Jackson został u niej aż do rana, spędzając czas na oglądaniu filmów i rozmawianiu, starając się nie poruszać tematu Scotta. Rozumiał, że coś do niego czuje, ale nie był w stanie tego zrozumieć. Jak ona mogła w ogóle się kimś interesować? Nie rozumiał i chyba nigdy nie zrozumie, czyli tak jak jego przyjaciółka. Rano oboje zebrali się u niej w domu, gdy dostała wiadomość od rodziców, że mają kilkudniowy wyjazd służbowy. Po kilku minutach po wyjściu chłopaka, do jej drzwi ktoś zadzwonił. Szybko pobiegła otworzyć mając nadzieję, że to Scott przyszedł przeprosić. Może i się nie rozczarowała widząc te cudne loczki, to i tak wolała zobaczyć kogoś innego. Zaprosiła go do środka i razem udali się do jej pokoju. Blondyn od razu usiadł na jej łóżku, a ona obok, obejmując go, co oczywiście odwzajemnił.
- Znowu?
- Tak. - odsunął się i zdjął kurtkę, by ściągnąć koszulkę i pokazać kilka silników, zadrapań i krwawiących ran.
Lilith szybko wyciągnęła apteczkę z szafki nocnej i usiadła obok. Chłopak położył się na łóżku, patrząc w okno nad nim. Czuł jak zaczyna odkażać rany, na co kilka razy syknął. Zakładała plastry i smarowała maścią na siniaki. Potem podniosła jego głowę i usiadła za nim, kładąc ją na swoich kolanach i głaszcząc jego włosy.
- Jestem już tym zmęczony. - mruknął cicho, patrząc dalej w niebo. - Czemu on mi to robi?
- Obiecałam, że nie powiem nikomu, ale powinieneś w końcu to zgłosić. Tak nie powinno być. - złapała za jego dłoń, mocno trzymając.
- Boje się. - obrócił się na brzuch, obejmując przy okazji teraz jej brzuch.
- Sam zdecydujesz, kiedy nadejdzie ten moment. - nie zaprzestała pieszczoty, dodając mu otuchy i pokazując, że ma kogoś komu może zaufać.
- Dziękuję za to, że jesteś.
Isaac został do wieczora, nie wypuszczając z rąk swoją ulubioną przytulankę. Oglądając jakiś film u niej w pokoju na telewizorze, siedział za nią i przytulał od tyłu, by tylko czuć jej bliskość i ciepło drugiej osoby.
W poniedziałek rano zebrała się szybko, nie tracąc czasu. Zamknęła dom i wsiadła do samochodu, jadąc w stronę szkoły. Na miejscu wysiadła, patrząc na jeszcze pustą placówkę. Weszła do środka idąc do swojej szafki. Tam zauważyła pewną blondynkę w luźnych ubraniach i nerwowo bawiącą się suwakiem bluzy. Szybko do niej pobiegła, przytulając długo, co dziewczyna odwzajemniła. Cieszyła się widząc Erice z powrotem po jej tak długim pobycie w szpitalu. Obie uśmiechały się, zaczynając długą rozmowę i opowiadając co się działo. Jednak gdy szkoła zaczęła się przeładowywać uczniami, było to za dużo dla blondynki, która odeszła w cichsze miejsce, żegnając się wcześniej.
Lilith weszła na stołówkę, kupując równie szybko obiad i siadając obok swojego kolegi. Odetchnęła głośno, ciesząc się chwilowym spokojem. Rozmawiała spokojnie z Boydem, gdy nagle dosiedli się do nich Scott i Stiles. Dziewczyna spojrzała na jednego z chłopaków, uśmiechając się i sprawiając tak, by wszystko było w porządku.
- I jak ci się podobał mecz, Lil? - Stiles objął ją ramieniem, siedząc obok.
- Niesamowicie graliście. - uśmiechnęła się szeroko, podziwiając ich grę. - Tak krzyczałam gdy wbijaliście kolejne gole, że aż mi gardło wyschło. - zaśmiała się, na co dołączył do niej szatyn obok.
Nagle dosiedli się do nich inni uczniowie, w tym wielka miłość Stilinskiego od dziesięciu lat, z nią dziewczyna Scotta i przyjaciel Lil. Jackson od razu zrobił sobie miejsce pomiędzy nimi, by tylko usiąść obok brunetki. Objął ją ramieniem, przyciągając do siebie i całując w skroń.
- Chyba zapomniałeś o swojej dziewczynie. - prychnęła śmiechem, łapiąc go za brodę i obracając w stronę rudowłosej.
- Przecież każdy wie, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. - wzruszył ramionami, zerkając na niczym nie przejmującą się Lydie. - A tak właściwie, to z tym atakiem słyszałem, że to była puma.
- Myślałem, że to lew górski. - spojrzał na niego Danny.
Brunetka przestała ich słuchać, zaczynając rozmowę z Boydem po drugiej stronie. Słyszała jednak kilka urywek, jak podwójna randka na kręgielni. Poczuła kolejne ukłucie w piersi, gdy to usłyszała, niczego jednak nie pokazując.
Zachowując się normalnie chodziła dalej do szkoły, starając się jak może, by nikt nie zauważył jak smutna i zazdrosna jest w środku. Jednak gdy osoba którą się zauroczyła dobrze bawiła się na randce, musiała jakoś odreagować. Wykorzystując to, że rodziców nadal nie było, wsiadła w samochód i zaczęła jeździć jak uwielbia po ulicach Beacon Hills. Miała szczęście, że było już ciemno i minęła tylko kilka aut, jak pewny Chevrolet Camaro w czarnym kolorze. Można powiedzieć, że zrobili sobie mały wyścig, zjeżdżając pod koniec na stację benzynową. Lilith wysiadła w tym samym momencie co brunet, zaczynając tankować.
- Nie pomyślałbym, że ponownie się spotkamy. - uśmiechnął się, wykonując tą samą czynność co dziewczyna.
- Ja również. - zatankowała prawie do pełna, chcąc jedynie by liczba była równa. - Niezły samochód. - z uśmiechem poszła zapłacić i kupić coś na przekąskę.
Kręciła się po sklepie, wybierając to na co ma ochotę i co łatwo schować. Z prawie pełnym koszykiem udała się do kasy, gdzie zapłaciła za benzynę i zakupy. Z uśmiechem przyjęła również małą karteczkę z numerem telefonu kasjerka, który do brzydkich nie należał. Chichocząc wyszła na zewnątrz, kierując się do swojego samochodu. Jednak stanęła jak wryta, patrząc jak jakiś obcy mężczyzna rozbija szybę od strony kierowcy.
- Co Pan robi?! - krzyknęła biegnąc w jego stronę.
Mężczyzna patrzył na nią zdziwiony i dopiero po jakimś czasie spojrzał na samochód. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, że to nie czarny Chevrolet, a biały. Schował za plecy broń, którą rozbił szybę.
- Niech Pan nie myśli, że tak to zostawię! - patrzyła wściekle na mężczyznę, wiedząc, że ojciec tego tak nie zostawi.
- Czy to aby nie młoda Gonzales? - odezwał się Chris, przerywając swojemu koledze.
Brunetka spojrzała na mężczyznę, rozpoznają go. Zmarszczyła brwi, nie chcąc z nim rozmawiać bez obecności ojca. Odepchnęła mężczyznę obok i otworzyła drzwiczki, ręką zgarniając drobinki szkła na zewnątrz. Raniła sobie dłoń dość mocno, ale nie przejmowała się tym. Rzuciła reklamówkę z zakupami na siedzenie obok.
- Rachunek wyślę pocztą, Panie Argent. - jej głos był zimny, a wzrok wściekły.
Zdjęła swoją bluzę i pościeliła na siedzeniu, by pozostałe kawałki nie wbiły się tam gdzie nie trzeba. Wsiadła szybko i zatrzasnęła drzwi.
- Mam nadzieję, że Charles się za mną stęsknił, bo ja za nim bardzo.
- Jak cię nienawidził, tak nienawidzi, wujku. - warknęła i odjechała z pieskiem opon.
CZYTASZ
Friend |Teen Wolf|
Hombres LoboKażdy ją zna i każdy ją lubi. Gdy potrzebują pomocy, zrozumienia, zwyczajnej rozmowy lub by się komuś wygadać - kierują się do niej. Jednak każdy ma swoje sekrety, te z którymi nie mamy problemu i te, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego...