2. Pierwszy dzień w nowej szkole

685 46 3
                                    

— Mieszkanie? — powtórzyła dziewczyna, patrząc na Starka uważnie.
— Będziesz miała bliżej, codzienne jeżdżenie byłoby męczące — wyjaśnił mężczyzna.
— To miało być krótkie zadanie — przypomniała mu.
— Wiem — powiedział. — Happy cię zawiezie, zadomowisz się.
— Podziwiam Pepper, że jeszcze cię nie udusiła — mruknęła Phoebe pod nosem, kierując się w stronę windy.
— Słyszałem!
— Cieszy mnie to — odrzekła i uśmiechnęła się pod nosem.

Następnego dnia, Phoebe jeszcze przed południem wyniosła swoje walizki na zewnątrz. Tam czekał na nią Happy, który przejął je i włożył do bagażnika w samochodzie. W tym czasie zdążyła wsiąść do samochodu i zapiąć się pasami.
Podczas jazdy zajęła się przeglądaniem informacji, które przesłał jej Stark na temat Petera Parkera. Nie zagłębiała się jakoś bardzo, musiała wiedzieć tylko podstawowe informacje, dzięki którym zbliży się do niego na tyle, by chłopak uznał ją za przyjaciółkę, albo osobę zaufaną. Dziewczyna równie dobrze zdawała sobie sprawę, że będzie musiała odsłonić trochę swoich kart z życia, co najbardziej jej się nie podobało.
Kiedy przejrzała wszystko, co mogło ją zainteresować, podniosła wzrok znad telefonu i spojrzała na kierowcę. Happy Hogan był dość tęgim mężczyzną i rzadko się uśmiechał. Phoebe sądziła, że to właśnie stąd jego przezwisko, bo Happy, to nie było jego prawdziwe imię. Mężczyzna był dość bliskim przyjacielem Tony'ego Starka oraz jego szoferem. Mimo to dość często woził Phoebe czy od niedawna Petera Parkera z prośby Tony'ego. Stark i Happy byli dla dziewczyny niczym wujkowie, naprawdę ich lubiła z wzajemnością z ich strony. Jej relacja z Happym była zgoła inna niż ze Starkiem, bo mężczyzna obchodził się z nią jak z małą dziewczynką, a Tony uwielbiał ją drażnić i prowokować, choć w głębi duszy zawsze gdzieś była ta ojcowska iskierka.
Patrząc tak na mężczyznę, zorientowała się, że to przecież Happy był łącznikiem Parkera i to on leciał z nim do Berlina.
— Happy — odezwała się Phoebe. — Leciałeś z Peterem Parkerem do Berlina, prawda? Powiedz mi coś o nim.
— A co chcesz wiedzieć? — zapytał, rzucając jej szybkie spojrzenie w lusterku.
— Chcę wiedzieć, jaki jest, powiedz mi to, czego nie znajdę w aktach — odrzekła, unosząc rękę z telefonem. — W końcu muszę sprawić, żeby mi zaufał, a te suche informacje dużo nie pomagają.
— Wie, że jesteś z T.A.R.C.Z.Y., już masz jego zaufanie. Chłopak potrafi cieszyć się życiem, gdy pojechaliśmy do Berlina, to ciągle nagrywał filmiki. Był strasznie podekscytowany... Codziennie zostawia mi na skrzynce pocztowej mnóstwo wiadomości... Ciągle czeka na kolejną misję.
— Od tej misji minęło z dwa miesiące... — zauważyła Phoebe.
— Wiem — powiedział Happy i spojrzał na nią w lusterku.
— Wow... — mruknęła. — Mi by się znudziło po kilku dniach. Naprawdę się podniecił, tym wszystkim.
— Jest naprawdę w porządku — rzekł Happy. — Dogadacie się.
— To praca, a nie wyprawa, żeby znaleźć przyjaciół, Happy.
— Uważam, że dobrze by ci zrobiło, gdybyś zakolegowała się z kimś w swoim wieku. Z kimś, kto też siedzi w tym świecie bohaterów.
— Nie narzekam na moich obecnych znajomych, Stark, Natasha, Wanda, Vision i ty wystarczająco uprzykrzacie mi życie.
— Ale...
— Happy — przerwała mu Phoebe. — Jadę tam tylko po to, żeby go przypilnować, poudawać jego przyjaciółkę. Pokaże Starkowi, że Parker jest grzeczny i nie robi niczego, co mogłoby być nieodpowiedzialne, a potem wrócę do siedziby.
Happy pokręcił głową i spojrzał na odbicie dziewczyny w lusterku.


Kiedy Phoebe weszła do mieszkania, które kupił Stark, była mile zaskoczona. Było urządzone w nowoczesnym stylu, jednak miało przytulną aurę. Przed przyjechaniem tu, bała się, że dostanie mieszkanie, które będzie wyglądało jak apartament milionera. Phoebe była pewna, że to Pepper wybrała to mieszkanie i wcale się nie myliła.
Podstawiła walizki przy ścianie i weszła do salonu, gdzie opadła na kanapę i rozejrzała się dookoła, przyglądając każdemu szczegółowi.
Już jutro z samego rana znajdzie się w szkole dla mózgowców. Nie bała się, że sobie nie poradzi, bo jej wiedza była dość spora, aczkolwiek nie była jakimś wybitnym umysłem. Jej problem polegał na tym, że ostatni raz, kiedy była w szkole, był gdy była jeszcze dzieckiem. Od dobrych kilku lat miała nauczanie indywidualne i w sumie jej to pasowało. Nie lubiła przebywać w miejscach, gdzie jest dużo ludzi. Przez ostatni rok mieszkała w Stark Tower, który znajdował się w centrum ogromnego miasta, przez co nie było nawet mowy o byciu daleko od ludzi. Jednak na szczęście jej pokój był tak zaprojektowany, że będąc w nim, zupełnie odcinała się od świata. Minus był taki, że zasięg satelity ani nic takiego też do niego nie docierało, więc by skorzystać z telefonu lub jakiejkolwiek elektroniki, musiała z niego wyjść.

Pierwszy dzień szkoły dla Phoebe zaczął się pozytywnie. Do szkoły nie miała daleko, więc nie musiała zrywać się z łóżka jeszcze przed świtem. Nastawienie też miała dość dobre, choć lekko aspołeczne. Nie była ona introwertykiem, ale przez lata żyjąc w zamknięciu, była dość sceptycznie nastawiona do ludzi. Ale przecież teraz to była tylko jej praca. Musiała po prostu dobrze odegrać swoją rolę. Chciała jak najszybciej zrobić, to po co tu przybyła, a potem wrócić do swojego codziennego życia. Więc dziś w jej głowie był tylko jeden cel, a był nim Peter Parker.

Dzięki nawigacji w telefonie trafiła do szkoły, gdzie zobaczyła tłum nastolatków, krzątających się po korytarzach. Uznała, że szukanie Parkera zostawi sobie na później. Najpierw ona sama musiała odnaleźć się w tym rozgardiaszu.
Kiedy nadeszła już ostatnia lekcja przed lunchem, usiadła w trzeciej ławce przy oknie, gdzie było jedyne wolne miejsce.
Siedziała oparta o oparcie krzesła i uderzała długopisem w swoje palce, analizując, to co nauczyciel pisał na tablicy.
— Phoebe — zwrócił się do niej nauczyciel — przerabiałaś już ten temat wcześniej?
— Nie, profesorze — skłamała. — Ale nadrobię materiał.
— Rozumiem, pamiętaj, że zawsze możesz poprosić kogoś z klasy, by ci pomógł... No dobrze klaso... ostatnie zadanie rozwiąże sam, żeby wam pokazać, jak to zrobić — powiedział i znów odwrócił się w stronę tablicy.
Kiedy tylko zadzwonił dzwonek, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła do swojej szafki. Odłożyła wszystkie niepotrzebne rzeczy, nim jednak zamknęła szafkę, wyjęła telefon z kieszeni i sprawdziła, czy nie ma na nim żadnych powiadomień. Od razu po włączeniu wyświetlacza zobaczyła nieodebrane połączenie od swojej mamy. Zamknęła szafkę i ruszyła w stronę placu na zewnątrz budynku, gdzie uczniowie mogli wychodzić podczas przerw. Gdy tylko znalazła się na powietrzu, zsunęła okulary przeciw słoneczne na nos i wybrała numer rodzicielki w telefonie. Zadzwoniła dwa razy, ale za każdym razem po chwili czekania odzywała się automatyczna sekretarka. Westchnęła i wsuwając komórkę do kieszeni, weszła z powrotem do szkoły, kierując się do stołówki. Pora lunchu, to był idealna okazja by znaleźć Petera Parkera. 
Gdy tylko przeszła przez wielkie drzwi, zobaczyła masę ludzi z tacami jedzenia, krzątających się pomiędzy stolikami. W miarę możliwości, jak najszybciej przeleciała wzrokiem po wszystkich osobach w stołówce, szukając tej jednej właściwej. Gdy już miała zaczynać od nowa analizować każdy stolik z osobna, jeden rzucił jej się w oczy. Po drugiej stronie pomieszczenia stał praktycznie pusty stolik, przy którym siedziały tylko trzy osoby; Parker, jakiś chłopak i dziewczyna w sporej odległości od nich. Phoebe ruszyła pewnym krokiem w ich kierunku, ale w połowie drogi zatrzymał ją jakiś męski głos:
— Siadaj z nami — powiedział chłopak, który był w klasie, do której dołączyła Phoebe.
Phoebe spojrzała w jego stronę i zobaczyła, że przy stoliku siedziało jeszcze czterech innych chłopaków, ale tylko troje z rozpoznała. Siedzieli kawałek dalej od niej na matematyce. Pomiędzy nimi siedziała jeszcze trójka dziewczyn, ale z żadną z nich Phoebe nie uczęszczała na lekcje.
— Może innym razem — odpowiedziała Phoebe.
Chłopak uśmiechnął się, myśląc, że dziewczyna zażartowała, a reszta osób wpatrywała się w nią uważnie.
— Życzę smacznego — odrzekła i ruszyła przed siebie.
Podeszła żywym krokiem do prawie pustego stolika i zatrzymała się, stając naprzeciwko Petera i jak wywnioskowała, jego kolegi.
— Cześć — przywitała się, siadając przy stole i zdejmując okulary przeciwsłoneczne.
Parker, gdy uświadomił sobie, kto to jest, otworzył szeroko oczy, na co ona uśmiechnęła się lekko.
— Phoebe — przedstawiła się, wyciągając rękę w kierunku chłopaka siedzącego obok Spider-Mana.
— Ee... Ned — odpowiedział chłopak lekko zmieszany, zerkając na swojego przyjaciela.
— Ned? To skrót? — zapytała.
— Tak... — odpowiedział, coraz bardziej marszcząc brwi. — Od Edward.
— Nie dziwię się, że używasz zdrobnienia, bardziej ci pasuje — stwierdziła.
— Co ty... — zaczął zdziwiony Peter. — Pan Stark ma coś dla mnie? — zapytał szeptem, a jego oczy aż się rozjaśniły z podniecenia. Szybko jednak oprzytomniał, zdając sobie sprawę, że Ned siedzi obok nich a dziewczyna może powiedzieć coś o Spider-Manie.
— Nie — odrzekła. — Jestem tu... przejazdowo, że tak to ujmę.
— Też masz staż u Starka? — zapytał Ned.
— Staż?
— Tak! — odpowiedział szybko Peter, modląc się w duchu, żeby dziewczyna nie drążyła tematu — Stamtąd się znamy.
— No tak — odpowiedziała dziewczyna, załapując, o co chodzi. — Ja nazywam to praktykami, ale to w sumie jedno i to samo. — Peter opowiadał ci, co tam robi?
Parker posłał jej wystraszone spojrzenie, bał się, że dziewczyna może powiedzieć coś, czego nie powinna.
— Nie bardzo... — odpowiedział Ned. — Jakieś ekonomiczne sprawy.
— No tak. Nie dziwię mu się, nie ma co opowiadać. Czasami naprawdę można się tam zanudzić — skomentowała i spojrzała na Parkera, któremu kamień spadł z serca.

Banshee | ,,Spider-Man"|ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz