzku, patrząc w jej srebrne oczy. — Oczy masz po ojcu, ale urodę po Diablicy. — na wzmiankę o matce jej wzrok stał się zimny, wywołując szerszy uśmiech u szatyna.
— Daj jej już spokój, jest zmęczona. — Derek wszedł do pokoju patrząc na swojego wujka ostrzegawczo.
— Dopiero zaczynam, Derek. — uśmiechnął się przebiegle do siostrzeńca.
Lilith słysząc w końcu imię bruneta, spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami. Obaj mężczyźni zauważyli to, patrząc na nią zdziwieni i z pytaniem na twarzy. Nie rozumieli jej nagłego zaskoczenia.
— Derek? Derek Hale? — zapytała cały czas patrząc na bruneta.
Zmieszany mężczyzna skinął głową, czekając na jej reakcję i co się dzieje. Może zwlekał z przedstawieniem się, jednak inni też się nie pofatygowali. Nie uważał tego za coś ważnego.
— Młodszy brat Laury?
— Tak...
Dziewczyna zaczęła się cofać w tył, potykając się o jakąś deskę, prawie upadając gdyby nie czyjąś dłoń na jej ramieniu. Peter stojąc bliżej złapał ją, podtrzymując. Zdziwieni patrzyli na nią i jak ona patrzy na nich ze strachem.
— Muszę wracać. — wyrwała się z uścisku, biegnąc prawie do wyjścia z domu, który dobrze znała.
Wypadła z niego jak strzała szybko idąc w stronę auta, zauważając że nadal jest ciemno. Więc albo spała cały dzień, albo to nadal ta sama noc i spała tylko kilka godzin. Wsiadła do samochodu, ignorując mężczyzn. Zaczęła jechać, by być jak najdalej od niego. Zerknęła na lusterko by sprawdzić, czy za nią nie idą, zauważając coś gorszego. Musieli zmyć jej makijaż, sprawiając, że jej nowy siniak, cienie pod oczami i blada cera są widoczne. Ostrożnie dotknęła fioletowe plamy, sycząc zaraz i ponownie musząc skupić się na jeździe.
Okazało się, że spała kilka godzin i jej pójście do szkoły trzeba było przełożyć, dlatego poszła do niej następnego dnia. Zachowywała się normalnie jak do tej pory, tłumacząc wszystkim, że miała grypę i coś jeszcze co każdy zauważył. Jeszcze tego samego dnia wieczorem odwiedziły ich nie proszone osoby. Martha słysząc dzwonek, szybko wytarła dłonie o ścierkę, biegnąc prawie do drzwi. Od razu ujrzała po ich otworzeniu surową minę szeryfa. Zdziwiona patrzyła na niego i kilku innych policjantów za nim.
— Dobry wieczór. — przywitał się patrząc za nią. — Czy zastaliśmy Lilith Gonzales?
— Tak, jest w salonie, ale w czym problem? — starała się utrzymać swoją maskę, nie zdradzając swojej obojętności.
— Została oskarżona o wielokrotne morderstwo. — wszedł do środka idąc korytarzem i zaglądając do każdego pomieszczenia.
Na samym końcu po lewej znalazł przestronny salon i dziewczynę siedzącą do nich tyłem na kanapie w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Wszedł do środka idąc w jej stronę i wyciągając kajdanki, a reszta za nim broń.
— Lilith Gonzales, jesteś oskarżona o wielokrotne morderstwo. Jako szeryf Beacon Hills jestem zmuszony cię aresztować. — podszedł bliżej zwracając uwagę na siebie dwójki.
Będąc wystarczająco blisko zauważył, że mężczyzna nosi kitel i na stołku obok leży sprzęt medyczny. Jednak gdy dziewczyna się obróciła w jego stronę, jego dłoń się zatrzęsła. Miała widoczne sińce pod oczami, była blada i z dużym siniakiem na policzku. Jej oczy patrzył na niego zmieszane, by zaraz spojrzeć na bruneta obok.
— Mogę pójść po okulary? — zapytała o najważniejszą teraz dla niej rzecz. — Są na górze w moim pokoju.
— Cara, idź po nie. — mruknął Noah, idąc do niej by zakuć ją w kajdanki.
Obszedł kanapę i teraz zauważył co się działo. Ten mężczyzna zakładał jej bandaż na spuchniętą kostkę. Zmieszany spojrzał na nich czekając na wyjaśnienia.
— Nie przedstawiłem się. — brunet wstał i podał dłoń szeryfowi. — Doktor Alan Williams, prywatny lekarz rodziny Gonzales. — przedstawił się z uśmiechem.
— Co się stało? — spojrzał na dziewczynę.
— Moja pacjentka była dwa dni temu na siłowni, gdzie zwichnęła kostkę. Nie mogła przez to pójść wczoraj do szkoły, będąc w moim gabinecie. — ponownie usiadł i kończąc swoją pracę, która została mu przerwana.
— A co z jej twarzą?
— Ostatnie tygodnie spędziła w domu. Zaraził się grypą żołądkową. Nadal jest zmęczona i źle sypia, do tego nie posłuchała się moich zaleceń i ćwicząc upadła, nabijając sobie silnika. — westchnął ciężko uważając ją za jedną z najbardziej uciążliwych pacjentów.
— Mogłabym wiedzieć, kto uważa mnie za mordercę? — spytała, patrząc na szeryfa nadal zmieszana tym wszystkim.
— Kate Argent.
— Ciocia Kate? Przecież nie widziałam jej od lat. — zdziwiła się i nie tylko ona, patrząc na minę szeryfa.
— Jesteście rodziną?
— Tak, Kate jest kuzynką mojego ojca. — Alan skończył opatrywać jej kostkę, zaczynając pakować swój sprzęt.
— Jeśli to nie problem, wyjdę już i jeśli będziecie coś jeszcze potrzebować, to proszę dzwonić. — podał im swoją wizytówkę, odchodząc od razu po tym.
— Argent mówiła, że widziała ciebie jak strzelasz do jej przyjaciół w akcie zemsty. Do tego gdy broniła ich, strzeliła do ciebie i podobno dostałaś w ramię. Czy mógłbym sprawdzić? — szeryf stanął bliżej, prawie na przeciwko niej.
— Jeśli tylko będę sprawdzana przez kobietę. — spuścił wzrok.
Noah skinął głową czekając na Care, jedyną kobietę której ufał i wzięli ze sobą. Przyszła z jej okularami podając je. Wyjaśnił jej wszystko i wyszedł z resztą policjantów, zostawiając dwie dziewczyny same sobie. Cara wzięła się do roboty, podwijając jej pierwszy rękaw. Nie zobaczyła żadnego świeżego śladu po kuli, widząc kilka innych rzeczy. Brunetka odpowiedziała tylko, że dużo ćwiczy i nie dawno dopiero skończyła z kilkoma zajęciami poza lekcyjnymi, które to powodowało. Sprawdzając drugie ramię widziała to samo i dostała tą samą odpowiedź. Przekazała wszystko szeryfowi, na co on stwierdził, że nie ma żadnych dowodów. Kazali pod żadnym pozorem nie opuszczać miasta i opuścili jej dom.

CZYTASZ
Friend |Teen Wolf|
LobisomemKażdy ją zna i każdy ją lubi. Gdy potrzebują pomocy, zrozumienia, zwyczajnej rozmowy lub by się komuś wygadać - kierują się do niej. Jednak każdy ma swoje sekrety, te z którymi nie mamy problemu i te, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego...