6. Siedziba

998 64 16
                                    

   Znowu niepewnie wyjrzałaś zza budynku. Twój wzrok nie napotkał niczego niepokojącego, chociaż raz spotkałaś jakąś niepokojącą bandę. Musiałaś wtedy zawrócić i iść na około budynku. Od tamtej chwili byłaś jeszcze ostrożniejsza. Ręka przestała ci aż tak dokuczać. Bałaś się, że spuchnie, lecz do niczego takiego nie doszło. Nie wiedziałaś, jak długo tam byłaś. Czas ciągnął się w tamtym miejscu do tego stopnia, że już dawno straciłaś orientację. Nie wiedziałaś też, czy dobrze idziesz. Parę razy minęłaś niektóre znajome obiekty, ale dałabyś sobie rękę uciąć, że to nie tędy tu trafiłaś. Ludzi omijałaś szerokim łukiem i nawet nie pomyślałaś, by kogoś poprosić o pomoc.
Zbliżałaś się do końca budynku gdy usłyszałaś kroki. Raptownie się zatrzymałaś. Nerwowo naciągnęłaś kaptur po sam nos. Idąc dalej dłonią wciąż naciągałaś go najniżej jak mogłaś. Zza budynku wyłoniła się kobieta. Nie wiedziałaś ile mogła mieć lat. Nawet jeżeli była młoda, wory pod oczami i uwidocznione kości policzkowe mogły sugerować coś zupełnie innego. Mętny wzrok miała wbity przed siebie. Mijając cię, nawet na ciebie nie spojrzała. Za to ty jeszcze przez jakiś czas wodziłaś wzrokiem za jej chwiejnym krokiem. Gdy zniknęła ci z oczu, opuściłaś głowę wlepiając wzrok w ziemię. Miałaś wielkie szczęście, że się tutaj nie urodziłaś.

   Gwałtownie uniosłaś głowę. Do twych uszu dotarł syk gazu. Nie byłaś pewna, czy to nie towarzysz chłopaka z którym się zetknęłaś, więc ukryłaś się za krawędzią budynku. Gdy zobaczyłaś dwie rozwiewające zielone peleryny, odetchnęłaś z ulgą. Bez obaw wyszłaś z cienia wymachując ręką. Jedna z osób cię spostrzegła. Po chwili obie gładko wylądowały obok ciebie. Ich kaptury opadały ukazując ci twarz Grace w towarzystwie mężczyzny. Kurze łapki wokół oczu stawały się widoczne.
- Świetnie. Nie mogłaś użyć sprzętu? Tyle czasu cię szukamy, a ty urządzasz sobie spacerki po podziemiu?- burknęła Grace.
- Miałam mały wypadek.
   Mężczyzna podszedł do ciebie przyglądając się sprzętowi. Dłonią pochwycił luźno zwisającą linkę. Hak był wyraźnie nadszarpnięty. Grace od razu pojawiła się obok, pochłaniając wzrokiem skonany sprzęt.
- Zderzyłaś się ze ścianą? A niby taka zdolna. Nieźle. Przynajmniej tobie nic się nie stało?
   ,,Tak, zderzyłam się ze ścianą. Miała kobaltowe oczy." pomyślałaś, mając w pamięci początkową bierność przeciwnika względem ciebie.
- Trochę siępotłukłam. Oprócz tego nic poważniejszego.
   ,,Chyba". Lewą rękę ukryłaś za płaszczem. Wolałaś o tym nie wspominać. Wiedziałaś zresztą, że kilka dni wystarczy, by ręką wróciła do stabilnego stanu, a robiąc niepotrzebny szum ominęłabyś ćwiczenia. Twoim głównym celem była teraz wyprawa. Wszystko inne musiało odejść w bok.

Grace uważnie ilustrowała cię wzrokiem.
- Masz szczęście- odezwał się w końcu mężczyzna. Miał niski, głęboki głos.- Do wyjścia mamy kilkadziesiąt metrów. Obejdzie się bez manewru. I tak lepiej żebyśmy nie rzucali się w oczy.
- Jak zakładam, coś ci nie wyszło, (tw/im). Co się stało?
    Nerwowość zakwitła na twojej twarzy.
- Nie udało mi się go złapać. Widziałaś, jaki był szybki.- Byłaś wściekła, że dałaś chłopakowi uciec. Spróbowałaś zmienić temat.- Co z tobą? Wszystko się udało?
   Garce biorąc się pod boki kciukiem wskazała Zwiadowcę.
- Z małą pomocą.
   Głupio było ci zapytać, czy ktoś go złapał, lecz musiałaś to zrobić.
- Cała trójka została złapana?
- Jednego sam Smith i Zacharius schwytali. Nieźle go pocharatali. Mają ciekawe sposoby na pobór rektorów. Ja od razu dołączyłbym do Zwiadowców zachęcona takimi rozrywkami- mówiła podkreślając ostatnie słowo.- Rudą zajęłam się ja i Robert, był jeszcze jakiś blondas. Nie wiem kto go złapał, ale grunt, że mamy wszystkich.
   Poczułaś ulgę. Nie byłabyś w stanie spojrzeć w oczy Smithowi i reszcie będąc winna niepowodzeniu misji.
- To znaczy, że już po wszystkim?
- Tak. Gdyby nie to, że podziewałaś się niewiadomo gdzie, bylibyśmy już w drodze na górę. Zrób coś z tymi siniakami. Wyglądasz paskudnie.
   Przelotnie uśmiechnęłaś się na tę uwagę. Gdy wrócisz, lustra będziesz omijać szerokim łukiem.

Odcień Nieboskłonu ( Levi x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz