Dawno, dawno temu...
Tak zaczynała się chyba każda historia, którą Lijam czytał w swoim życiu, a czytał ich naprawdę wiele.
Zatrzasnął książkę i rozejrzał się po pałacowym ogrodzie. Siedział w cieniu przy fontannie, a u jego stóp leżał jego jedyny przyjaciel – tygrys bengalski, Rajah. Lubił to miejsce ze względu na pięknie kwitnące glicynie zwisające nad jego głową. Było zdecydowanie jego ulubionym w całym tym ogromnym ogrodzie. Lubił tutaj przesiadywać, w cieniu, słuchając śpiewu ptaków. Zawsze tutaj czytał i pozwalał uciekać swoim myślom, przeżywał wszystkie historie, jakby były jego własnymi, ale sam nie mógł przecież przeżyć żadnej. Odkąd umarła jego matka, ojciec – sułtan, strzegł go jak oka w głowie.
Tak, Lijam był księciem. Dobrze wykształconym, z manierami, księciem, który oprócz pałacu nie miał innego życia. Nawet nie znał swoich przyszłych poddanych, nie miał pojęcia o ich problemach, bo nie wyściubiał nosa poza pałac, a przecież sam niedługo miał zostać władcą. Właściwie za trzy dni, w swoje urodziny miał wziąć ślub, takie było prawo. Przez to co chwilę ktoś przychodził do pałacu starać się o jego względy, ale on odrzucał wszystkich kandydatów i kandydatki. Chciał wziąć ślub z miłości, nie z przymusu. Może był naiwny, że o tym marzył, ale cóż... Taki właśnie był.
Westchnął ciężko i pochylił się, aby pogłaskać śpiącego Raję po głowie, po czym znowu otworzył książkę, odnalazł stronę, na której przerwał i ponownie zaczął czytać.
Chciałby przeżyć taką przygodę...
Historia opowiadała o Jaskini Cudów znajdującej się gdzieś na środku pustyni, kryjącej w sobie niezliczone ilości złota, do której mógł wejść tylko ktoś, kto kryje w sobie wielką wartość, jak nieoszlifowany diament.
Przymknął oczy, starając się sobie wyobrazić to jak najlepiej i zwrócił głowę ku powoli zachodzącemu słońcu. Nie miał pojęcia, że właśnie w tym momencie po przeciwnej stronie miasta, ze swojego, można by rzec, domu na pałac patrzy młody rzezimieszek, marząc o tym, żeby kiedyś w końcu być bogatym i mieć to, czego zapragnie.
Zain siedział na dachu budynku. To właśnie tutaj urządził sobie całkiem przyjemne mieszkanko dla siebie i swojej kapucynki – Abu. Kogo chciał okłamywać? Mieszkał tutaj, bo nie miał gdzie mieszkać, był sierotą, żył jedynie z drobnych kradzieży, bo musiał przecież jakoś żyć, jeść coś i karmić Abu, ale czasami siedział na tym wpół rozwalonym murze i patrzył na pałac. Lubił marzyć, że kiedyś jego życie się odmieni. Może nie zamieszka w pałacu, ale będzie mógł chociaż normalnie żyć.
Małpka wdrapała się na jego kolana, a on pogłaskał ją odruchowo.
– Wiem, Abu – powiedział. – Też jestem głodny. Prześpijmy się i jutro spróbujemy zdobyć coś do jedzenia.
Ostatni raz spojrzał na pałac, po czym wstał i poszedł do swojego prowizorycznego łóżka, składającego się z dużej ilości przypadkowo zdobytych łachmanów. Ułożył się na nim jak najwygodniej i starał się jak najszybciej zasnąć, bo jego żołądek aż skręcał się z braku jedzenia, a sen zawsze pozwalał zapomnieć.
Lijam tej nocy nie mógł spać, budził się co chwilę i rzucał po swoim ogromnym łóżku. Nie dawało mu spokoju, że ledwie kilka dni dzieliło go od jego urodzin, a on jeszcze niczego w życiu nie przeżył i nie przeżyje po swoim małżeństwie, wtedy tym bardziej będzie miał związane ręce i sprawy państwa na głowie. Był księciem, ale mimo tych wszystkich bogactw i luksusów, które miał na co dzień, nie znosił tego.
CZYTASZ
Arabian nights
FanfictionZaina i Lijama różni wszystko, jeden jest księciem pławiącym się w bogactwach, drugi musi kraść, żeby przeżyć. Jeden marzy o przygodach, drugi tych przygód ma aż nadto, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ciągle ścigających go żołnierzy z pałacu sułtana...