Miało nie być już rozdziału do jutra, no ale macie xdd Nie mogę się doczekać waszych komentarzy przy końcowych rozdziałach, więc wstawiam szybciej, niż planowałam <3
Odkąd tylko pamięta, marzyła, by nocować u swojej bratniej duszy. Teraz zdarzało się to całkiem często, jeśli liczyć też bratnie dusze, o których istnieniu jeszcze nie wiedziała. Ale wszystko przed nami, moi drodzy.
Diana i Ania wracały razem ze szkoły. Rudowłosa miała na chwilę wstąpić do siebie, by wziąć rzeczy, a potem udać się do Barrych.
Gdy szły przez pastwisko, zauważyły Jerry'ego. Przestał grabić siano i oparł się o grabie.
— Bonjour, Diana. Comment allez vous aujourd'hui?
— Très bien. Je te fais confiance aussi.
Ania przewróciła oczami i powiedziała, że zaraz wróci.
Gdy tylko minęła kuchnię, drogę zagroziła jej Maryla.
— Gdzież się ty znowu wybierasz?
— Do Diany. Na noc. Mówiłam ci.
— Może i tak, ale było to przed tym pamiętnym incydentem.
— Obiecałaś. Poza tym, po prostu leżeliśmy obok siebie!
— Leżeliście obok siebie? O tym nic mi nie wiadomo. Módl się, żeby Małgorzata się o tym nie dowiedziała, bo się od niej nie opędzisz. — Kobieta zastanowiła się chwilę. — Możesz iść do Barrych, ale jeśli usłyszę w mieście choć słowo o tej eskapadzie, oświadczam, iż będzie ona twoją ostatnią.
Shirley pokiwała głową i pobiegła do swojego pokoju, by spakować do torby rzeczy. Przez okno widziała Dianę i Jerry'ego. Podeszła bliżej. Jej przyjaciele byli cali zarumienieni, rozmawiali i śmiali się. Ania im zazdrościła. U nich wszystko było łatwe. Nie musieli niczego udawać.
Wzięła do rąk zwiędłe kwiaty, które stały na parapecie od marca. Dziewczyna nie mogła się przemóc i ich wyrzucić. Były już prawie całe brązowe, ale nie chciała zapominać. To był jedyny żywy dowód na to, że ktoś kiedykolwiek ją kochał. Nie mogła się go pozbyć. Jej opiekunka nie popierała zbędnych ozdób, ale nie mogła kazać Ani wyrzucić tych kwiatów — wiedziała, jaką mają historię.
Rudowłosa westchnęła ciężko i zeszła na dół. Pożegnała się z Marylą i wróciła na pole. Diana podskoczyła, kiedy ta ją minęła.
— Chodź, Diano — powiedziała, nawet się nie oglądając.
— Hm, do widzienia, Jerry. Miło mi się z tobą... — zatrzymała się na chwilę. — Rozmawiało.
Przytuliła zdziwionego chłopaka i pocałowała go w policzek. Potem uciekła, zostawiając go z wybałuszonymi oczami.
— Kto ostatni w domu, ten zgniłe jajo — roześmiała się i pobiegła tak szybko, że wyprzedziła Anię.
— No i z czego się tak cieszysz? — zapytała Jerry'ego Shirley. — Doczekałeś się!
— Zazdrościsz! — krzyknął za nią, gdy odbiegła, by dogonić przyjaciółkę. — Też byś tak chciała!
— Próbuj dalej! — zawołała. — Może kiedyś powiesz coś mądrego! Poza tym, nie mam czego zazdrościć! Sama mam lepiej!
— Akurat!
Ania roześmiała się, wzruszyła ramionami i pobiegła za przyjaciółką, która zniknęła już z jej pola widzenia.
🥕
Gdy ułożyły już się wygodnie w pościeli w pokoju gościnnym, czarnowłosa szepnęła:
CZYTASZ
wróć kiedyś do domu
Losowe❝Mam już swój wymarzony romans. I wcale nie jest taki tragiczny❞ Czyli co by było, gdyby Gilbert Blythe nie wyjechał w podróż, gdyż miał zbyt wiele powodów, by nie wyjeżdzać. A najważniejszym była pewna rudowłosa marzycielka. Duża dawka (mam nadziej...