13. Wychodzi na to, że jestem ci winien taniec

2.6K 260 274
                                    

Ponieważ Prissy wróciła w ten weekend z Akademii Królewskiej, postanowiła urządzić razem z siostrą potańcówkę w stodole Andrewsów. Zaprosiły całą młodzież z Avonlea i okolic, a także muzyków z Charlottetown, znajomych studentki, którzy mieli zadbać o akompaniament.

Gdy Janka zaprosiła Anię, ta przytuliła ją i powiedziała:

— Janko, serdecznie dziękuję ci za zaproszenie! Zawsze marzyłam o pójściu na wiejską potańcówkę! Ale powiedz mi proszę — jak należy się na takową ubrać?

— Elegancką sukienkę, powiedzmy, drugą lub trzecią najlepszą. I oczywiście buty do tańca — wyjaśniła jej koleżanka.

Tak więc, gdy Shirley ledwo co przekroczyła próg domu, zawołała na cały głos:

— Marylo, nie uwierzysz, jakie szczęście mnie dzisiaj spotkało! Zostałam zaproszona na tańce do Andrewsów w ten piątek! Ubiorę tą piękną jasno błękitną sukienkę, którą ostatnio mi uszyłaś, mimo, iż jej bufiaste rękawy są bardzo małe. Ale chociaż tam są!

Kobieta zeszła szybko po schodach, przerywając rudowłosej jej monolog.

— Już, spokojnie — rzekła. — Nie ma czym się tak zachwycać. Jeśli chcesz, mogę ci podarować moje buty do tańca. Mam je jeszcze z czasów, kiedy sama byłam młoda. Tańczyłam w nich dokładnie raz. Jakże to było dawno.

Ania wpatrywała się w swoją wybawicielkę z zaskoczeniem.

— Już myślałam, że będę jedyną bez takich butów — wykrzyknęła, po czym przytuliła Marylę. — Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Już nie mogę się doczekać piątku.

🥕

Dziewczyna nuciła pewną piosenkę, stojąc przy lustrze i szczotkując długie, pomarańczowe włosy. Postanowiła, że nie zwiąże ich dzisiaj w warkocze. To była zbyt uroczysta okazja. Miała już na sobie sukienkę, i dobrała pasującą do niej błękitną wstążkę, którą wpięła w rozpuszczone włosy z tyłu. Uśmiechnęła się do swojego odbicia.

Szła po schodach, starając się iść delikatnie, prawie unosząc się w powietrzu.

Rodzeństwo Cuthbertów siedziało przy stole i wpatrywało się w tą piękną, prawie dorosłą istotę, która stanęła na ostatnim schodku i uśmiechnęła się promiennie. Nie mogli uwierzyć, że jeszcze pięć lat temu była małym dzieckiem, dopiero przybyłym z sierocińca.

Maryla wstała i podała jej buty. Były to zwykłe, kremowe pantofelki, ale kiedy Ania je tylko zobaczyła, z miejsca stały się jej ulubioną częścią garderoby.

— Proszę bardzo — starsza kobieta walczyła z tym, by się nie rozpłakać. Tak tęskniła za latami, gdy sama była młoda. Myślała wtedy, że ma przed sobą całe życie. — Niech ci służą.

— Połamania nóg — powiedział Mateusz.

Oboje patrzyli, jak Ania wychodzi przez kuchenne drzwi na podwórko i macha im na pożegnanie.

Gdy tylko stanęła na werandzie, nabrała w płuca świeże powietrze. Odetchnęła głęboko i roześmiała się.

Miała przed sobą piękne niebo. Słońce właśnie zachodziło, malując je na tysiące barw — pomarańczowy, żółty, czerwony, różowy, fioletowy, niebieski, biały i wiele innych odcieni tych kolorów, których nazwy jeszcze nie powstały.

Założyła buty i ruszyła po trawie. Była tam jednak rosa, a ona kochała dotyk trawy, szczególnie z rosą, na gołych stopach. Chwyciła więc pantofle w dłoń i pobiegła przez trawę. Czuła lekki wiaterek we włosach, gdy biegła dalej, przez ścieżkę, przez pole rzepaku, pole słoneczników i pełną kwiatów łąkę.

wróć kiedyś do domuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz