Środa, więc wpadają arabskie noce 😁
Mam dziwne przeczucie, że mój budżet na 2020 rok będzie w opłakanym stanie...
Lijam siedział w ogrodzie z Rają ułożonym u jego stóp, czytając, kiedy do jego uszu doleciała jakaś wrzawa dochodząca z miasta. Westchnął ciężko, zastanawiając się przez chwilę, co też ci ludzie mogą wyprawiać. Może przegapił jakiś festyn? To zdecydowanie brzmiało jak festyn, a przecież mógł o nim nie wiedzieć, nie interesował się ostatnio sprawami królestwa, co więcej, teraz nawet słowem nie odzywał się do ojca. Był na niego wściekły, że nie uratował Zaina, a Jafarowi pozwalał na tak duże ponoszenie się. Nigdy go nie lubił i wiedział, że kiedy on zostanie sułtanem, od razu ograniczy jego władzę tutaj.
Wrócił do książki, starając się czytać dalej, ale po chwili zatrzasnął ją ze złością, bo hałas z miasta zbliżał się coraz bardziej. Rajah podniósł łeb, patrząc na niego z zaciekawieniem.
– Chodź, Rajah – odezwał się Lijam. – Zobaczymy, skąd te hałasy.
Wstał i ruszył w stronę pałacu, oddalając się coraz bardziej od swojego ulubionego miejsca w ogrodzie, znajdującego się wśród glicynii. Przemierzał żwirowe ścieżki, a tygrys prawie bezszelestnie szedł za nim. W końcu wspiął się po schodach i otworzył jak szeroko drzwi pałacu.
– Co się dzieje? – zapytał pierwszego strażnika, którego spotkał.
– Nie wiem, panie – odpowiedział tamten, kłaniając się.
Lijam skrzywił się lekko i ruszył w kierunku schodów na piętra, z jego tarasu było widać miasto, więc może czegoś się dowie. Przeskakiwał po dwa schody i zaśmiał się, kiedy Rajah go wyprzedził, w dzieciństwie często się ścigali, przyspieszył więc, chociaż pewnie nie miał żadnych szans tygrysem, ale ten zdecydowanie poprawił mu humor. Biegł coraz wolniej, jednocześnie dysząc coraz ciężej, aż w końcu wpadł do swojej komnaty, popychając mocno drzwi, które utworzyły się na oścież i dosłownie padł na łóżko, śmiejąc się w głos i próbując złapać oddech, a Rajah wskoczył na niego, liżąc go po twarzy.
– Jesteś obrzydliwy – powiedział Lijam, wycierając się rękawem i spychając z siebie kota.
Przecież on nawet nie nadawał się na sułtana, był zbyt beztroski. Przeturlał się po łóżku i dosłownie zwlókł się z niego, mógłby tam zostać, ale ten na harmider był coraz głośniejszy i powoli zaczynał doprowadzać go do szału. Wyprostował się i odruchowo wygładził rękami jedwabne szaty, które miał na sobie, po czym ruszył na balkon. Otworzył drzwi jak szeroko, krzywiąc się na hałas, który od razu zwiększył się wielokrotnie. Wyszedł na zewnątrz i oparł dłonie o balustradę, wpatrując się uważnie w miasto. Coś działo się na głównej ulicy prowadzącej do bramy pałacu, coś, jakby pochód, ale Lijam nie był pewien, co to tak dokładnie było.
Rajah podszedł i otarł się o jego nogi, krążąc niespokojnie, jakby ten cały hałas zaczynał budzić w nim jakiś lęk, a on odruchowo pogłaskał jego puchaty łeb. Patrzył na pochód, który coraz bardziej zbliżał się w stronę pałacu i wtedy coś przyszło mu do głowy. Byle to tylko nie był kolejny książę chcący starać się o jego względy. Jeśli tak, to już mógł wracać do swojego królestwa, bo Lijam na pewno nie odda ręki komuś, kto z fanfarami wjeżdża do miasta, jakby nie wiadomo, kim był. Nie pozwoli mu się tak panoszyć, bo ten ktoś był na terytorium jego państwa i to Lijam tutaj rządził, a raczej zacznie za kilka dni.
CZYTASZ
Arabian nights
FanfictionZaina i Lijama różni wszystko, jeden jest księciem pławiącym się w bogactwach, drugi musi kraść, żeby przeżyć. Jeden marzy o przygodach, drugi tych przygód ma aż nadto, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ciągle ścigających go żołnierzy z pałacu sułtana...