7. Isabell

879 60 9
                                    

Czułaś na skórze spływający pot. Łapałaś szybkie oddechy. Wciąż czułaś w ustach metaliczny smak krwi, która niewielką ilością wyciekała z rozciętych warg. Podczas treningu trafiłaś na zdecydowanie silniejszego i bardziej zaprawionego w walce wręcz przeciwnika.
Podeszłaś do najbliższego drzewa, by móc się o nie oprzeć. Z każdą sekundą twój oddech stopniowo zwalniał, póki nie wrócił do naturalnego stanu. Serce również zwolniło swój rytm. Musiałaś przyznać, że trening solidnie cię zmęczył. Byłaś w Zwiadowcach zaledwie od kilku dni, lecz wciąż nie mogłaś przywyknąć do częstotliwości i długości treningów. Widocznym było, że kapitan wprowadzał w twoje ćwiczenia więcej urozmaiceń przy czym twoja kondycja nie była w szczytowej formie. Zastanawiałaś się tylko, czy robi to ze względu na twoje dobro, czy też ze względu niechęć, którą może podzielać z młodym kapitanem.

Podeszła do ciebie zdyszana Juliet. Z tego co zauważyłaś miała braki w umiejętnościach. Wyglądała na bardziej wykończoną treningiem niż ty. Dziewczyna poszła w twoje ślady i oparła się o drzewo. Póki łapała oddechy, żadna z was się nie odzywała. Dopiero gdy uspokoiła oddech spojrzała na widok przed wami. Randy i Mathias popychali się. Z waszych ust wydobył się cichy śmiech. Napotykając jednak niechętny wzrok Sany, twój momentalnie ucichł. Juliet od razu zauważyła twoją zmianę nastroju.
- Nie zawracaj sobie nią głowy. Taka już jest.
Spojrzałaś na nią posępnie.
- Jest jakikolwiek sposób, by przestała patrzeć na mnie z mordem wymalowanym na twarzy?
Dziewczyna przyglądała ci się z uśmiechem.
- Nie przesadzaj. Tylko wygląda na taką skwaszoną. Musisz znaleźć jakiś sposób, żeby jakoś się porozumieć.
Uniosłaś jedną brew w górę.
- To już wiem. Przydało by się jeszcze, żebym wiedziała, co dokładnie mam zrobić.
Blondynka przystawiła palec do brody, chwilę się nas czymś zastanawiając. Blond włosy, które podczas treningu uciekły z warkocza teraz pod wpływem potu przykleiły się do jej czoła i skroni.
- Sana jest dobra w walce wręcz.
- Nie dobijaj mnie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie dane mi z nią ćwiczyć, w przeciwnym razie...
- Nie, nie o to mi chodzi- przerwała.- Nie lubi cię, bo byłaś w Żandarmerii. Do tego jesteś córką dowódcy. Jej ojciec również był Zwiadowcą. Od początku ich nie znosił i przelał to na Sanę. Ona i jej rodzina jest do nich źle nastawiona. Jak z resztą zauważyłaś.

Zwróciłaś wzrok w stronę ciemnowłosej. Rozmawiała teraz z Mathiasem i Randym, którzy zdążyli przestać się bić i jedynym co zostało z minionego starcia, to spoczywająca na głowie blondyna dłoń wyszukująca ewentualnych guzów. Zdecydowanie tylko ty miałaś z nią problem.
- I co mam zrobić? Pociąć się, wylać całą swoją krew z żył, żeby pozbyć się pozostałości po ojcu i załatwić nową? Najlepiej po Zwiadowcy?
Dziewczyna popatrzyła na ciebie z nitką rozbawienia i politowania.
- Daj mi dokończyć. Sana myśli, że osiągnęłaś wszystko dzięki pozycji ojca. Więc mogłabyś spróbować się z nią zmierzyć.
Spojrzałaś na nią jak na szaleńca. Nie wiedziałaś, jak dobra była Sana, lecz z tego co zauważyłaś na pewno była na twoim poziomie. O ile nie na wyższym. Nim zdążyłaś jakkolwiek zaprotestować, dziewczyna cię uprzedziła.
- Pokażesz jej, że nie jesteś tak słaba jak myśli.

Spojrzałaś w bok. Rozlewiska trawy tańczyły pod wpływem podmuchu wiatru. Słońce przebijało się przez nieliczne chmury, posyłając promienie na ziemię. Dzięki delikatnemu wiatru, który wiał nieustannie, trening nie przychodził ci z tak wielkim trudem i teraz było zdecydowanie przyjemniej niż dnia poprzedniego, gdy słońce świeciło nie ograniczone chmurami ani choć jednym podmuchem wiatru.
Zdawałaś sobie sprawę, dlaczego Sana za tobą nie przepadała. Powód był taki sam, jak niechęć młodego kapitana. Najbardziej dobijało cię to, że ten powód był tym, czym się najbardziej martwiłaś. Twoje pierwsze miejsce cały czas się za tobą ciągnęło a obecność Mathiasa i nieprzychylność Sany jedynie przysparzała tobie kolejnych wyrzutów. Nie dość tego byłaś w stu procentach pewna, że to, iż nie zasłużyłaś na pierwsze miejsce jest całkowicie widoczne w twojej pracy fizycznej.
Twój wyraz twarzy okazywał niepewność i byłaś pewna, że nawet ślepy by to zobaczył.
- Spróbuj, nic ci nie zaszkodzi.
Spojrzałaś na nią z nikłym uśmiechem.
- Jeżeli nie licząc siniaków na całym ciele, albo złamań w wyniku ewentualnej furii, zupełnie nic.
Juliet automatycznie spojrzała na twoją rękę.
- Jest już lepiej?
- Tak. Na razie w porządku. Dzięki za te zioła.

Odcień Nieboskłonu ( Levi x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz