3. Więzy

1.3K 89 11
                                    

   Siedział za biurkiem, przyglądając się wam. Był poważny, nie okazywał większych emocji. Jak to zwykle miał w zwyczaju, jego ciemne, przeszywane białymi nitkami włosy były zaczesane do tyłu, nadając mu specjalnego wyrazu.

    Nic nie zapowiadało, by miał przyjechać. Myślałaś, że wciąż był w Mitras. Musiał wiedzieć o zamachu. W takim razie zapewne sam był jedynym z jego organizatorów przez co czułaś się jeszcze gorzej. Zaraz miałaś opowiadać im o twoim ,,instynkcie", dzięki któremu wyczułaś, że coś jest nie tak, podczas, gdy twój ojciec znał całą prawdę.
- Pułkowniku, tak mi przykro. Nie wiem, jak mogło dojść do takiego incydentu.- zaczął twój ojciec. Mówił to z takim żalem i tak pewnie, że gdybyś go nie znała, pewnie byś mu uwierzyła.
- Daję panu słowo, że wszyscy, którzy brali udział w tym procederze poniosą tego konsekwencje, jak i ci, którzy nie dopilnowali by pana bezpieczeństwu coś zagroziło-  powiedział, uderzając nawet lekko pięścią o blat biurka.
- Nie musimy tak tego rozstrzygać. Dzięki pana podwładnej nie doszło do niczego poważniejszego.- powiedział zachowując spokój. Dowódca i pułkownik przez cały czas patrzyli sobie w oczy. Byli opanowani. W którymś momencie zaczęłaś nawet ich porównywać, znajdując kilka wspólnych cech.
- Jak się spodziewam, jest to pańska córka.
   Jego twarz wciąż nie wyrażała nic oprócz wcześniejszych emocji. Czułaś niepokój.
- Owszem.
Powiedział to z takim chłodem, że poczułaś lekkie ukłucie w sercu.
- Jest bardzo utalentowana. W Zwiadowcach potrzebujemy takich żołnierzy, jednak z pozoru wszyscy tacy dołączają do Żandarmerii. Zdaje pan sobie sprawę, jak wielu ponadprzeciętnie utalentowanych żołnierzy pan ma? Pańska córka jest wśród nich.- rzekł Smith, kierując tę wypowiedź wyłącznie do twojego ojca.

   Jak dotąd byłaś wyłączanie świadkiem rozmowy niebezpiecznie kierującej się w twoim kierunku i tak naprawdę miałaś cichą nadzieję, że tak pozostanie.
- Oczywiście, że zdaje sobie sprawę. W końcu jestem ich dowódcą, a córkę wychowałem.
  Nie była to do końca prawda. W rzeczywistości być może myślał o twoich genach święcie wierząc, że za ich sprawą samoistnie, bez jego udziału były one lepsze niż doskonałe.
- Jednak przejdźmy do konkretów. Pułkowniku, kto i z jakiego powodu dopuścił się tego czynu musimy odłożyć na bok, póki nie zostanie przesłuchany zamachowiec, w tym czasie, (tw/i), musisz powiedzieć co wiesz o tym wypadku.
   Przeklnęłaś w myślach i w nerwach zagryzłaś wewnętrzną część policzka.
- Więc... Będąc na patrolu, zauważyłam tego mężczyznę, wyglądał na złodzieja,więc za nim pobiegłam...
   Twój głos drżał, łamał się, nie dość tego byłaś cała spięta. Nie potrafiłaś się skupić. Te kłamstwa drążyły w tobie dziurę od środka, która pogłębiała się z każdym twoim słowem.
- Twoje zeznania nie trzymają się kupy.- stwierdził ostro pułkownik Zacharius, uważnie mierząc cię wzrokiem.
   W duchu podziękowałaś mu za tę wiele wnoszącą uwagę. Zestresowałaś się jeszcze bardziej, o ile bardziej się dało w takiej sytuacji.
Towarzysz położył Mikeowi dłoń na ramieniu, dając mu tym do zrozumienia, by odpuścił.
- Rozumiem, że teraz nie jesteś w stanie złożyć zeznań, jednak jestem pewien, że gdy odpoczniesz, będziesz w stanie to zrobić.
   Trochę cię to śmieszyło, o ile można to tak nazwać. Mówił ci to człowiek, który tego samego dnia prawie nie został zamordowany. Być może spowodowane było tym, że jest zwiadowcą. Zapewne nie pierwszy już raz uniknął uścisku śmierci, cudem się z niego wyślizgując. Według ciebie jego słowa były naciągane. Podpowiadał ci to zdrowy rozsądek.
- Mówiąc o odpoczynku. W zaistniałej sytuacji wasz pobyt w Stohess zapewne się przedłuży. Ofiaruję więc wam pokoje w naszej siedzibie. Będziecie mogli w nich należycie wypocząć.- poinformował dowódca twojego korpusu. Jego gest świadczył o serdeczności i gościnności, jednak każdy, kto miał z tym człowiekiem jakikolwiek głębszy kontakt powinien wiedzieć, że pozbawiony jest obu tych cech.
   Zacharius spojrzał na przyjaciela, oczekując z jego strony decyzji.
- Dziękujemy ci za twoją gościnność, jednak mamy już opłacone miejsca w karczmie.- wyjaśnił. Ich rozmowa była tak spokojna, jakby rozmawiali o pogodzie za oknem. Myślałaś, że albo byli bardzo opanowani, albo szaleni. Mimo to widziałaś prawie że niewidoczną złość na twarzy ojca po wypowiedzianych przez pułkownika słowach. Czyżby coś jeszcze planował?
- Dobrze więc. Proszę o wybaczenie, jednak muszę odbyć rozmowę z podwładną. Karl.- mężczyzna zwrócił się do chłopaka stojącego pod ścianą. Był tak cicho, że całkowicie zapomniałaś o jego obecności.- Odprowadz panów.

Odcień Nieboskłonu ( Levi x Reader)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz