Cały czas wydaje mi się, że dzisiaj niedziela... Ale witam w kolejnym rozdziale 😁
– Naprawdę się spotkają? – zapytał Bear, kiedy następnego dnia Liam położył się obok niego na łóżku.
– Naprawdę – potwierdził, przytulając chłopca.
Bear uwielbiał, kiedy czytali mu bajki, starali się to robić jak najczęściej i jeśli jeden z nich nie miał czasu, to drugi spędzał wieczory z synkiem, opowiadając mu przeróżne historie, teraz jednak Zayn pracował do późna, więc przypadła kolej Liama.
Zain niechętnie otworzył oczy obudzony przez Abu.
– Witaj – powiedział do małpki i przeciągnął się na swoim prowizorycznym posłaniu. – Pora wybrać się na targ i zdobyć coś do jedzenia.
Nie bardzo chciało mu się dzisiaj wstawać i gdyby nie Abu poleżałby jeszcze trochę, wygrzewając się w promieniach porannego słońca, ale nakarmienie małpki było dla niego o wiele ważniejsze. Wstał i podszedł do ogromnego dzbana z wodą, który kiedyś tutaj przyniósł. Nabrał trochę, po czym przemył twarz, a następnie napił się odrobinę. Pozwolił, żeby Abu skoczył mu na ramię i zszedł schodami z dachu budynku. Czuł się tutaj całkowicie bezpiecznie, od dawna nikt tutaj nie mieszkał, a budynek popadał w coraz większą ruinę, więc nikt nawet nie miał zamiaru tutaj zaglądać. Wtopił się w tłum ludzi już zmierzających na targ, obserwując ich uważnie, jeśli uda mu się ukraść im pieniądze lub coś kosztownego, powinno mu starczyć na trochę dłużej. Może dopisze mu dzisiaj szczęście i ktoś z pałacu wybierze się na zakupy?
Był coraz bliżej targu, ale nikt szczególny nie zwrócił jego uwagi do czasu, kiedy nie zobaczył pewnego młodego chłopaka. Był przekonany, że jest z pałacu, najprawdopodobniej jakiś młody służący, sądząc po tym, jak zdezorientowany był w tym miejscu. Pewnie pierwszy raz wysłano go po sprawunki i niedawno zaczął pracę.
– Abu – odezwał się cicho, wskazując dyskretnie palcem na młodego służącego.
Lijam rozglądał się dookoła. Tłum ludzi napierał na niego, a on nie wiedział za bardzo, co ma robić, nie przywykł do takiego życia i nie umiał się tutaj zachować, nie znał panujących tu zwyczajów. Ludzie potrącali go, popychali, a on najchętniej wróciłby do pałacu, w którym czuł się najbezpieczniej, ale teraz nie zamierzał się wycofać, skoro już podjął decyzję o ucieczce. Jakoś sobie poradzi, a na razie musiał zdobyć coś do jedzenia, bo jego żołądek już dopominał się porannego posiłku. W pałacu już dawno zjadłby śniadanie.
Jego uwagę właśnie w tym momencie zwróciła dwójka dzieci, najprawdopodobniej sierot sądząc po brudnych i obdartych ubraniach, stojąca przy stoisku z jabłkami, pięknymi dorodnymi jabłkami, na których widok i Lijamowi pociekła ślinka. Podszedł do nich i wziął dwa owoce, wręczając jej dzieciom, przecież był dobrym przyszłym władcą, musiał im pomóc, musiał dbać o swoich poddanych.
CZYTASZ
Arabian nights
FanfictionZaina i Lijama różni wszystko, jeden jest księciem pławiącym się w bogactwach, drugi musi kraść, żeby przeżyć. Jeden marzy o przygodach, drugi tych przygód ma aż nadto, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę ciągle ścigających go żołnierzy z pałacu sułtana...